Siatkarski gigant wraca do ligowej dominacji? "Chcemy się przyzwyczajać do zwyciężania"

Grupa Azoty Chemik Police w zeszłym sezonie w fatalnym stylu zakończyła sezon Ligi Siatkówki Kobiet, ostatecznie pozostając poza podium. Pierwszy od 5 lat brak medalu doprowadził do rewolucji, a w nowym zespole prowadzonym przez Ferhata Akbasa rozbudził żądzę zemsty na rodzimej lidze. Dominator chce od nowa przyzwyczaić się do zwyciężania.

Marsz, marsz

Grupa Azoty Chemik Police to siedmiokrotny mistrz Polski. Tylko 3 drużyny w całej historii walki o ten tytuł mają więcej złotych medali wywalczonych w sezonach ligowych – AZS-AWF oraz AWF Warszawa i BKS Stal Bielsko-Biała. Wszystkie swoje sukcesy osiągały jednak przed erą usamodzielnionej ligi, zarządzanej przez PLS. Największym wygranym tego ostatniego okresu w polskiej siatkówce kobiet jest jednak drużyna z zachodniopomorskiego, która od powrotu do najwyższego poziomu rozgrywkowego ze sponsorem – Grupą Azoty – przez 5 lat wygrywała niemalże z każdym.

Chemik w trakcie tego mistrzowskiego marszu rozegrał łącznie 147 ligowych spotkań, z których przegrał jedynie 12 i maksymalnie 3 w jednym sezonie. To liczby, których w swoich ligach nie powstydziłby się mistrz żadnej z dominujących w Europie nacji. Polskiemu gigantowi, co prawda poza krajowym podwórkiem nie szło, ale to raczej wina różnicy ligowych poziomów. I braku rywali, którzy napędzaliby rywalizację. Tej na dobrą sprawę wiele nie było, bo drużyny często zadowalały się już awansem do finału – zapewnieniem sobie medalu, którego brak dla Chemika byłby dramatem. I stał się nim w poprzednim sezonie.

Zobacz wideo

Atom Trefl Sopot, Grot Budowlani Łódź, ŁKS Commercecon Łódź, Developres SkyRes Rzeszów, a wcześniej Impel (dziś #Volley - przyp.red.) Wrocław – to drużyny, które w ciągu tych kilku sezonów starały się przeciwstawić policzankom. Tylko raz w finale udało im się ugrać z Chemikiem więcej meczów niż wymagane było do najszybszego możliwego zdobycia mistrzostwa przez zawodniczki z Polic. Zrobiły to siatkarki Atomu Trefla Sopot w 2015 roku. Dominacja z sezonu na sezon wydawała się być coraz mniejsza, dopuszczająca do myśli zawodniczek, że tak łatwo, jak we wcześniejszych sezonach może już nie być. Analizowano czy to Chemik słabnie, czy inni się rozwijają i rosną w siłę. 

R jak Rewolucja

Sezon 2018/2019 przyniósł rozwiązanie, o którym nikt w Policach przed jego rozpoczęciem nie miał prawa wspomnieć. Zespół nie tylko nie zdobył złota, co już dla wszystkich wydawałoby się sensacją, ale nie założył na szyję nawet brązowego medalu. Walkę o finał przegrał z Grot Budowlanymi Łódź, którzy ostatecznie ulegli w nim ŁKS-owi Commercecon. Na przestrzeni całego sezonu potrafił jednak przegrać z każdą drużyną z najlepszej "3", zaliczając ogółem 8 ligowych porażek. 

Po takim blamażu w klubie musiały pojawić się bolesne rozstania i polecieć głowy - odszedł trener Marcelo Abbondanza i część zawodniczek: m.in. mistrzyni świata z Serbią, grająca na przyjęciu Bianka Buša, czy jej rodaczka, rozgrywająca Sladjana Mirković, a do tego chorwacka atakująca Sanja Gamma, amerykańska środkowa Chiaka Ogbogu i polska libero Aleksandra Krzos. Rewolucja przez duże "R".

Zaczęło się intensywne okienko transferowe, choć w zasadzie część twarzy z poprzedniej drużyny wystarczyło jedynie odmrozić, po tym jak Abbondanza na dużą część sezonu odsunął od regularnego grania Marlenę Kowalewską, czy Natalię Mędrzyk. Do tego pojawiły się dwie nowe skrzydłowe z Kuby - Wilma Salas i Gyselle Silva, a także ukraińska środkowa Irina Trushkina. Miały nadać sporej dynamiki i świeżości grze całego zespołu, który do tamtego momentu zastygł w miejscu i nie potrafił wykonać kolejnego kroku. Do składu dołączyła też postać ze sporą dawką charakteru, która miała kompletnie zmienić to, jak w kolejnym sezonie będzie funkcjonował Chemik. 

Oswoić się ze zwycięstwami

W każdym kraju, do którego przyjeżdżał drużyna, której częścią sztabu się stawał zdobywała ligowe złoto. Wygrał siatkarską Ligę Mistrzyń jako asystent trenera tureckiego VakifBanku Stambuł, w którym uczył się od Giovanniego Guidettiego. W pierwszym klubie, którego stery przejął jako główny szkoleniowiec - rumuńskim CSM Bukareszt, poza mistrzostwem ugrał także krajowy puchar i miał wieszane na szyi dwa srebrne medale. Ferhat Akbas, bo o nim mowa, z pewnością nie był najgorętszym nazwiskiem w Europie, ale już po CV człowiekiem, któremu wiele klubów chętnie przekazałoby misję budowy drużyny. Tak, jak pozwolił to sobie zrobić Chemik. 

Akbas poukładał zespół po swojemu, ale jego najważniejszą cechą jest wykorzystywanie poza widocznymi atutami, pełnego składu. Jedna zawodniczka, która wydawałaby się nie być kluczową w danym momencie, potrafi wejść na boisko i odwrócić losy spotkania. Tyle, że Chemik na początku obecnego ligowego sezonu nie zawsze, a nawet bardzo rzadko jest zmuszony wykonywać takie ruchy. Wygrał wszystko, co było dotychczas do wygrania, nie odnosząc żadnej porażki w 13 meczach i zaledwie 3 z nich kończąc w 5 setach. Co więcej, wśród tych wygranych znalazło się miejsce dla każdej z 3 drużyn, które w poprzednim sezonie okazały się od polskiego giganta lepsze w końcowym rozrachunku. 

Taki wynik w połączeniu z oczekiwaniami w Policach, które po słabej poprzedniej kampanii są ogromne, tworzy na zespole presję. Akbas woli jednak jej unikać, o czym mówi od początku rozgrywek. - W sporcie przegrywanie niczego nie zmienia, a wygrywanie przyzwyczaja - mówił turecki szkoleniowiec. - Chcemy się oswoić ze zwycięstwami, to dla nas bardzo ważne, ale nie odczuwam żadnej presji, która odciskałaby się na zespole. To wy, dziennikarze liczycie zwycięstwa i ją nakładacie, my to później tylko czytamy - tłumaczył po zwycięskim tie-breaku przeciwko ŁKS-owi Commercecon. W całym meczu Chemik musiał przeciwstawić się wyjątkowym kibicom rywali, zaciekłości drużyny Marka Solarewicza, a także własnym problemom - w tym kontuzji Wilmy Salas. Wszystkiemu sprostał i utrzymał pozycję lidera w ligowej tabeli. 

Odpoczynek pod choinkę

Trener odrzuca presję, zawodniczki grają, jakby poprzedni sezon się nie wydarzył, a w lidze rywalem pozostają maksymalnie 3 drużyny. Co w powrocie na szczyt może pójść nie tak? - Koncentrować się na mecze, które gramy co 3 dni wcale nie jest tak łatwo, ale postawiliśmy sobie jasny cel: do 17 grudnia dajemy z siebie wszystko, a potem maksymalnie odpoczywamy. To powinno nam pomóc - twierdzi Akbas. 

Pod choinką siatkarki z Polic znajdą zatem spokój i o tym co dalej nie będą myśleć. Wydarzyć może się wiele, bo po przerwie reprezentacyjnej, na którą do kadry Jacka Nawrockiego udadzą się 3 zawodniczki - Łukasik, Mędrzyk i Kowalewska - trzeba będzie skoncentrować się na ostatnich kolejkach fazy zasadniczej, w międzyczasie pomyśleć o obronie Pucharu Polski i kontynuacji gry w Pucharze CEV, a następnie play-offach, które na wiosnę tego roku były jedynie kwestią do zapomnienia. 

Czy Chemik sprosta wyzwaniu? Na razie pokonuje wszelkie przeciwności, wręcz nie ma siły na zawodniczki Akbasa. Nawet tak wielka trenerska osobowość jak Stephan Antiga musiała wraz ze swoim Developresem SkyRes Rzeszów uznać wyższość rywala i to po zaledwie trzech partiach bezpośredniego starcia. Trudno dziś wróżyć z fusów i zapewniać, że policzanki zostaną mistrzem Polski, bo nikt nie wie, czy za dwa miesiące nie przydarzy im się zupełny kryzys formy, ale jedno jest pewne. Są silniejsze niż drużyna, która z Marcelo Abbondanzą na czele przegrała medal i same się na tą zemstę na polskiej lidze napędzają. Mają wszystko, żeby jej dokonać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.