Polacy będą kibicować... Rosji? Przedpełski: Coś jest ewidentnie nie tak z kwalifikacjami

W przypadku porażki reprezentacji Polski z Francją, polscy kibice będą musieli kibicować... Rosji. - Coś w tym wszystkim jest ewidentnie nie tak - mówi o systemie olimpijskich kwalifikacji w siatkówce Mirosław Przedpełski z zarządu FIVB. - Paryż 2024 to będą igrzyska, w których na pewno zagra minimum sześć europejskich reprezentacji - dodaje były szef polskiej siatkówki. Na igrzyskach w Tokio zagrają maksymalnie cztery reprezentacje z Europy. W sobotę w Gdańsku Polska będzie chciała pokonać Francję, by zostać jedną z nich. Początek meczu o godzinie 15.00, relacja na żywo na Sport.pl
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Trwają kwalifikacje olimpijskie w siatkówce i trwa narzekanie na ich wciąż niesprawiedliwy system. Obawia się pan, że po meczu Polska - Francja u nas narzekań będzie jeszcze więcej?

Mirosław Przedpełski: Właśnie o tych kwalifikacjach dyskutujemy w Moskwie.

Co pan tam robi i z kim dyskutuje?

- Przede wszystkim są tutaj mistrzostwa Europy w siatkówce plażowej, a przy okazji spotykamy się w gronie działaczy z kontynentu i dyskutujemy, jak ta nasza Europa ma wyglądać w świecie siatkówki.

Wpadliście na jakiś dobry i możliwy do zrealizowania pomysł?

- Podstawowy pomysł jest taki, że na pewno nie będziemy już więcej grali interkontynentalnych eliminacji do igrzysk przed eliminacjami kontynentalnymi. O to będziemy bardzo mocno walczyć i to po prostu musimy zmienić. To nas bardzo ogranicza, bo popatrzmy, że teraz w interkontynentalnych turniejach występują i Brazylia, i USA, które przecież pewnie zdobyłyby kwalifikacje na swoich kontynentach. A tak zabierają miejsca Europie.

Wyjaśnijmy, bo kibice mogą się w tym gubić: Brazylia i USA najpewniej wygrają turnieje odpowiednio w Warnie i w Rotterdamie, a później z ich stref awans na igrzyska wywalczą takie zespoły, które w europejskich kwalifikacjach nie miałyby szans.

- Ten system jest dla Europy bardzo niekorzystny. Wszyscy się tu co do tego zgadzamy. Europa musi znaczyć więcej.

Zauważa pan, że gdybyśmy przegrali z Francją, to polscy kibice zaczęliby mocno ściskać kciuki za Rosję?

- Pewnie tak by było. Zauważmy, że Rosjanki prawie przegrały z Koreankami, a Iran na pewno może postraszyć Rosjan.

Wyobraźmy sobie, że w styczniu o jedno miejsce na igrzyskach walczą Polska, Rosja, Serbia albo Włochy, Bułgaria, Niemcy...

- Coś w tym wszystkim jest ewidentnie nie tak. Musimy doprowadzić do zmian w systemie eliminacji. Na pewno w tej chwili siła Europy w FIVB jest większa niż kilka lat temu. Ale, niestety, jeszcze musimy się mierzyć z pewnymi zasadami zastanymi.

Na igrzyskach w Londynie w 2012 roku na 12 drużyn w turnieju męskim siedem było z Europy. W 2016 roku w Rio mieliśmy już tylko cztery zespoły z naszego kontynentu i w Tokio też będziemy mieli maksymalnie cztery. Ile miejsc powinna mieć Europa?

- Paryż 2024 to będą igrzyska, w których na pewno zagra minimum sześć europejskich reprezentacji. A o Tokio się nie bójmy. Myślę, że nasza kadra załatwi sprawę już w Gdańsku. Mamy na tyle silną drużynę, że damy radę.

Słyszy pan narzekania Francuzów na niekorzystny dla nich terminarz?

- Niech narzekają, trudno. Zawsze tak jest, że ktoś ma gorzej. Poza tym trzeba się dostosować również do rynku telewizyjnego.

To znaczy, że nie Vital Heynen miał decydujący głos przy ustalaniu kalendarza gier?

- Jeśli chodzi o ustawienie kolejności meczów, to tak, najważniejszy był pomysł Heynena. Ale godziny meczów wymyślił Polsat, na to Heynen nie miał wpływu. Powiem jeszcze, że według mnie trener to, co mógł dobrze ustawił.

I teraz powtarza, że skoro Polski Związek Piłki Siatkowej zapłacił trochę euro za organizację turnieju, to miał prawo zaproponować harmonogram. Ile tych euro było? Wyjściowe pół miliona czy trzeba było się z kimś licytować i dać więcej?

- Licytacji nie było, ta kwota dla innych okazała się za wysoka. A teraz dyskutujemy o kwocie, którą trzeba będzie zapłacić za zorganizowanie styczniowych, kontynentalnych kwalifikacji. Zdaniem większości z nas jest ona zawyżona. Staramy się prezesa CEV przekonać, że milion dolarów to za dużo. Ale on się upiera.

Uważa, że i tak się ktoś zgłosi?

- Turcy się zgłoszą na pewno, po kwalifikacje kobiet.

Niemcy nie?

- Niemcy, jeżeli w ogóle, to zgłoszą się po turniej mężczyzn. Generalnie rozmawiamy z ludźmi i z CEV, i z FIVB o tym, że skoro chcą więcej za przyznanie komuś turnieju, to tym bardziej sami powinni więcej przeznaczać na nagrody.

Milion dolarów za wygranie Ligi Narodów to wciąż najwyższa premia we wszystkich siatkarskich turniejach?

- Niestety. Nie powinno być tak, że za mistrzostwo świata dostajemy tylko 160 tysięcy euro. A trudno policzyć, ile milionów trzeba wydać, żeby zorganizować turniej. Mistrz świata musi zarobić chociaż milion. To przecież dużo ważniejsza impreza niż VNL. My teraz za trzecie miejsce w VNL dostaliśmy więcej niż za złoto mundialu, bo wkrótce za medal z Chicago wpłynie do nas 300 tysięcy. Dużo jest spraw do uregulowania.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.