Vital Heynen: Żeby drużyna mnie posłuchała, potrzebuję kryzysu
W poniedziałek rozpoczęło się zgrupowanie w Arłamowie. 16 siatkarzy pod kierownictwem Vitala Heynena będzie walczyć o miejsce w 14-osobowej kadrze na wrześniowe mistrzostwa Europy.
Do zespołu po 4 miesiącach przerwy wrócił Bartosz Kurek, który zmagał się z urazem kręgosłupa. Zabrakło m.in. Grzegorza Łomacza czy Bartosza Bednorza.
Vital Heynen: - Tak, to oczywiste, że dwóch graczy nie pojedzie na mistrzostwa Europy, i że zasilą oni skład na Puchar Świata. Mój zamysł jednak był taki, że zaprosiłem do Arłamowa całą szesnastkę, by mieć szansę zobaczyć, w jakim punkcie jesteśmy. Jeśli miałbym gotowy skład na mistrzostwa w głowie, to nie brałbym tylu graczy, a skupił się na czternastu. Rozumiem jednak pytanie w pytaniu - odnosi się ono do obecności Bartosza Kurka w składzie. Mogę powiedzieć jedynie, że dziś rano podczas treningu robił dużo więcej, niż sądziłem, że będzie w stanie.
- Ćwiczył podczas zamkniętego treningu w hali. Jest w Arłamowie, by pracować tak, jak wszyscy gracze. Powiedziałem moim podopiecznym, że mamy dwa tygodnie na przygotowanie formy, więc musimy na maksa wykorzystać ten czas.
- Zobaczymy. To jest piękne - dzień po dniu będziemy się przekonywać, do czego ten gracz jest zdolny. Będzie z nami normalnie trenował, a my sprawdzimy, jak na to zareaguje. Będziemy bardzo ostrożni. To, jak odpowie na to wszystko jego ciało, będzie dla nas wskazówką co do drogi, którą w tym sezonie powinien obrać.
- Nie, ponieważ oddaliśmy wszystko w ręce rehabilitantów. Wrócił do gry w siatkówkę mniej niż dwa tygodnie temu. Rzecz jasna pozostawał aktywny, jednak nie grał w "prawdziwą" siatkówkę. Teraz potrzebuje drużyny i po to jest w Arłamowie.
- Nie, nie będą. Nie przygotowujemy się do kwalifikacji, a do mistrzostw Europy. Myślę, że zmiana myślenia z turnieju w Tokio na czempionat Starego Kontynentu będzie najtrudniejsza. Przez całe wakacje skupialiśmy się na zmaganiach w Gdańsku, rzuciliśmy całe swoje siły, by zrealizować cel i awansować na najważniejszą imprezę czterolecia. Czułem, że drużyna jest bardzo szczęśliwa z powodu kwalifikacji. W konsekwencji będzie natomiast bardzo trudno ponownie skoncentrować ją na innym celu - mistrzostwach Europy czy Pucharze Świata.
Powiedziałem chłopakom, że największym wyzwaniem będzie uzyskać wśród nich to niesamowicie wiążące i prawdzie uczucie, że naprawdę chcą wygrać mistrzostwo Europy. Ludzie mogą tego nie rozumieć, ale nie jest możliwe, by prezentować najwyższą formę co dwa tygodnie. Nigdy w życiu nie pracowałem tak ciężko, by odnieść sukces w zawodach, które trwały jeden weekend. Skupiliśmy wszystko na Gdańsku. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie osiągnąć podobny poziom ponownie - to wbrew logice. Mimo wszystko spróbujemy.
- Tak, wszystko temu podporządkuję. Mam nadzieję, że uda nam się odzyskać uczucie, że jedziemy na turniej, by go wygrać.
- To był ruch, który razem z moimi asystentami planowaliśmy od chwili wyłonienia 14-stki na Gdańsk. Marcin Komenda świetnie zagrał w czasie Siatkarskiej Ligi Narodów i zasłużył na możliwość gry w kolejnych zmaganiach. Niejednokrotnie podkreślałem, że jeśli chodzi o kwalifikacje, to najważniejsze będzie dla mnie doświadczenie, ale kolejne turnieje będą szansą dla młodszych zawodników.
- Takie obozy to zawsze działanie krok po kroku. Dziś rano siedzieliśmy i po raz pierwszy po przerwie ze sobą rozmawialiśmy. Przez pierwsze trzy dni będziemy grać w piłkę plażową, a później zobaczymy, co się stanie. Trenerzy czują, co powinni zrobić, by było dobrze, i jak należy kierować drużyną. Wszystko zależy jednak tylko od niej i od tego, jak jej forma się rozwinie. W Arłamowie jest też strzelnica. Może skorzystamy? Nie wiem, muszę wymyślić coś specjalnego. Mam na to tylko 14 dni.
- Oj nie, już wystarczająco dużo ze mną gadali! Nie mogę każdego miesiąca rozmawiać z nimi przez godzinę, bo sam zwariuję. Po turnieju w Gdańsku mieliśmy 10 dni wolnego. Po raz pierwszy od nie pamiętam jak długiego czasu nie wziąłem ze sobą laptopa, by pracować. Później pojechałem do Perugii, by zapoznać się z drużyną.
- Tak, ale te trzy nie były wolne, ponieważ cały czas myślałem o mistrzostwach świata. W tym roku było super, bo zrealizowaliśmy nasz kwalifikacyjny cel i kamień spadł nam z serc. To było widać po twarzach zawodników - bardzo podobały im się wakacje, niezwykle wypoczęli, bo w końcu nie musieli się martwić o awans.
- Zawsze ktoś będzie poszkodowany - to efekt tego, że w Polsce jest tylu fantastycznych zawodników do grania. Musiałem podjąć decyzję, przewidując, jak ona oddziała na drużynę. Po turnieju w Gdańsku nie widzieliśmy powodu, by wiele zmieniać. Akceptuję to, że gracz jest zawiedziony i to rozumiem. Zawsze jednak tak będzie. Grzegorzowi Łomaczowi na pewno też jest przykro. Wcale mu się nie dziwię.
- Było odwrotnie. Wyjaśniłem mu wcześniej, że nie satysfakcjonowała mnie jego postawa w Lidze Narodów, i że jeśli zagra dobre finały, to wezmę go do Zakopanego. Bardzo cieszyłem się, kiedy do nas dołączył. Zaznaczyłem też, że nie daję mu gwarancji, że jest to jednoznaczne z wyjazdem na turniej kwalifikacyjny. Bartek świetnie zaprezentował się w Chicago i dlatego wrócił do składu. Sam na to zapracował.
- Jeśli ktoś kilka miesięcy temu powiedziałby, że kluczowy mecz z Francją na turnieju kwalifikacyjnym zagramy z Maciejem Muzajem na ataku, to chyba nikt by w to nie uwierzył. Rok potrafi wiele zmienić. Zobaczymy, co się stanie, bo nic nie jest jeszcze postanowione.