Jacek Nawrocki przesadzał. Trudno byłoby uwierzyć, że to nie sparing [Trzy rzeczy po trzech setach]

Mistrzostwa Europy rozpoczęte, ale gdyby nie sześć tysięcy widzów w łódzkiej Atlas Arenie, trudno byłoby uwierzyć, że mecz ze Słowenią nie był sparingiem. Polskie siatkarki wygrały 3:0 (25:12, 25:22, 25:23). I choć miały zatrwające momenty niemocy, to i tak pokazały, że trener Jacek Nawrocki niepotrzebnie obawiał się wejścia w turniej. Prawdziwe obawy powinniśmy mieć dopiero od czwartej kolejki. W sobotę o godz. 20.30 gramy z Portugalią. Relacja na żywo na Sport.pl
Zobacz wideo

1. Trener Nawrocki przecenił rywalki

Trener Jacek Nawrocki z właściwym sobie szacunkiem do wszystkich rywalek zapowiadał przez meczem ze Słowenią, że będzie trudno. Nawet bardzo trudno. Bo mecz otwarcia, bo rywalki niezłe, a jeszcze dodatkowo nie mają nic do stracenia. Słowenki miały szukać swojej szansy mocno serwując. Chyba w odpowiedzi na te ich zapowiedzi nasz selekcjoner nie wybrał do "szóstki" Magdaleny Stysiak. Mająca 202 cm wzrostu 18-latka coraz lepiej atakuje, ale z odbiorem zagrywek ma problemy. Na pewno jest w tym elemencie słabsza od Martyny Grajber i Natalii Mędrzyk.

Poza brakiem Stysiak w naszym składzie nie było niespodzianek. Obok wymienionych Grajber i Mędrzyk zagrały: Agnieszka Kąkolewska i Zuzanna Efimienko-Młotkowska na środku, Joanna Wołosz na rozegraniu, Malwina Smarzek-Godek na ataku oraz dwie libero: Maria Stenzel i Paulina Maj Erwardt.

Zawodniczki, które dobrze spisują się od początku tego sezonu nie zawiodły. Pierwszy set, wygrany aż 12, pokazał, że Słowenkom do Polek brakuje bardzo dużo. Nasze siatkarki pewnie przyjmowały, dzięki czemu Wołosz mogła wykorzystywać wszystkie opcje w ataku. Środkowe dostały sześć piłek i zagrały na 100-procentowej skuteczności (Kąkolewska 4/4, Efimienko-Młotkowska 2/2). Zaskakująco niska, 27-procentowa, była skuteczność Smarzek-Godek. Ale jej zapis - 3/11 - nie był problemem. Przede wszystkim nasza liderka nie robiła błędów. Owszem Słowenki podbijały jej ataki, ale z takim trudem, że tylko odwlekały to, co nieuknione - piłka i tak za chwilę wracała na polską stronę i dawała Polsce punkty.

Procenty Malwiny ona sama unieważniała też grą w bloku. W samej pierwszej partii postawiła trzy punktowe "ściany", a cała drużyna Słowenii jeden (Polska pięć).

2. Emocje niepotrzebne, wnioski konieczne

Było 2:4, było 7:8, było trochę walki - drugi set już trochę przypominał mecz o stawkę. Mieliśmy nawet niepotrzebne emocje w końcówce, gdy w moment z 22:18 zrobiło się 22:21, a w kolejnej akcji Słowenki miały nawet w górze piłkę na remis.

Pisać o końcówce trzeciego setu i meczu nawet się nie chce. Mając wynik 24:18 po prostu nie można przegrać pięciu kolejnych akcji i denerwować się, że zrobiło się tylko 24:23!

Polki o te nerwy się prosiły, grając tak, jakby myślało, że mecz wygra się sam. Dobrze, że finalnie sytuację uspokoiły. Ale czy nie warto byłoby wpuścić szybciej niż dopiero na ostatnie piłki Stysiak, skoro Smarzek-Godek ciągle była podbijana?

Z takich setów trzeba wyciągać wnioski.

3. Przed nami jeszcze dwa takie mecze

Słowenia miejsce 39. - odprawiona. Teraz czas na 52. w światowym rankingu FIVB Portugalię (mecz w sobotę o godzinie 20.30), następnie na również 52. Ukrainę (spotkanie we wtorek o godzinie 20.30).

Może mistrzostwa Europy nie są turniejem łatwym, ale po reformie, czyli po powiększeniu (z 16 do 24 drużyn) rozpędzają się niespiesznie. Polki zrobiły pierwszy spokojny krok, teraz pora na dwa kolejne. Dopiero mecze z Belgią i z Włochami powinny mieć dla nas temperaturę właściwą takim imprezom.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.