Daniel Pliński: Druga opcja. Polska drużyna przyzwyczaiła nas do takiego grania, które daje jej pełną kontrolę nad meczem.
- Tak, dokładnie tyle. Później jeszcze w trzecim secie zdarzyło się nam mieć tylko dwa punkty przewagi, ale wtedy znów odjechaliśmy po zbiciach Leona. To co Wilfredo wyprawiał w ataku było niesamowite. Co mieliśmy jakiś problem, to wystarczyło dać mu piłkę. Czy ta piłka do niego była rozegrana, czy tylko wystawiona, to on i tak robił łomot.
- Jedyny minus, że taki mecz może już mu się szybko nie zdarzyć, ha, ha. To jest skuteczność w okolicach 80 procent. Daj Boże każdemu chociaż jeden taki mecz. Wielu siatkarzy naprawdę marzy o chociaż jednym takim występie, a Lenowi to się zdarzyło już nie raz i nie dwa. Ale to jest raczej niemożliwe, żeby tak grać mecz w mecz.
- No nie, nie ma szans. Widać, że dobrze wygląda. I że z Fabianem Drzyzgą się spotkali. Jakiś czas temu można było mieć zastrzeżenia, bo nie mogli znaleźć wspólnego tempa, a teraz wszystko jest na odpowiednim poziomie.
- Vital Heynen to jest trener, który dużo widzi i wie, na kogo stawia. Muzaj rośnie, czuje się coraz pewniej. To zasługa trenera. Chłopak się rozwija z meczu na mecz, nawet z akcji na akcję. Nawet jego serw, niby niepozorny, robi już dużo krzywdy przeciwnikowi. On nie bije mocno, bo my mamy przede wszystkim popełniać mało błędów. To się sprawdza. Zobacz, o ile więcej zagrywek psują nasi przeciwnicy.
- Z tego Gyorgy Grozer ile? Osiem, siedem?
- Próbował coś zrobić, chciał grać mocno na Leona, żeby zaraz Niemcy mogli ustawiać do niego potrójny blok. Ale wszystko było na nic. Z którym blokującym na świecie Leon by sobie nie poradził? Niech ktoś wymieni.
- Trzeba by się długo zastanawiać i szukać czegoś na siłę. Nie ma do czego się przyczepić. Nasza reprezentacja gra tak dobrze na tych mistrzostwach, że trzeba ją tylko oklaskiwać, podziwiać i zdejmować czapki z głów przed chłopakami.
- Słowenia ma kim grać, to nie jest drużyna ogórków. Tam są zawodnicy z najlepszych lig świata. Nie są chłopcami do bicia. Musimy uważać. Ale oczywiście lepiej grać ze Słoweńcami niż z Rosjanami.
- Kto by przypuszczał, że przegrają z Macedonią, co się przecież stało kilka dni temu?
- Tak, w Gdańsku Słoweńcy super zagrali pierwszego seta i go zasłużenie wygrali. W drugim długo wynik był na styku, aż indywidualność Leona zdecydowała, że Słoweńcy zostali przełamani.
- To był moment, w którym odwrócone zostały losy seta i całego meczu [wygraliśmy 3:1]. Teraz też na pewno nie będzie łatwo. Z pewnością półinał będzie trudniejszy niż ćwierćfinał z Niemcami. Ale Ameryki chyba teraz nie odkrywam.
- Bez dwóch zdań. Z meczu na mecz rośniemy w siłę. Jesteśmy też lepiej przygotowani i lepiej wyglądamy niż na kwalifikacjach do igrzysk olimpijskich. Widzę u chłopaków swobodę. Kubiak strzela sobie asa, a z libero, czy to Wojtaszkiem, czy z Zatorskim, cały czas utrzymuje przyjęcie. Później ktoś inny idzie na zagrywkę, dokłada, przez to u rywali pojawiają się błędy, i odjeżdżamy. Super nam idzie.
- Oczywiście, że to jest przewaga Słoweńców. Grają sobie cały czas w jednej hali, świetnie ją znają, a my będziemy się w niej musieli bardzo szybko odnaleźć. Na szczęście ta hala nie jest taka wredna, jak bywają niektóre. Są takie, w których trzeba sporo potrenować, żeby się zaaklimatyzować, znaleźć sobie jakieś odniesienie. Obiekt w Lublanie jest przyjemny, jest stworzony do siatkówki i myślę, że Polacy szybko się w nim odnajdą.