Vital Heynen: To prosty system. W środę lecę do Chicago, dojeżdżam na pierwsze spotkanie, prowadzę również kolejne, a później zobaczę, co się stanie. Będę z drużyną dwa dni w Ameryce, więc przegapię tylko dwie doby przygotowań do turnieju kwalifikacyjnego.
- Bardzo dużo. 4 godziny.
- Patrzy pani na tę sytuację od negatywnej strony. Ja nie widzę problemu. Jeśli się pojawi, to na pewno go rozwiążemy.
- To nie była moja decyzja. Poinformowałem Polski Związek Piłki Siatkowej, że moi asystenci zostają w Zakopanem z grupą, która przygotowuje się do turnieju kwalifikacyjnego. To władze Związku zdecydowały o tym, że do Chicago poleci Jakub Bednaruk. Szczerze mówiąc, to z żadnym trenerem poza moimi asystentami w Polsce nie pracowałem, więc decyzję o wyborze podjął PZPS. Rzecz jasna nie była to idealna alternatywa przez nieznajomość szkoleniowców, ale rola nowego asystenta ograniczać się będzie wyłącznie do przeprowadzenia dwóch treningów. Zawodnicy wiedzą, że będę z nimi w czasie meczu. We wtorek odbędzie się trening z Jakubem Bednarukiem.
- Nigdy nie podaję listy zawodników tak wcześnie. Dlaczego? Bo tym samym pomógłbym rywalom.
- To prawda, ale to nie to samo. My musimy czekać do spotkania technicznego przed meczem, by poznać dokładny skład rywali. Dlaczego mielibyśmy ułatwiać zadanie przeciwnikom i podać nasz skład wcześniej? Nie wiem, kto pojedzie na Final Six z Iranu i nie wiem, kto pojedzie z Brazylii. Dlaczego więc ja sam miałbym odkrywać swój zespół?
- Tak. Rywalom było strasznie trudno grać przeciwko nam. Dlaczego? Bo nigdy nie wiedzieli, jaki skład wystawimy. Musieli czekać do środy i tym samym został im tylko jeden dzień na przygotowanie taktyki na mecz. Przez nasze rotacje nie byli w stanie wytypować właściwej 14-stki. Korzystaliśmy z usług 26 zawodników. Dlaczego miałbym dać przeciwnikom dodatkowe dwa dni na przygotowanie się do meczu? Niezależnie od tego, gdzie gram, zawsze walczę o zwycięstwo i nie zamierzam pomagać komuś w tym, by nam je odebrał.
- To byłby kolejny cud po tym, jak wygraliśmy 11 z 15 meczów, grając 26 zawodnikami w Lidze Narodów. Myślę, że największą zaletą naszej drużyny jest to, że w ostatnich tygodniach mimo trudnej sytuacji graliśmy bardzo dobrą siatkówkę.
- Tak samo było w Mediolanie i Lipsku. Poza tym część doświadczonych siatkarzy i tak pojechała do Chicago.
- Tak, wszystko jest sprawą otwartą. Myślę, że jednym z największych plusów naszej gry w Chicago jest możliwość wykazania się poszczególnych zawodników. Jedyną negatywą rzeczą płynącą z awansu do Final Six jest to, że mój terminarz stał się bardzo napięty. Nie mogę pozwolić sobie na trzy dni wolnego, które chciałem wziąć. Z drugiej strony jestem szczęśliwy, ponieważ moi podopieczni dostaną szansę na grę na najwyższym poziomie z drużynami, które powinny grać w najmocniejszych składach.
- Również zostaje. Statystykiem na turniej w Chicago będzie Iwo Wagner.
- Nie ma o czym mówić. Wybór takiego rozwiązania byłby dla mnie wielkim zaskoczeniem. Rzecz jasna mogą przytrafić się kontuzje, problemy wewnętrzne, ale w innych warunkach ten pomysł raczej nie przejdzie mi przez głowę.
- W moim zamyśle ja nie mam niczego ustalonego, bo to rzeczy same się ustalają. To, kto pojechał do Chicago, i jak trenujemy w Zakopanem w większości wyniknęło samo. Rzeczy układają się gładko, więc do tej pory nie musiałem podejmować wielkich i poważnych decyzji, które będą rzutować na resztę sezonu reprezentacyjnego. Każdy wie, co ma robić. Nie lubię, jeśli trener jest zmuszony do podejmowania gwałtownych, nagłych i zasadniczych decyzji. To oznacza, że coś jest nie tak.
- Oczywiście, że dam wszystkim szansę. Nie wierzę w wyjściową szóstkę. Wiem, że wszyscy gracze, którzy pojadą do Gdańska na turniej kwalifikacyjny będą w stanie walczyć z Francją. Przed meczem z Trójkolorowymi zadecydujemy, jaki skład będzie idealny. Zadecydują o tym również kwestie stricte formy i zdrowia, ale na ten moment w kadrze nie ma gracza, który miałby się źle. Poza Bartoszem Kurkiem wszyscy czują się dobrze.
- Nikt nic nie mówi, ponieważ w maju rozpoczęliśmy z nim pracę i okazało się, że progres nie jest tak szybki, jaki zakładano. Nie ma go w Zakopanem, jest w innym systemie treningu. Nie jest gotowy grać w „prawdziwą” siatkówkę.
- Przeżył poważna operację na przełomie kwietnia i maja. Trzy miesiące później, owszem, można zobaczyć progres, ale nieduży. Nie wiem, jak szybko to pójdzie. Jeśli tempo z ostatnich trzech miesięcy się utrzyma, to jasne jest, że nie pojedzie na mistrzostwa Europy. Nie chcę też ryzykować jego zdrowiem, bo po co? Żeby zakwalifikować się do igrzysk olimpijskich musimy grać idealnie. Pospieszanie go w procesie leczenia nie miało sensu. Powiedziałem mu, że w tym momencie nie liczy się to, by wystartował w mistrzostwach Starego Kontynentu. Najważniejsze jest, by któregoś dnia powrócił do całkowitej sprawności. Jeśli ten czas przyjdzie w październiku, to również będę z tego bardzo zadowolony.
- Nie wiem. To strasznie miłe, że na razie powoli samo się wszystko układa. W poprzednim roku moimi „czwartymi” środkowymi byli Jan Nowakowski i Bartosz Lemański. Odkryłem jednak, że pomiędzy nimi, a trzema najlepszymi była różnica, więc na mistrzostwa zabrałem tylko trzech, co odblokowało mi możliwość powołania trzech atakujących. W tym roku mam czterech dobrych środkowych. Nie jest wykluczone, że ta sytuacja przełoży się na to, że na ataku będę miał tylko dwa miejsca. Bycie trenerem nie jest sztuką wyboru graczy, a zbalansowania drużyny. Możliwe jest też to, że powołam więcej przyjmujących. Wszystko jest otwarte. W zeszłym roku nie wziąłem trzech atakujących, bo pierwotnie po prostu postawiłem na trzech środkowych. To w konsekwencji dało mi jedno wole miejsce, które spożytkowałem na dodatkowego atakującego.
- Do 19 lipca.
- Nie. Może pojadę tam bez kontraktu, haha. Jest szansa, że zostanę trenerem włoskiego zespołu, ale to wszystko zależy od władz klubu. Jeśli będą mnie chcieli, to dołączę do sztabu. Jeżeli nie, to nie mam z tym problemu. To niesamowita szansa dla mnie jako dla trenera. To jeden z najlepszych klubów świata. Władze zespołu muszą jednak zaakceptować moje ograniczenia, a jednym z nich jest praca z polską kadrą, która jest moim pierwszym wyborem.
- Powiedziałem, że w kontekście klubu zrobię tylko to, co będzie dobre dla polskiej kadry. Jeśli mój wybór klubu by nie pomagał, to nie podjąłbym się tego wyzwania.
- Są trzy aspekty. Pierwszym z nich jest prowadzenie jednej z najlepszych drużyn świata. Niesamowite doświadczenie. Jak stać się lepszym trenerem? Poprzez zajęcie się najlepszymi zespołami. Może przegram, ale na pewno się nauczę i będę mądrzejszym szkoleniowcem. Drugą sprawą jest przejście do prawdopodobnie najlepszej ligi świata, w której gra duża część światowej czołówki. Mogę zobaczyć wszystkich najlepszych - przez cały sezon obserwować Serbów, Włochów, Amerykanów czy Brazylijczyków. Poza tym w Perugii gra jeden z moich graczy i co zabawne, ten, którego znam najmniej. Miałbym ekstra rok na poznanie go przed igrzyskami. Minusy? Nie miałbym czasu na podróżowanie i spotkanie się z zawodnikami. Nie podpisałem jeszcze kontraktu. Moi gracze wiedzą jednak o tym, że chcę to zrobić i są włączeni w proces podejmowania decyzji.