Krzysztof Ignaczak, nowy prezes Asseco Resovii Rzeszów: Chcę mieć zawodników lojalnych wobec klubu i miasta

- Jeśli uda nam się w tym sezonie wejść do czołowej szóstki, to możemy być dla każdego groźni i nawet bić się o najwyższe cele - mówi w rozmowie z Sport.pl Krzysztof Ignaczak, nowy prezes Asseco Resovii Rzeszów, jeden z najbardziej utytułowanych polskich siatkarzy.

Asseco Resovia jest jak dotychczas największym rozczarowaniem sezonu w PlusLidze. Zespół z Rzeszowa przegrał siedem spotkań z rzędu i jest na przedostatnim miejscu w tabeli. W odpowiedzi na słabe wyniki drużyny w klubie nastąpiła zmiana na stanowisku prezesa. Bartosza Górskiego zastąpił niespodziewanie Krzysztof Ignaczak – mistrz świata z 2014 roku, wielokrotny medalista mistrzostw Polski.

Przyzwyczaił się Pan już do nowej funkcji?

Pomału się z tym oswajam. Często w Polsce śmiejemy się, że wszyscy są prezesami. Moja nowa funkcja wiąże się z dużą odpowiedzialnością, bo trzeba sprawować pieczę nad całością działań klubu. Na pewno potrzebuję jeszcze trochę czasu, by się do tego przyzwyczaić.

Dlaczego zdecydował się Pan przyjąć propozycję Resovii?

Prowadzić taki klub, to dla mnie nie lada wyzwanie i zarazem nobilitacja. Po drugie, chce przywrócić Resovii blask  - sprawić by znów nastały jej czasy świetności. Nie ukrywam, że mam plan, by zespół wrócił na siatkarski tron w Polsce. Wierzę, że działając sumiennie krok po kroku uda nam się to osiągnąć.

Ekipa Resovii w tym sezonie PlusLigi jak na razie zawodzi. Dlaczego tak się dzieje?

Popełnione zostały błędy w przygotowaniu drużyny do rozgrywek. Sezon rozpoczęliśmy nieszczęśliwie aż siedmioma porażkami. Przez to zachwiana została pewność siebie całego zespołu. Nawet najlepsi zawodnicy, jeżeli przegrywają siedem razy z rzędu, to w ich głowach zaczynają pojawiać się potwory.

Na papierze drużyna z Rzeszowa jest bardzo mocna, ma w składzie mistrzów świata.

Dokładnie. Uważam, że ten zespół ma ogromny potencjał. Trzeba zrobić wszystko, by poszczególni siatkarze odblokowali się psychicznie i uwierzyli w swoje możliwości. Dostrzegam obawy wśród zawodników. Przez tak dużą liczbę porażek na początku sezonu zaczęli wątpić w swoje umiejętności. Musimy im pomóc znów uwierzyć w siebie.

Po tak słabym początku rozgrywek, jakie są obecnie Pana jako prezesa klubu oczekiwania wobec drużyny na najbliższe miesiące?

Pomimo tego, że jesteśmy teraz w słabszej dyspozycji, to liczę, że uda nam się załapać do top 6, by ten sezon jeszcze uratować. Śmiem twierdzić, że jeśli wejdziemy do grona sześciu najlepszych drużyn ligi, to możemy w nim nieźle namieszać. Myślę, że rywale mają tego świadomość, że jeśli uda nam się dostać do „szóstki”, to możemy być dla każdego groźni i nawet bić się o najwyższe cele.

Być może Resovia niebawem wróci na właściwe tory, bo na Klubowych Mistrzostwach Świata wypadła lepiej, niż ktokolwiek by od niej tego oczekiwał.

Taki turniej po zmianie trenera daje przesłanki ku temu, by myśleć o przyszłości dosyć pozytywnie. Pokazaliśmy, że potrafimy walczyć jak równy z równym z najlepszymi klubowymi ekipami na świecie, które mają budżety o wiele większe od naszego. Wierzę, że to też tchnie trochę wiary w drużynę. Oby to się przełożyło na lepszą formę w PlusLidze.

Zespół z Rzeszowa był bliski wywalczenia medalu na KMŚ. Czuł Pan niedosyt po tym turnieju?

Do podium zabrakło faktycznie niewiele. Z drugiej strony okres pracy trenera Gheorghe Cretu jest jeszcze tak krótki, że nie byliśmy w stanie utrzymać wysokiego poziomu gry przez dłuższy czas. I dlatego nasi przeciwnicy, dużo bardziej doświadczeni, potrafili sobie z nami ostatecznie poradzić. Myślę jednak, że czas będzie działał na naszą korzyść.

Odpada wam najprawdopodobniej jeden z rywali do walki o wysokie lokaty w PlusLidze – Stocznia Szczecin. Jest Pan tym zaskoczony?

Powiem szczerze, że dla mnie to jest duże zaskoczenie. Trzeba będzie się zastanowić nad weryfikacją takich drużyn. To złe dla naszej siatkówki, że taki zespół nie dokończy rozgrywek. Nie znam kulisów całej tej historii, ale PlusLiga musi na to jakoś zareagować, by w przyszłości podobnych przypadków już nie było.

To spory cios dla polskiej siatkówki.

Z pewnością tak. Mamy ligę mistrzów świata, pojawia się firma, która obiecuje wielkie pieniądze, a potem nagle ich nie wypłaca. Trzeba pomyśleć, jak na przyszłość egzekwować takie deklaracje, które składane są na naprawdę duże kwoty.

Co roku w Resovii następuje przed sezonem sporo zmian w kadrze. Czy jest możliwa większa stabilizacja składu, jak np. w Zaksie Kędzierzyn-Koźle?

Będę dążył do tego, by w Rzeszowie było mniej zmian personalnych w składzie, bo faktycznie tych roszad mieliśmy ostatnio za dużo. Mam świadomość, że to stabilność buduje sukcesy klubu. Chcę doprowadzić do takiej sytuacji, że będę miał zawodników na dłuższych kontraktach i lojalnych wobec klubu i miasta.

- Chcę zmienić oblicze naszej drużyny, traktowanej do tej pory jako przystań – mówił Pan na środowej konferencji, pierwszej w roli prezesa Asseco Resovii. Brakowało w zespole w ostatnich latach siatkarzy, którzy bardziej by się z nim identyfikowali?

Tak, aczkolwiek myślę, że wina w tym przypadku leży po środku. Nie można wszystkiego zrzucać na zawodników, bo także działania naszego klubu po części miały na to wpływ. Mam nadzieję, że będziemy z czasem zmieniać naszą politykę kadrową. Zamierzamy myśleć o budowaniu drużyny długofalowo i w oparciu na zawodnikach utożsamiających się z klubem i z miastem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.