Polska bez prądu, bez odwagi i bez medalu [Trzy rzeczy po trzech setach]

Naszym siatkarkom brakowało prądu jeszcze bardziej niż gospodarzom hali w Ankarze. Mecz o brązowy medal mistrzostw Europy Polki przegrały z Włoszkami 0:3 (23:25, 20:25, 24:26). Świetnie, że po raz pierwszy od 10 lat nasza drużyna grała o medal dużego turnieju, ale trzeba ocenić, że na krążek nie zasłużyliśmy.

1. Za dużo logiki, za mało odwagi?

Już to przerabialiśmy - w przegranym meczu z Belgią mieliśmy ogromne kłopoty z przyjęciem i Jacek Nawrocki zareagował, wprowadzając Martyę Grajber za Magdalenę Stysiak. W efekcie nadal nie odbieraliśmy dobrze mocnych zagrywek, a dodatkowo nie mieliśmy w ataku innej opcji niż Malwina Smarzek-Godek. Czyli byliśmy do bólu przewidywalni.

Tak kibice bawili się w Atlas Arenie po zwycięstwie Polek nad Niemkami

Zobacz wideo

W pierwszym secie meczu o brąz Włoszki zaserwowały Polkom dwa asy. Niby niewiele, procent pozytywnego przyjęcia był przyzwoity (48 przy 38 proc. u Włoszek), ale w pewnym momencie trener chciał poprawić sytuację i wprowadził Grajber za Stysiak. Możliwe, że trudno było nie podjąć takie decyzji, bo przy zagrywkach Cristiny Chirichelli Italia uciekła nam z 12:13 na 12:17. Stysiak rzeczywiście przyjmowała najmniej dokładnie, ale też żadnego dużego błędu nie popełniła, a odebrała sześć zagrywek. Jednocześnie w ataku była dla Włoszek nieosiągalna. Wykrzystując swoje 202 cm wzrostu skończyła wtedy cztery z pięciu akcji. Grajber w ofensywie dała tylko jeden punkt, kiwką. A przyjęła raz, niedokładnie (oczywiście Włoszki nie kierowały w nią serwisów, zmieniły taktykę, wiedząc, że tak trzeba po zmianach w naszej drużynie).

Pytanie czy nie lepsze byłoby pozostawienie Stysiak i dalsze próby chowania jej w przyjęciu. Może z Grajber wprowadzoną za Mędrzyk, która w ataku bardzo się męczyła, kończąc zaledwie dwie z 10 piłek? A może trzeba było wymyślić jeszcze coś innego, zadziałać nieszablonowo?

O niepodejmowanie ryzyka trenera pytaliśmy po porażce z Belgijkami. - To są zawsze zagrywki trenerskie na chybił-trafił. Ja się staram stąpać po ziemi i prowadzić drużynę rozsądnie. Myślę, że postępowaliśmy logicznie - tłumaczył. Logiki Nawrockiemu trudno odmówić, ale czasem logika to za mało. Zwłaszcza gdy gra się takie mecze, w których marząc o zwycięstwie bezwzględnie trzeba pokazać coś specjalnego.

2. Nie zagrywasz - nie wygrywasz

Pierwszy set bez asa. Drugi set bez asa. A przecież miało być jak w wygranym 3:2 meczu z Italią w fazie grupowej. Wtedy nasze siatkarki zaserwowały 12 asów. Przy zaledwie pięciu asach Włoszek był to kluczowy element. Tamto spotkanie wygraliśmy, bo odrzuciliśmy wicemistrzynie świata od siatki, bo maksymalnie utrudniliśmy im zadanie, bo nie pozwoliliśmy grać tego, co lubią.

Po przegranym 1:3 półfinale z Turczynkami nasze zawodniczki podkreślały, że jedynego seta wygrały dzięki dobrej zagrywce. I że taką będą chciały prezentować od pierwszych akcji meczu o brąz. Nie robiły tego, więc miały problemy.

Gdy tylko potrafiły zagrozić Włoszkom serwisem, od razu robiło się przyjemniej. Pierwszego seta mogły uratować, mimo że przegrywały 17:21. Od tamtego momentu solidne serwisy najpierw Klaudii Alagierskiej, a później Marleny Kowalewskiej dały nam kontry, dzięki którym wyrównaliśmy na 23:23.

Końcówkę przegraliśmy, ale utwierdziliśmy się w przekonaniu, że serwisem musimy wywierać na Włoszki presję, jeśli naprawdę chcemy bić się z nimi o medal. Niestety, tym razem potrafiliśmy to robić tylko sporadycznie.

3. Zabrakło prądu

Szkoda, że nie tylko organizatorom. Przerwa między pierwszym i drugim setem wydłużała się z powodu awarii części oświetlenia. Problem naprawiono, ale tylko na chwilę. Przy wyniku 3:0 dla Włoszek w drugiej partii zarządzono przerwę i na parkiet wyszły całe 14-osobowe składy. Zawodniczki rozgrzewały się, czekając na wznowienie meczu.

Po kilkunastu minutach udało się włączyć część lamp. Trudno było nie mieć wrażenia, że takie oświetlenie może trochę oślepiać zawodniczki. Ale jeszcze trudniej było patrzeć na to, że jeśli ktoś faktycznie ma problem, to Polki. Przy stanie 1:7 mieliśmy kolejną przerwę, na prośbę Nawrockiego. Podobno trener krzyczał wtedy, że zawodniczki stoją w przyjęciu jak do dojenia i nalegał, żeby w ataku zwolniły rękę i spróbowały "zapierd...ć". Niestety, próba wstrząśnięcia zawodniczkami nie wypaliła.

Włoszki wciąż robiły swoje, wychodząc na 11:3 i 14:5. Tego seta już nie miały prawa wypuścić. A przy prowadzeniu 2:0 zespół tej klasy bardzo rzadko pozwala się odrodzić drużynie, która wciąż jeszcze dojrzewa.

Szkoda, że Polki nawet przez chwilę nie zagrały w niedzielę tak, jak potrafią. Przykro, że liczne (siatkarskie, ale i mentalne) niedostatki naszej drużyny uwypuklone w ostatnim meczu rzucają cień na cały turniej. W sumie przecież dla naszej reprezentacji udany.

Więcej o:
Copyright © Agora SA