Najpierw wolną niedzielę dostał Paweł Zatorski. Trener Ferdinando De Giorgi uznał, że na pozycji libero wszystko jasne – młody tata jest pewniakiem do gry, dlatego szybciej od kolegów pojechał do domu, do syna, który przyszedł na świat kilka dni temu. Później wolny niedzielny wieczór dostali Michał Kubiak i Dawid Konarski. Kapitan zagrał bardzo dobrze w sobotę z Kanadą, a atakujący szczególnie w piątek przeciw Francji udowodnił, że wciąż bije mocno i skutecznie. Dlatego obaj odśpiewali hymn Polski stojąc nie z kolegami na parkiecie, tylko za boiskiem i to stamtąd patrzyli, jak radzą sobie ci, którzy w trakcie mistrzostw Europy mają dawać im złapać oddech. Wobec takich decyzji De Giorgiego na spotkanie z Rosją, rywalem dla nas szczególnym, wyszliśmy składem zaskakującym. Wyglądał tak: Maciej Muzaj na ataku, Grzegorz Łomacz na rozegraniu, Artur Szalpuk i Rafał Buszek na przyjęciu, Łukasz Wiśniewski i Mateusz Bieniek na środku oraz Damian Wojtaszek na libero. Raz: trener dotrzymał słowa, dał prawdziwą szansę tym, na których zwykle stawia mniej (w niedzielę na boisku w końcu pojawił się każdy poza następnym pewniakiem – Bartoszem Kurkiem). Dwa: nie jest powiedziane, że Polski w takim zestawieniu więcej już nie zobaczymy. Okazją może być choćby mecz grupowy numer trzy na ME, w którym zmierzymy się z Estonią. Trzy: nie jest powiedziane, że zmiennicy będą przydatni tylko wtedy, kiedy będziemy się spotykać z wyraźnie słabszymi rywalami. W naszej kadrze są młodzi ludzie z dużym potencjałem, co obserwowaliśmy i w ostatnich latach, gdy kadrę prowadził Stephane Antiga, i w tym sezonie, na przykładzie Bartłomieja Lemańskiego. A i w niedzielę w Krakowie były momenty, gdy aktorzy zwykle drugoplanowi porywali publikę.
Oczywiście wynik seta pierwszego i drugiego nie kłamie - Polakom długo raczej nie szło niż szło. Dlatego już w drugiej partii De Giorgi zaczął zmieniać. Przy stanie 17:21 Muzaja zastąpił Łukasz Kaczmarek. Włoch i tak miał zaskakująco dużo cierpliwości do zawodnika, który walił na oślep, zazwyczaj w rosyjski blok, i skończył zaledwie pięć z 20 piłek. Wcześniej trener zareagował na słabość naszego środka - wprowadził Bartłomieja Lemańskiego i Jakuba Kochanowskiego, bo Wiśniewski i Bieniek nie zdobyli ani jednego punktu blokiem. Problemów było mnóstwo - jak trafił się nam ktoś, kto kończył ataki, to za to fatalnie przyjmował. W ofensywie 9/13, a zagrywką ustrzelony aż cztery razy – to bilans Szalpuka po dwóch setach. Po nich, przegranych do 16 i 19, trudno było się pocieszać, że grają tylko zmiennicy. Na szczęście w trzeciej partii wreszcie zaskoczyło to, co De Giorgi pozmieniał. Z dobrej strony pokazał się Kaczmarek, który może nie niszczył atakiem (5/12), ale pomógł zbudować drużynie przewagę serią dobrych serwisów (powtórzył to w końcówce czwartego seta). A dużą różnicę zrobili środkowi – w tym secie Kochanowski zanotował dwa bloki, natomiast Lemański dorzucił jeden blok w tej i dwa w kolejnej partii. Generalnie widać było, jak nasza młodzież się rozkręca. Z biegiem czasu prowadzący grę Łomacz miał coraz więcej czynnych opcji, a i w bloku (po dwóch setach tylko punkt w tym elemencie, po czterech setach już osiem punktów), i w obronie byliśmy wyraźnie żwawsi.
Od początku trzeciego seta za Buszka grał Aleksander Śliwka. Ten chłopak był bohaterem pierwszego oficjalnego meczu kadry pod wodzą De Giorgiego i szkoda, że po świetnym występie przeciw Brazylii nie potwierdził gotowości do stałej gry na takim poziomie. W tej trzeciej partii zdobył jeden punkt, mimo że w ataku dostał aż sześć piłek. Słabo. Ale za to pomógł na przyjęciu. W całej partii nie popełniliśmy ani jednego błędu, a ciężar odpowiedzialności rozłożył się po równo na Śliwkę, Szalpuka i Wojtaszka – każdy z nich odbierał po sześć razy. W dwóch wcześniejszych setach Rosjanie zaserwowali siedem asów, w trzecim ani jednego – to od razu miało przełożenie na wynik, a ta wygrana partia zupełnie odmieniła naszych zawodników pod względem mentalnym.
Wobec zaskakującej porażki Francji z Kanadą (0:3) mecz Polska – Rosja był starciem o pierwsze miejsce w XV Memoriale Wagnera. Pewnie, że wygrywać w Krakowie trzeba będzie na początku września, a nie w połowie sierpnia, jasne, że zwycięstwo w towarzyskim turnieju nie ma wielkiego znaczenia, ale na pewno przyjemnie skończyć jakiś etap pracy w taki sposób. A zwłaszcza po takim meczu – odwróconym z 0:2 i to głównie przez zmienników. Dla statystyków: to siódmy wygrany Memoriał Wagnera przez Polskę. A dla tych, którzy szukają dobrych znaków przypomnienie: jedyny w historii naszej siatkówki złoty medal mistrzostw Europy kadra zdobyła w 2009 roku tuż po wygraniu Memoriału Wagnera.
Teraz ostatnie wolne dni, a później ostatni szlif – po meczu z Rosją zawodnicy rozjadą się w swoje strony, ponownie kadra spotka się w Spale w czwartek 17 sierpnia. Od tego momentu zostanie już tylko tydzień do inauguracji mistrzostw Europy. Czasu na przygotowanie się do starcia z Serbią na warszawskim Stadionie Narodowym jest mało. Ale to nie szkodzi, o ile faktycznie przez poprzednich sześć tygodni w Spale nasz zespół pracował tak dobrze, że teraz może spokojnie czekać na szczyt formy. Czy ten przyjdzie, czy poza wsparciem 60 tysięcy kibiców, którzy na pewno wyzwolą w zawodnikach dodatkową wolę walki, nasza reprezentacja będzie miała na tyle dużo atutów siatkarskich, by pokonać najtrudniejszego rywala i zarazem jednego z głównych faworytów polskich ME? Odpowiedź coraz bliżej. Sparingi – trzy ze Słowenią w Spale (przegrany 2:3 i wygrane 3:0 i 3:1) oraz trzy krakowskie, memoriałowe (2:3 z Francją, 3:0 z Kanadą, 3:2 z Rosją) gwarancji nie dają, ale nadzieję już na pewno.