Nowakowski: Zastanawialiśmy się, czy awansowaliśmy. Leon: Cooooo? Ojej!

- Najważniejsza impreza sezonu już za nami, aczkolwiek fajnie by było podtrzymać nasze dobre granie i coś na mistrzostwach Europy wygrać - mówi Piotr Nowakowski. Dwukrotny mistrz świata i mistrz Europy jest głodny kolejnych medali. W niedzielę w Gdańsku razem z kolegami z reprezentacji Polski siatkarzy 31-letni środkowy awansował do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Tokio.
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Jedziecie na igrzyska w Tokio. Wyjątkowo szybko poszło, prawda?

Piotr Nowakowski: Wystarczył jeden secik, ale trochę się w kwadracie dla rezerwowych zastanawialiśmy czy to nam na pewno wystarczy. Dlatego na wszelki wypadek wygraliśmy cały mecz, żeby nie było żadnych niejasności, ha, ha.

Naprawdę nie wiedzieliście, ile musicie ugrać?

- Niby wiedzieliśmy, ale po wygraniu tego seta jednak się troszkę zastanawialiśmy, czy na pewno nam to wystarczy.

- Cooooo? Ojej! - mówi Wilfredo Leon, który zatrzymał się na moment przy Nowakowskim.

Awans mielibyście nawet przy porażce 0:3, pod warunkiem, że Słowenia nie byłaby od Was lepsza o 17 i więcej małych punktów.

- Tak, tak, niby to wiedzieliśmy, ale w podświadomości mieliśmy myśl "My to lepiej wygrajmy".

Chyba fajnie jest wprowadzać taką tradycję, że w meczu decydującym o czymś wielkim wystarczy wygrać seta? Przypominam mistrzostwa świata i mecz z Włochami o awans do półfinału.

- Tak, ale tam poszło nam zdecydowanie łatwiej, ha, ha.

Czym przełamaliście Słoweńców? Bo przyznasz, że w końcówce drugiego seta zaczynało się robić...

- Ciepło. Na szczęście w końcówce drugiego seta dwa asy Wilfredo Leona miały ogromne znaczenie [na 21:20 i 22:20]. Generalnie cały czas staraliśmy się grać równo. W pierwszym secie nie wychodziło, bo Słoweńcy napadli na nas zagrywką. Bardzo dobrze im szło. A jeszcze mieli trochę szczęścia, bo my stawialiśmy nieźle blok, ale piłka zawsze nam pechowo uciekała. W drugim secie już się mocniej postawiliśmy, asy Wilfredo zrobiły robotę, a później nastąpiła rotacja i wprowadzeni zawodnicy zrobili to, co mieli zrobić, przypieczętowali awans na igrzyska.

Chwalisz Słoweńców za świetne wejście w mecz, a Wasze było wystarczająco dobre, choćby pod względem mentalnym?

- Myślę, że troszkę mentalu nam na początku zabrakło. Trochę za dużo było u nas nerwowych ruchów. Ale Słoweńcy na pewno zagrali bardzo dobrze. Zasłużyli na wygranie pierwszego seta. A później my już zaczęliśmy grać swoje.

Trudno się wychodzi na mecz, wiedząc, że trzeba wygrać jednego seta?

- Czasem taka sytuacja potrafi zjeść człowieka. Świadomość, że set wystarczy czasem lekko może sparaliżować. Zwłaszcza jak przeciwnicy nie podają nam ręki, tylko cisną mocno. Ale cóż, trzeba było się nastawić na walkę, zrobiliśmy to i tę walkę w końcu wygraliśmy.

Teraz w nagrodę dostaniecie prawie dwutygodniowe wakacje. Są bardzo potrzebne?

- Nie, bo - nie oszukujmy się - turniej w Gdańsku nie był męczący. Zagraliśmy raptem trzy mecze. Jeśli potrzebujemy odpoczynku, to psychicznego, żeby trochę przestać o siatkówce myśleć i naładować baterie na przygotowania do mistrzostw Europy.

Wszyscy byliśmy tak pochłonięci kwalifikacjami do igrzysk, że mistrzostwa Europy straciły dla nas rangę. Ale teraz pewnie zaczniecie myśleć, że warto powalczyć o medal?

- Najważniejsza impreza sezonu już za nami, aczkolwiek fajnie by było podtrzymać nasze dobre granie i coś na mistrzostwach Europy wygrać. Przy okazji starlibyśmy trochę to niemiłe wrażenie, które zostało po mistrzostwach Europy z 2017 roku.

Podsumowując kwalifikacje: czy to nie był turniej trochę łatwiejszy niż się wszyscy spodziewaliśmy?

- Tak, był troszkę łatwiejszy niż myślałem. Ale ja z natury jestem trochę pesymistycznie nastawiony, dlatego spodziewałem się cięższej walki.

Pamiętasz, żebyście tak szybko awansowali na igrzyska?

- Aż tak to chyba nie.

Vital Heynen mówi, że dużo zyskujecie, mając aż rok czasu na przygotowania. Czy on może Wam wymyślić jakieś dodatkowe zgrupowania? Wiem, że trudno na to znaleźć czas, ale może już Wam naszkicował jakiś plan?

- Jezus, Maria! Nie wiem. Na razie mieliśmy wygrać w Gdańsku i wygraliśmy. A co dalej, to pewnie już jest w trochę szalonej głowie naszego trenera.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.