Koniec marzeń siatkarek. Wielka szansa zmarnowana. Polki nie pojadą na igrzyska

Miały pięć meczboli, ale nie wygrały 3:1. Walczyły wspaniale, rozegrały dobry turniej. Niestety, w siatkówce nie ma nagród za takie rzeczy. Przegrywając 2:3 (25:19, 18:25, 25:23, 31:33, 11:15) półfinał z Turcją, polskie siatkarki odpadły z olimpijskich kwalifikacji w Apeldoorn. W niedzielę o awans na igrzyska w Tokio Turczynki zagrają z Niemkami.

Na rozegraniu Joanna Wołosz, na ataku Malwina Smarzek-Godek, na przyjęciu Magdalena Stysiak i Natalia Mędrzyk, na środku Agnieszka Kąkolewska i Klaudia Alagierska oraz na libero Maria Stenzel. Skład Polek na półfinał turnieju w Apeldoorn był z góry jasny dla każdego, kto choć trochę zna naszą drużynę i trenera Jacka Nawrockiego.

Zobacz wideo

Najlepsze polskie siatkarki grały mecz, który mógł się okazać przełomowym w ich karierach i w karierze szkoleniowca. Za trwającej już pięć lat kadencji Nawrockiego do soboty Polska rozegrała z Turcją sześć meczów i pięć przegrała. Ostatni 1:3 we wrześniu ubiegłego roku w Ankarze, w półfinale mistrzostw Europy. Nasze siatkarki spotkały się z rywalkami szczególnie niewygodnymi. A tylko zwycięstwo przedłużało olimpijskie marzenia.

Bez paraliżu przed meczem życia

Stawka wysoka, przeciwnik bardzo trudny, ale przesadnej nerwowości po naszej stronie nie było. Z wyniku 3:6 w pierwszym secie Polki wyszły na 6:6 dzięki dwóm asom serwisowym Smarzek-Godek. Z 6:8 szybko zrobiły 16:13, bo wspaniale spisywała się Stysiak. Prowadzący Turczynki Giovanni Guidetti wziął czas właśnie przy trzypunktowej stracie swojej drużyny, a chwilę później znów żądał przerwy, bo Polki uciekły już na 20:15.

Guidetti się złościł, a Nawrocki biegał i podskakiwał z radości.

Polki wygrały pierwszego seta łatwo, do 19. A brylowała Stysiak, która skończyła sześć z ośmiu ataków, dorzuciła punkt blokiem, a i w przyjęciu, które jest jej słabszą stroną, była bezbłędna (odebrała pięć zagrywek).

My też musimy mieć ścianę

We wrześniu w Ankarze było 1:3 między innymi dlatego, że aż 5:15 przegraliśmy w bloku. W Apeldoorn początkowo graliśmy w tym elemencie świetnie.

W pierwszym secie wygraliśmy w bloku 4:2. U Turczynek punktowała wtedy tylko największa gwiazda, Eda Erdem Durdan. Niestety, w drugiej partii dołączyły do niej koleżanki i powstała ściana, od której nasza drużyna zaczęła się odbijać.

Stysiak przestała być skuteczna, a od stanu 12:12 skończyć ataku nie potrafił nikt po naszej stronie, aż zrobiło się 12:18. W tym secie popsuły się nam humory, bo Turczynki popsuły naszą grę.

Nawrocki wygrywał spokojem

Emocje - co w takich meczach jasne - miały tylko rosnąć. W trzecim secie po dobrych serwisach Alagierskiej było 12:8 dla nas i wtedy jeszcze Guidetti wytrzymał. Ale gdy jego drużyna przegrywała 9:15, kryczał na tę drużynę, aż cały sczerwieniał.

Kilka minut później wychodził z siebie Nawrocki, który wcześniej zachowywał spokój przez cały turniej.

Nie sposób było się nie złościć, gdy z 16:10 zrobiło się 16:13, a po przerwie na żądanie polskiego trenera Smarzek-Godek zepsuła dwa ataki z rzędu i nasza przewaga stopniała do jednego punktu (16:15). Turczynki zaczęły szaleć w obronie, ich blok był wszędzie, ich postawa w polu serwisowym była taka,że mogliśmy tylko pozazdrościć. Mieć wynik 16:10, a wkrótce prosić o czas, przegrywając 19:20 - to musi być frustrujące. Nawrocki próbował wygrać spokojem, próbował cierpliwie tłumaczyć swojej drużynie, jak może zatrzymać rozpędzający się turecki żywioł. I to przyniosło efekt! W końcówce zimne głowy miały Polki. Wygrały seta do 23 po tym jak świetnie wcześniej serwująca Zehra Gunes wyrzuciła piłkę w aut.

Była wojna, bo Polki były na nią gotowe

- Dziewczyny do samego końca walczyły. Turczynki musiały zagrywać po 100 km/h, wychodziło im, a takie zagrywki to w kobiecej siatkówce rzadkość. Ważne, że my mimo to się nie położyliśmy. Może na wynik to nie miało wpływu, ale dla zespołu, dla konstrukcji psychicznej, wygrany set miał olbrzymie znaczenie - mówił Nawrocki po porażce z Turcją w półfinale ME.

Miał rację. Polki wtedy przegrały, ale przekonały się, wcale nie zawsze muszą przegrywać. Same to podkreślały. Wyciągając wnioski po czwartym miejscu w mistrzostwach Smarzek-Godek mówiła, że jeszcze jakiś czas temu uznałyby, że z Turczynkami czy Włoszkami nie mają szans w grze o medale wielkiego turnieju, a po porażce z tymi rywalami w Ankarze są złe, bo wiedzą, że dłużej utrzymując wysoki poziom swojej gry mogły wygrać.

W Apeldoorn Polki poziom trzymały. Eda Erdem szalała tu w bloku, po trzech setach miała w nim aż osiem punktów. Ale w ataku skończyła tylko jedną z sześciu piłek. We wrześniu do pięciu bloków dorzuciła znakomitą skuteczność w ofensywie - 14/21 (dla porównania: wszystkie trzy polskie środkowe, czyli Kąkolewska, Alagierska i Zuzanna Efimienko-Młotkowska skończyły w tamtym meczu w sumie 9 z 21 piłek i dorzuciły trzy bloki). Celem było zatrzymanie liderki rywalek. Wtedy wiedzieliśmy jak, ale nie umieliśmy. Teraz w parze z teorią szła praktyka.

I teraz było w naszych dziewczynach o wiele więcej pewności siebie. Przegrywając 1:2 w czwartym secie Turczynki próbowały mocno przycisnąć i uciec. Wyszły na 6:3, a wtedy wyrównaliśmy głównie dzięki dwóm asom Stysiak. Turczynki ryzykowały, atakowały z pełną siłą, ale dla Polek nie było piłek nie do obrony.

Nawet w taki sposób nasze siatkarki potrafiły grać w obronie. Nawet przy stanie 12:17 nie odpuściły, doszły na 19:19 (!), następnie z 21:23 wyszły na 24:23 i miały piłkę meczową, a później jeszcze cztery (przy prowadzeniach 25:24, 26:25, 28:27 i 30:29), ale żadnej nie potrafiły skończyć. Wielka szkoda, bo zrobiły wszystko, by rozgrywanie tie-breaka nie było konieczne. Ale było.

Nie wygramy igrzysk śmierci, nie będzie nas na igrzyskach olimpijskich

W sierpniu 2019 roku Polki miały pierwszą szansę na wywalczenie awansu na igrzyska. We Wrocławiu przegrały 1:3 z Serbkami. Żal był duży, bo z mistrzyniami świata szło nam nieźle i gdyby nie bardzo proste błędy, o wszystkim decydowałby tie-break.

W Apeldoorn tie-break decydował o tym czy pozostaniemy w igrzyskach śmierci, jak internauci gorzko, ale celnie nazywają olimpijskie eliminacje dla drużyn z Europy.

W tym tie-breaku nerwy były już bardzo duże po obu stronach siatki. Z pierwszych pięciu punktów (3:2 dla Polski) aż cztery drużyny oddawały sobie nawzajem, psując zagrywki.

Nerwy kibiców był tym większe, że nikt nie odpuścił, że najwyższe prowadzenie jednej czy drugiej drużyny było jednopunktowe. Tak tie-break toczył się do kontry Meryem Boz na 11:9. W kolejnej akcji Gunes zaserwowała asa i mając prowadzenie 12:9 Turczynki już nie dały sobie zrobić krzywdy.

Polskie siatkarki nie zagrają w Tokio. Można żałować, że niską skuteczność miała Smarzek-Godek (17/61, 28 proc.), można wskazywać dużo niedokładnych wystaw Wołosz i wiele jej złych pomysłów na rozegranie poszczególnych akcji (zwłaszcza w końcówce czwartego seta, gdy upierała się grać meczbole do Smarzek-Godek).

Ale przede wszystkim trzeba podkreślić, że wszystkie Polki znakomicie walczyły. One zagrały w Apeldoorn dobry turniej. I bardzo przykre jest to, że nie dostaną nagrody.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.