Od 7 do 12 stycznia polskie siatkarki zagrają w holenderskim Apeldoorn w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Tokio. Nie wiadomo w jakim składzie, bo liderki kadry zbuntowały się przeciw trenerowi Jackowi Nawrockiemu, a w czwartek wydały oświadczenie w tej sprawie.
Akceptowanie przez trenera Nawrockiego nieprofesjonalnego zachowania jednego z członków sztabu (romans z jedną z zawodniczek). Dopuszczanie do niemoralnego zachowania, przy jednoczesnym braku reakcji ze strony trenera na zgłaszanie problemu przez zawodniczki
- napisały siatkarki.
Do jednego z zarzutów odniósł się w rozmowie z TVP Jacek Kasprzyk, prezes PZPS. - Czy dziewczyny są takie fajne, tak fajnie pracują i nic nie mają za uszami? Nie chcę nikogo obrażać. Jeśli mówimy o sytuacjach męsko-damskich, wydarzyło się to w klubie, a nie reprezentacji. To nie jest pytanie do mnie, ja tam nie byłem, za materac nie robiłem - powiedział.
Kilkanaście godzin później, w kolejnej rozmowie z portalem sport.tvp.pl, Kasprzyk zmienił podejście do sprawy. - To są bardzo delikatne kwestie. Kwestie osobiste, dlatego zamknijmy ten wątek - przyznał prezes PZPS. Działacz został także zapytany o to, czy bliskie stosunki pomiędzy siatkarkami i członkami sztabu są w reprezentacji zabronione. - Proszę wybaczyć, ale pomińmy to pytanie - odpowiedział.