11 piłek będzie śniło się Polkom jeszcze długo. Na Apeldoornie Nawrockiemu kończył się świat

Przegrana z Turcją w Apeldoornie oznaczała dla polskich siatkarek utratę ostatniej szansy na igrzyska olimpijskie w Tokio. Znów, jak w mistrzostwach Europy, marzenia skończyły się w półfinale z Turczynkami, ale teraz Polki nie wykorzystały aż pięciu piłek meczowych. Ten mecz zabrał im wyjazd do Tokio, ale czy zabrał przyszłość?

11 piłek do spełnienia marzeń

To było jedenaście piłek z czwartego seta, które polskim siatkarkom po półfinale turnieju kwalifikacyjnego będą się śniły jeszcze długo. Piłek, które Polki miały w górze, żeby skończyć mecz. Pięć zagrywek, pięć ataków, jedno przebicie na drugą stronę tuż spod siatki. Pięć razy Malwina Smarzek-Godek, po dwa razy Joanna Wołosz i Natalia Mędrzyk, a do tego Agnieszka Kąkolewska i Magdalena Stysiak. Każda z nich mogła to zakończyć.

Zobacz wideo

Turczynki to bardzo mocne rywalki, to one awansowały ostatecznie do Tokio, wygrywając finał z Niemkami, a w meczu z Polską robiły wielkie rzeczy w obronie. Polki musiały starać się za dwie i trzy, podbijając kolejne piłki. Świetnie robiła to Malwina Smarzek-Godek, na którą spadło po meczu chyba najwięcej cierpkich i raniących słów krytyki. Faktem są jednak cztery nieskończone ataki i nasza atakująca dobrze o tym wie. Inaczej nie da się wygrać z drużyną, która z każdego kolejnego punktu cieszyła się tak, jak my nawet w połowie nie cieszymy się po wygranym meczu. Z nakręcającą się maszyną, której Polki w czwartym secie dały paliwo w postaci całej serii niefortunnych zdarzeń.

Był ogień, pozostały łzy

Po przegranym tie-breaku pozostał paradoks: Polska odpadła z turnieju w Apeldoornie z dokładnie takim samym bilansem co Turcja - trzema zwycięstwami i jedną porażką. Fazę grupową Polki przeszły bardzo pewnie - tracąc tylko jednego seta z Bułgarkami na otwarcie, bijąc Holenderki i Azerki. Udowodniły, że mają atuty, że ten awans naprawdę był w zasięgu ich możliwości.

Przed sobotnim meczem z Turcją głównym wspomnieniem było to, jak Turczynki w czterech setach wybijały Polkom z głowy myśli o finale mistrzostw Europy w Ankarze. Co można myśleć po sobocie? Wściekłość, bo Ankara 2019 została wymazana ze wspomnień, ale Apeldoorn 2020 też będzie się kojarzył z łzami. Mimo że przez tak długi czas Polki walczyły znakomicie.

Atakująca, ale w końcu przyjmująca

Jedno nazwisko: Stysiak. Atakująca o niesamowitych warunkach fizycznych, grająca dla kadry na przyjęciu wedle pomysłu Jacka Nawrockiego, który chciał zrównoważyć siłę naszego ataku na prawym i lewym skrzydle. Nie chciała tam grać, bo przecież od zawsze była wiodącą postacią - nawet w Chemiku Police, gdzie wydawałoby się, że będzie o to bardzo trudno.

Tę wysoką nastolatkę trzeba było nauczyć przyjmować. W Grot Budowlanych Łódź na dzień przed finałem Ligi Siatkówki Kobiet przeciwko ŁKS-owi Commercecon stała kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut po treningu i dostawała piłki. Część w trybuny, część niechlujnie na palce, parę przyjętych akceptowalnie - do gry. I tak codziennie. Uderzenie miała doskonale znane wszystkim, którzy przyglądali się jej grze, ale na treningu medialnym w Szczyrku z pierwszych 10 piłek, które dostała, tylko jedną uderzyła czysto albo nie w siatkę. I trafiła w aut.

W trakcie sezonu reprezentacyjnego wyglądało to już dużo lepiej, choć zdarzały się piłki kuriozum, do których Magda zapominała ułożyć rąk. Pod koniec grudnia w Spale Jacek Nawrocki podkreślał, że podejmuje ryzyko, zmuszając ją do ponownego przestawienia się na przyjęcie w zaledwie kilka dni. Wierzył jednak, że coś zostało wypracowane. I już w Apeldoornie u Stysiak rzucała się w oczy - poza jej atakami, asami serwisowymi i często skutecznymi kiwkami - jeszcze jedna cecha. Ona przyjmowała i broniła większość piłek. Nauczyła się tego. Bombardierką już była, a po części można w końcu przyznać - stała się przyjmującą.

Na Apeldoornie Nawrockiemu kończył się świat

- Na ten moment mój świat kończy się na Holandii - mówił Jacek Nawrocki o tym turnieju. Teraz będzie musiał zmierzyć się z pytaniem o to, co dalej? Po tym, jak wyschną już łzy wylane po meczu z Turcją, trzeba będzie ułożyć plan działania. Martwi to, że nadal nie wiemy, czy czeka nas ewolucja, rewolucja, czy dalsza część apokalipsy. Nie wiemy nic.

Ten zespół trzeba szykować na dwie wielkie imprezy: mistrzostwa Europy 2021 i współorganizowany przez Polskę mundial 2022. Jest czas na zbudowanie drużyny. Jacek Nawrocki ma kontrakt do 2022 roku, ale czekają go rozmowy z zawodniczkami, z których wiele wciąż chce wrócić do problemów, które poruszyły wcześniej. Polki są młodym zespołem (średnia wieku wyjściowego zestawienia przeciwko Turcji to 24 lata), z perspektywami na jeszcze większe odmłodzenie i wiele talentów do odkrycia. Górecka, Stencel czy Łukasik to tylko kilka dobrze zapowiadających się siatkarek, których wkrótce może być jeszcze więcej. Większość dziewczyn nie straciła marzeń ani przyszłości. Jedynie szansę na ich wcześniejsze spełnienie. Trzeba wierzyć, że uda się tego dokonać. Nawet jeśli dopiero za cztery lata.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.