To nie był zespół według definicji Heynena. Jesteśmy mistrzami świata, nie będziemy mistrzami Europy [CZTERY RZECZY PO CZTERECH SETACH]

W półfinale mistrzostw Europy Polska zagrała słabo i przegrała. W sobotę zmierzy się z pokonanym z pary Serbia-Francja w meczu o brązowy medal.
Zobacz wideo

Polska siatkówka (nie)dojrzała?

Po mistrzostwie świata, po tylu dobrych meczach kadry Vitala Heynena zwycięstwa Polaków stały się oczywistością. Zwycięstwa zawsze i wszędzie. Zapomnieliśmy jednak, że nie wszyscy zawodnicy w tej grupie mają tak szerokie doświadczenie. Maciej Muzaj zaczął obiecująco: przy akcji na 6:3 w pierwszym secie miał wprawdzie zamknąć prostą w ataku Tine Urnauta, a nieco odchylił ręce w bloku, ale piłka wylądowała w aucie. I punkt trafił na polskie konto. Wydawało się, że 25-letni atakujący dźwiga ciężar bycia pierwszą "armatą" kadry, mimo braku ogrania w tak ważnych meczach. Wkrótce jednak jego dwa błędy własne w ataku spowodowały, że Vital Heynen dokonał zmiany i na boisku pojawił się Dawid Konarski.

O tym, że Wilfredo Leon to też człowiek, można się było przekonać w akcji przy 22:22 w pierwszej partii. Kubańczyk z polskim paszportem do tego momentu grał dobrze i trzymał przyjęcie. Kiedy jednak Fabian Drzyzga wystawił mu "świeczkę" po słabszym zagraniu Michała Kubiaka, Leon zaatakował w siatkę. Później nadeszła pierwsza piłka setowa dla miejscowych. Wiadomo było, że w trudnej sytuacji polski rozgrywający zdecyduje się na granie do jednego z najlepszych siatkarzy na świecie. Tego samego oczekiwali Słoweńcy. Leon zamiast atakować po rękach rywali w aut zdecydował się na strzał po prostej. W blok. To była akcja dająca zwycięstwo w tym secie gospodarzom.

To przypomniało, że polski zespół w takim kształcie gra ze sobą dopiero kilka miesięcy. Potrzeba czasu, by nowi zawodnicy dojrzali w grze. Vital Heynen dał sobie na to jeszcze rok. Terminem są igrzyska olimpijskie w Tokio.

Słoweńscy kibice potrafią zgotować "piekło"

Do tej pory polska kadra mecze grała w Holandii. Siatkówka nie jest tam najpopularniejszym sportem, trybuny zapełniali polscy kibice, siatkarze Heynena grali właściwie u siebie. A na półfinał przenieśli się do zupełnie innej rzeczywistości.

Ogłuszający krzyk słoweńskich kibiców w połączeniu z rozbudowaną oprawą niósł gospodarzy. 2 tysiące polskich kibiców, rozsianych po Arenie Stozice, musiało tę walkę przegrać. Ale nie ma co szukać w tym przyczyn niepowodzenia. To nie słoweńscy kibice, ale siatkarze Słowenii byli tu głównymi bohaterami.

Wreszcie rywal na miarę emocji

Choć lider teamu Tine Urnaut nie był początkowo najlepiej dysponowany (20 procent w przyjęciu w pierwszej partii) i dopiero w drugiej wszedł na swój poziom, to Słoweńcy i tak dobrze sobie radzili. Duża w tym zasługa znakomicie grającego Klemena Cebulija (62 procent w ataku po dwóch partiach) i świetnego Sterna (83 procent). Grali porównywalnie do skuteczności osiąganej przez Leona i Konarskiego i popełniali mniej błędów. W pierwszej partii biało-czerwoni oddali rywalom aż 11 punktów (7 gospodarze), w drugiej było 7 do 8.

Mecz półfinałowy potwierdził też to, co pokazał ćwierćfinał Słowenia - Rosja. Drużyna trenera Giulianiego to bardzo waleczny zespół. To właśnie charakterem potrafi wyjść z wielu sytuacji i zbudować pewność siebie. Kiedy jeszcze utrzyma dobrą zagrywkę (niekoniecznie zagra asy, ale zaserwuje piłkę odrzucającą od siatki), jest bardzo trudnym rywalem. Tak zagrała w meczu z Polakami.

Nieheynenowska siatkówka

Zwieszone głowy polskich siatkarzy przy stanie 8:12 w trzeciej partii to najlepszy obraz tego, co stało się w półfinale. Tak do tej pory nie zachowywał się zespół Vitala Heynena. Drużyna nie zawsze wygrywała, ale zawsze walczyła. Co było przyczyną tego stanu rzeczy? Słabe zachowanie w piłkach sytuacyjnych, bardzo źle rozpisane ustawienie w bloku i czytelne rozegranie. Niejednokrotnie wytykano nieobecnemu na mistrzostwach Europy Grzegorzowi Łomaczowi granie "prawe, lewe", ale półfinał pokazał, że Fabian Drzyzga też ma gorsze momenty:

W końcówce słabej trzeciej partii Dawid Konarski atakował w aut, a Wilfredo Leon nie przyjmował "skróta" granego na 50 cm przed nim. Słoweńcy popełnili 11 błędów, Polacy 6, a gospodarze i tak wygrali 25:22. Tak się do finału mistrzostw Europy awansować nie da.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.