Vital Heynen: Puchar Świata nie ma zbyt dużej wartości i niesie ze sobą niebezpieczeństwo

- To jest moja największa obawa - że nie "zwrócę" moich zawodników w pełnym zdrowiu do Polski, i w którymś momencie przydarzy im się uraz, który wyłączy ich z gry na długie miesiące - komentuje rywalizację w Pucharze Świata w Japonii trener polskiej kadry, Vital Heynen.

Polska reprezentacja siatkarzy przebywa w Japonii, gdzie rywalizuje w Pucharze Świata. Zawodnicy mają za sobą pięć meczów - z Tunezją, Japonią, Argentyną, USA i Włochami. Wygrali wszystkie spotkania poza starciem z Amerykanami. Wciąż mają szansę na medal imprezy.

Vital Heynen w turnieju rotuje składem. W pierwszych dwóch meczach skorzystał z siatkarzy, którzy nie brali udziału w Mistrzostwach Europy. W kolejnych do drużny dołączyli brązowi medaliści czempionatu Starego Kontynentu.

Jakie wnioski wyciąga pan z gry drużyny po pięciu meczach? Jest lepiej czy gorzej niż pan zakładał?
Vital Heynen: - Jest raczej tak, jak zakładałem, idziemy zgodnie z planem - choć jeśli chodzi o formę, to jesteśmy nieco wyżej. Obawiałem się drugiego meczu ekipy "warszawskiej", czyli starcia z Japonią. Azjaci świetnie zaprezentowali się w swoim pierwszym spotkaniu - jest to team, który zrobił postępy. Z gospodarzami zagraliśmy jednak bardzo dobrze, powyżej moich oczekiwań. Mam podobne odczucia co do meczu z Włochami. Wydawało mi się, że wygramy, ale nie w ten sposób. Co do starcia z USA, to było zbyt szybko zaplanowane dla nas w turnieju.

W skrócie - takich rezultatów się spodziewałem, ale poziom naszej gry był powyżej oczekiwań.

Puchar Świata to część przygotowań olimpijskich? Używa go pan choćby po to, by zgrać Wilfredo Leona z rozgrywającymi?
- Nie, jest za wcześnie, by traktować Puchar Świata jako podstawę do przygotowań olimpijskich. Turniej jest potrzebny, by dać zawodnikom okazję do gry, ale także, by zdobyli doświadczenie. Warto pomyśleć, że podobna okazja zdarza się tylko raz na cztery lata. Zagranie kilkunastu meczów w dwa tygodnie to nie jest stała praktyka. 12 drużyn w jednym hotelu, Japonia - nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich warunków. To ciekawe przeżycie i na razie nie myślimy o igrzyskach.

Pytanie o zgrywanie jest jednak zasadne. To ważne, że Leon może zagrać z Aleksandrem Śliwką, Bartosz Kurek wrócić na boisko i po raz pierwszy w życiu stać u boku Marcina Komendy, a Jakub Kochanowski atakować piłki kierowane do niego od dwóch rozgrywających.

Heynen: Żeby drużyna mnie posłuchała, potrzebuję kryzysu [WIDEO]

Zobacz wideo

Wygląda na to, że Bartosz Kurek jest w dobrej dyspozycji.
- Nie pytałem go o uraz, ale w mojej ocenie jest jeszcze daleki od swojego normalnego poziomu. Ale jak na zawodnika, który nie grał przez pięć miesięcy, prezentuje się świetnie. Ważne jest też, że czuje się dobrze. Lubi być w drużynie, cieszy się treningiem, grą, widać w nim wiele energii. Jest nastawiony bardzo optymistycznie.

Wydaje się, że pana pierwszym wyborem w przyjęciu jest Wilfredo Leon. Kogo widzi pan w roli jego zmiennika?
- Będziemy starać się wprowadzać zmiany na każdej pozycji. Wilfredo również dostanie kilka dni na odpoczynek. Nie mogę zagrać wszystkich meczów tylko nim. Przyjmujący nie rywalizował w Lidze Narodów, co spowodowało, że miał najdłuższą przerwę spośród reprezentantów Polski. Wiem, że występ w Pucharze Świata mu pomaga, dlatego gra nieco więcej niż pozostali.

Jak długo takiemu zawodnikowi jak Wilfredo zajmie zgranie się z drużyną, która gra ze sobą w pewnym stopniu od lat?
- Myślę, że wdrożenie kogoś w drużynę to niekończący się proces. Każdy może jednak potwierdzić, że jest coraz lepiej i lepiej, a zawodnicy są bardziej zintegrowani. Zrobiliśmy spory krok w stosunku do tego, co było w Gdańsku. Przed nami jeszcze kilka miesięcy w przyszłe wakacje - będzie jeszcze lepiej.

Jakub Kochanowski gra z meczu na mecz lepiej. Wcześniej wziął go pan na mistrzostwa Europy mimo że nie był w formie. Potrzebował takiego turnieju jak Puchar Świata?
- Tak, to jasne. Nie zaczął go najlepiej, ale bardzo się poprawił. Pojechał z nami do Japonii, by wrócić do swojego poziomu. Nie ma za sobą najlepszego lata, a jako młody gracz musi się nauczyć powracać do formy z takich właśnie sytuacji. Bardzo się cieszę, że jest z nami w Japonii i że wykorzystuje szansę. W kolejnych meczach również będzie ich miał sporo.

Marcin Komenda w końcu może zaprezentować swoje umiejętności na boisku. Pokazał, że jest bardzo mocnym kandydatem do gry na igrzyskach?
- Nie zabrałem go na mistrzostwa Europy z przypadku - potrzebuję mieć trzech rozgrywających, by ostatecznie na igrzyska wybrać dwóch. Marcin potwierdził w meczu z Włochami, na co go stać. Bardzo się z tego cieszę.

Widzi pan plusy i minusy Pucharu Świata. Które przeważają?
- Myślałem sobie, że tego wszystkiego jest za dużo, i że formuła jest za ciężka. Kiedy jednak przyjechałem do Japonii, wiedziałem, że chcę wyciągnąć z tego najlepsze rzeczy. Turniej nie ma zbyt dużej wartości i zmusza zawodników do zagrania 11 meczów w 14 dni. To jest niebezpieczne - najlepszym przykładem była kontuzja Thomasa Jaeschke z USA. To jest moja największa obawa - że nie "zwrócę" moich zawodników w pełnym zdrowiu do Polski, i w którymś momencie przydarzy im się uraz, który wyłączy ich z gry na długie miesiące. To jest pierwsza rzecz, której chcę uniknąć, wiedząc, że dwadzieścia kilka meczów w miesiąc to więcej niż fizyczny limit każdego gracza. Musimy jednak zagrać w tym turnieju i wyciągać z niego wszystko, co najlepsze.

Widzę małe kroki do przodu każdego z graczy i ciągle chcę wywalczyć medal. To byłoby bardzo miłe zakończenie wakacji. W zeszłym roku powiedziałem, że w kolejnym będziemy jeszcze lepsi. Jeśli uda nam się zająć jedno z trzech pierwszych miejsc, to będziemy najbardziej stałą i stabilną drużyną na świecie. Jednak nawet jeśli się to nie uda, to wiem, że za nami świetne lato.

Więcej o:
Copyright © Agora SA