W niedzielę w Ankarze Polki przegrały z Włoszkami 0:3 (23:25, 20:25, 24:26) mecz o brązowy medal mistrzostw Europy. Nasza drużyna po raz pierwszy od 10 lat grała w najlepszej "czwórce" dużego turnieju. Ale oczywiście kończy ten turniej z niedosytem.
- Do pozytywnych wniosków pewnie dojdę po kilku dniach, jak opadną emocje. Myślę, że musimy się nauczyć wygrywać mecze o medale. My przeogromnie chciałyśmy, chyba aż byłyśmy przemotywowane. A Włoszki wyszły spokojnie, jak po swoje. Na początku im nie szło, nie grały niesamowicie, ale one wiedziały, że wygrają. A my im jeszcze pomagałyśmy - ocenia Smarzek-Godek.
Mecz z Włoszkami był ostatnim, jaki Polki rozegrały w tym sezonie reprezentacyjnym.
- Ten sezon był super. Nie zakwalifikowałyśmy się na igrzyska, ale mocno powalczyłyśmy z Serbią, najlepszą drużyną świata. Byłyśmy w Final Six Ligi Światowej i teraz w "czwórce" mistrzostw Europy. Wiadomo, że z czwartego miejsca się nie cieszymy. Chcemy więcej i jest nam przykro. Ale teraz każda z nas będzie miała trochę wolnego i trzeba to sobie dobrze poukładać - mówi Smarzek-Godek.
"Nie rozumiałam, co oni tam krzyczeli"
W mistrzostwach Europy nasza atakująca nie grała z aż tak dużą skutecznością, jak w Lidze Narodów, gdzie była zdecydowanie najlepiej punktującą zawodniczką całych rozgrywek. Im dłużej trwały mistrzostwa, tym trudniej było Malwinie.
- Z Włoszkami dałam z siebie 200 procent, ale może już mam spadek dyspozycji fizycznej - mówi zawodniczka. To w tej sferze Smarzek-Godek szuka przyczyn trochę gorszej gry. - Na pewno nie miałam problemu z turecką publicznością. To prawda, że nigdy przed taką nie grałam, ale nie rozumiałam, co oni tam krzyczeli, nie przeszkadzało mi to. Chociaż zdecydowanie wolę naszą, polską publiczność - mówi Malwina.
"Dopiero co się cieszyli, a teraz będą hejtować"
Smarzek-Godek wie, że część tej polskiej publiczności po meczach kadry w Ankarze zmieni swoje spojrzenie na tę kadrę. - Na pewno niektórzy będą hejtować, że przegraliśmy, choć dopiero się cieszyli, że jesteśmy w "czwórce". Trudno. Na razie poznałyśmy swoje miejsce w szeregu. A wierzę, że za jakiś czas znów będziemy w czwórce, ale już nie na czwartym miejscu, tylko wyżej, z medalem - mówi.
Uwierzenie we własne możliwości to zdaniem Smarzek-Godek największa korzyść ostatnich miesięcy. - Właśnie tu jest największy progres, jaki zrobiłyśmy jako zespół. Czujemy swoją wartość. Po porażce z Włoszkami nie mówimy sobie "No nie, przecież z nimi nie mogłyśmy wygrać", tylkojesteśmy wkurzone, że nie wygrałyśmy, bo wiemy, że mogłyśmy, że potrafimy - tłumaczy atakująca.
"Jesteśmy głodne sukcesu, jesteśmy głodne grania na igrzyskach"
Smarzek-Godek zapewnia, że z taką wiarą Polki pojadą na następny ważny turniej. Będą nim zaplanowane na styczeń europejskie kwalifikacje do igrzysk olimpijskich w Tokio. Z grona ośmiu zespołów awans uzyska tylko zwycięzca. - Będzie Turcja, Holandia i inne drużyny głodne sukcesu, ale my też jesteśmy głodne sukcesu, głodne grania na igrzyskach. Będzie walka - zapowiada jedna z naszych najlepszych siatkarek.