Fabian Drzyzga: Gra w takim systemie to nowość. Z Holandią też nie będziemy w formie

- Zauważmy, że nie można sobie pozwolić na dekoncentrację. Gdyby Estończycy zagrywali cały czas tak samo skutecznie, to pewnie przegralibyśmy piątkowe spotkanie - powiedział w Sport.pl po meczu z Estonią rozgrywający polskiej kadry, Fabian Drzyzga. Biało-czerwoni pokonali zespół Gheorghe Cretu 3:1 w swoim inauguracyjnym meczu mistrzostw Europy.
Zobacz wideo

Mistrzostwa Europy - turniej dla Polski w ostatnim czasie trochę niepewny, bo bez sukcesów. Nóżki przez to trochę drżały czy mistrzów świata już nic nie rusza?

Fabian Drzyzga: - Tu nie chodzi o to czy jesteśmy mistrzami świata, czy nie. Jesteśmy w większości grupą na tyle doświadczoną i ograną, że nie ma mowy o tym, że pojawią się w nas nerwy. Oczywiście, pierwszy mecz na imprezie rządzi się własnymi prawami. Pamiętajmy, że podobnie było na mistrzostwach świata w zeszłym roku, kiedy mierzyliśmy się z Kubą [Polacy wygrali 3:1 - przyp.red.]. Dziś Estonia również zaryzykowała w elemencie zagrywki i ataku, a my mieliśmy problem z tym, by przyjąć i obronić, bo rywale trafiali między zawodników lub w linię. Reszta meczu upłynęła nam raczej spokojnie, choć wiadomo, że nie jesteśmy w najwyższej formie. To jednak naturalne, że mamy rozkręcać się ze spotkania na spotkanie, a nie od początku grać na sto procent i tracić formę.

W jakim stopniu wasza postawa wynikała z tego, że w przeciwieństwie do rywali, którzy mieli na koncie kilka sparingów przed mistrzostwami, wy nie zagraliście żadnego poza wewnętrznym między sobą w Arłamowie?

- Na pewno granie w takim systemie to nowość zarówno dla nas, jak i Vitala. Zobaczymy, jak to rozwiązanie się sprawdzi. Znamy własną siłę. Nie chcę, by to źle zabrzmiało, ale te pierwsze spotkania mają być dla nas wejściem w turniej i szansą na zbudowanie formy meczowej.

Zazwyczaj nie można przewidzieć waszego składu na konkretny mecz, ale chyba w spotkaniu z Estonią było jeszcze trudniej. Kiedy ostatnio wystąpiliście w takim zestawieniu?

- Zgadzam się. To jest cała filozofia Vitala. Każdy mecz chcemy jednak wygrywać, dlatego dokonano roszad w składzie w trakcie spotkania. Każdy ma szansę zagrania w szóstce, co będzie można wykorzystać. Wiadomo, że Michał Kubiak i Wilfredo Leon to nasze armaty - reszta musi do nich dołączyć i starać się, by mieli szansę jak najwięcej odpocząć. Przykładowo - w piątek Artur Szalpuk zagrał bardzo dobre spotkanie. To dobrze, bo wiadomo, że Kubiak i Leon nie zagrają wszystkich meczów mistrzostw Europy.

Ile rzeczy zmieniliście w waszej grze w stosunku do sierpniowego turnieju kwalifikacyjnego? Damian Wojtaszek zagrał całe spotkanie, widać też było inne zachowania w ataku wynikające z taktyki.

- Ciężko coś zdradzić. Sami dowiadujemy się o tym, jak gramy dzień przed meczem. W podobnym ustawieniu zagraliśmy może jedno, dwa spotkania. Oczywiście, ćwiczymy tak na treningach, ale mecz rządzi się własnymi prawami i walczy się tak, jak rywal pozwala. Estonia przez chwilę nie dała nam pograć, bowiem postawiła na zagrywkę i odpaliła. Nie ma co zagłębiać się w to spotkanie i siać paniki. Pojutrze też nie będziemy w formie. Mamy jednak nadzieję, że ona przyjdzie na najważniejsze mecze.

Fajnie się gra mecze z dużo niżej notowanymi rywalami na początku turnieju czy łatwiej o dekoncentrację?

- Zauważmy, że nie można sobie pozwolić na dekoncentrację. Gdyby Estończycy zagrywali cały czas tak samo skutecznie, to pewnie przegralibyśmy piątkowe spotkanie. Utrzymać taki poziom serwisu potrafią jednak tylko najlepsi, a czasem i oni mają z tym problem.

Momentami ponoć pana tata [Wojciech Drzyzga - komentator Polsatu Sport - przyp.red] wskazywał na różne przyczyny nieskuteczności ataku, ale nie wspominał o tym, że niektóre piłki posyłane przez pana do kolegów nie były najlepszej jakości. Ma pan problem z krytyką?

- Nie. Nie słyszę komentarza ojca, a powtórek spotkań nie oglądam. Każdy ma prawo ocenić czy jest obiektywny, czy nie. Ja nie mam problemu z tym, by przyznać, że w meczu miałem momenty, kiedy złapałem delikatną "dziurę" jakości. To wynika z tego, że nie jesteśmy w tym momencie w idealnej formie. Tak się po prostu zdarza.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.