Michał Kubiak o "załatwieniu" rządowego samolotu: Czułem, że tak powinienem postąpić

- Najbardziej cieszy mnie to, że nie zagramy przy pustych trybunach, co na pewno by się zdarzyło, gdybyśmy w półfinale spotkali się z Rosją. Kibiców byłoby znacznie mniej - mówi o czwartkowym półfinale Polska - Słowenia kapitan biało-czerwonych, Michał Kubiak.

Kapitan reprezentacji Polski, przyjmujący, człowiek od działań specjalnych. Czym jeszcze zajmuje się pan zawodowo? Naprawia auta, jest pan mistrzem szydełkowania, pracuje jako mediator?
Michał Kubiak: - Nie wiem. Akurat od naprawiania aut jest mój brat - ja się na tym kompletnie nie znam, haha. Nie jestem złotą rączką.

Wczorajsza sytuacja z załatwieniem lotu pokazała chyba najdobitniej, jak zależy panu na drużynie [To Michał Kubiak zawiadomił polskie władze o problemem z odwołaniem lotu do Słowenii - przyp.red.]
- Jestem kapitanem. Nie chcę sobie przypisywać nie wiadomo jakich zasług. Czułem, że powinienem postąpić tak, jak postąpiłem. Wypaliło. Cieszę się, że mogłem pomóc zarówno nam, jak i wam - dziennikarzom.

Dzięki temu reszta planu adaptacji w Słowenii przebiegła zgodnie z planem. Nie zapytam o to, czego się najbardziej obawiacie w meczu z tym rywalem, ale z czego najbardziej paradoksalnie możecie się cieszyć?
- Wszyscy mnie pytają o to, czy sytuacja z samolotem wpłynie na mecz ze Słowenią. To nie ma znaczenia. Najbardziej cieszy mnie to, że nie zagramy przy pustych trybunach, co na pewno by się zdarzyło, gdybyśmy w półfinale spotkali się z Rosją. Kibiców byłoby znacznie mniej.

Jeszcze kilka sezonów temu kibiców siatkówki w Słowenii nie było zbyt wielu. Nieustanna popularyzacja tego sportu również przez takie turnieje przyniosła efekty, prawda?
- Każdy dodatkowy kibic to jest plus dla całego sportu na świecie. Musimy popularyzować ten sport, a niego zabijać. Mam wrażenie, że jednak niektórzy chcą... pomidor.

Odnosi się pan do formuły mistrzostw Europy?
- Kto wie, jak wyglądała dyskusja na ten temat, ten wie o co chodzi.

Niemcy w ćwierćfinale zagrali słabiej, niż się można było tego spodziewać, a są porównywalnym rywalem do Słowenii czy są to różne teamy pod względem potencjału?
- Trudno powiedzieć. Każdy mecz jest inny. My musimy się martwić tym, jak my zagramy. Jeśli zaprezentujemy swój poziom, to nie musimy się niczego obawiać. To nie jest arogancja, ale moje odczucia. Jeżeli my gramy dobrą siatkówkę, to bardzo ciężko jest znaleźć argumenty, które są w stanie przeważyć szalę zwycięstwa na stronę rywala.

Mieliście przeżyć szczyt formy w turnieju kwalifikacyjnym, a wszyscy mówią, że teraz gracie lepiej. Ile szczytów formy można mieć w ciągu 1,5 miesiąca?
- To zasługa trenera, który wie, jak to wszystko pozlepiać. Przypominam, że przed nami za chwilę kolejny turniej. Zobaczymy, jak pójdzie nam w Japonii. Na razie koncentrujemy się jednak na tym, co przed nami. Chcemy zagrać jak najlepiej.

Analizowaliście skład Słowenii. Urnaut nie prezentował się najlepiej, jednak Gasparini nadrabiał zagrywką. Na co zwrócił pan uwagę w ich grze?
- Kompletnie mnie takie rzeczy nie interesują. Powtarzam to od zawsze - to od nas wszystko zależy. Jeśli zagramy dobrze, to wynik będzie w naszą stronę.

Ewentualny brązowy medal będzie dla was zawodem?
- Nie sądzę. Nie rozdmuchujmy wszystkiego, mówiąc, że teraz liczy się tylko złoto i inny wynik to będzie niespodzianka. Wiemy, że w miarę jedzenia apetyty rosną. My również podkreślaliśmy, że chcemy złota, jednak każdy medal będzie sukcesem. Oczywiście, że złoto jest najcenniejsze, ale ze wszystkiego trzeba się cieszyć, bo ciężko pracujemy na to, co mamy, a złoto jest tylko jedno.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.