W niedzielę we Wrocławiu polskie siatkarki grały mecz o awans na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Tokio. Rywalkami były Serbki, aktualne mistrzynie świata i Europy oraz wicemistrzynie olimpijskie. Nasz zespół się nie przestraszył, mógł wywołać sensację. Niestety, przy wyniku 1:2 w setach zawodniczki Jacka Nawrockiego w czwartej partii roztrwoniły dużą przewagę (18:12 i 21:16) i zamiast doprowadzić do decydującego o wszystkim tie-breaka, przegrały mecz 1:3.
Od 23 sierpnia Polki będą grały w mistrzostwach Europy. W styczniu wystąpią w kontynentalnym turnieju o igrzyska. Udział w nim weźmie osiem najlepszych drużyn z Europy, które jeszcze nie wywalczyły prawa gry w Tokio. To m.in. Turcja, Holandia i Niemcy. Awans uzyska tylko zwycięzca.
Heynen: Żeby drużyna mnie posłuchała, potrzebuję kryzysu
Milena Sadurek: Czuję jedno i drugie. Niedosyt jest duży, ale też bardzo cenię dziewczyny. Momentami Polska była lepsza od Serbii. Serbia nie miała dobrego dnia, popełniała bardzo dużo błędów własnych, problemy miała i Bosković, i Mihajlović, czyli dwie armaty tej drużyny. Serbki były do ogrania, dlatego tak bardzo nam wszystkim żal straconej szansy.
- To prawda, że Malwina nie miała takiej pomocy, jaką powinna mieć. Zabrakło trochę lepszej skuteczności naszych skrzydeł. Szkoda też, że przy wyniku 23:23, kiedy mieliśmy na skrzydłach obie nasze armaty, Asia Wołosz zdecydowała się wystawić na środek Agnieszce Kąkolewskiej. Chociaż też nie wiadomo, co by było, gdyby wybrała Malwinę albo Magdę Stysiak.
- No nie wiem, ale chyba się nie będzie dobrym zawodnikiem, jeśli na boisku będzie się bało. Przy stanie 23:23 trzeba myśleć tylko o walce, w takiej sytuacji w zawodnika powinna wstąpić jeszcze większa wola walki, a nie strach. Jak się ktoś boi, to tak klasowy i doświadczony zespół jak Serbia wykorzystuje sytuację.
- Nie wiem, czy było widać paraliż po naszej stronie siatki. Na pewno bardziej było widać spokój i doświadczenie Serbek. Było bardzo dobre wejście Jeleny Blagojević, która przytrzymała przyjęcie i wybroniła parę bardzo trudnych piłek - to zapamiętałam. Serbki pokazały klasę. Mało kto potrafi, przegrywając aż tyloma punktami, zachować chłodną głowę i wygrać.
- Nie wiem czy się nic stało. Moim zdaniem się stało, bo nie awansowaliśmy do igrzysk, a graliśmy naprawdę bardzo dobrze i byliśmy w stanie awansować. Przed meczem mówiłam w TVP, że każdy kto stawia na naszą wygraną, jest wariatem.
- Tak, fajnie by było zostać tym wariatem do końca. Dziewczyny naprawdę momentami grały fantastycznie. Serbki były zdesperowane, z niedowierzaniem patrzyły na grę naszego zespołu. Były w naszym zasięgu, wielka szkoda, że nie pokusiliśmy się o zrobienie tego, na co nikt nie dawał nam szans.
- Takie mówienie to by były daleko idące marzenia. Dziewczyny muszą się skoncentrować na swoich treningach, na dobrej grze, na poprawieniu tych wszystkich mankamentów, które widać. Ale jeżeli na mistrzostwach zagrają tak dobrze, jak z Serbią we Wrocławiu, to wszystko jest możliwe.
- Na pewno cieszy, że z Serbią dobrze w ataku zaprezentowała się Magda Stysiak. To ważne, że nawet przeciwko tak wielkiej drużynie ona nie zwalnia ręki i jest mocnym punktem. Cieszę się, że się nie przestraszyła. Bardzo ważne jest też to, że Malwina zagrała swoje. Dzień wcześniej miała słabszy mecz z Tajlandią, popełniła wtedy osiem czy nawet 10 błędów w ataku, a z Serbią już tylko dwa albo trzy. Widzimy, że szybko znów łapie rytm po kontuzji. To zdecydowanie ostoja naszej drużyny, prawdziwa liderka.
- Już teraz było bardzo blisko. Kadra faktycznie była budowana przez parę lat. Po erze "Złotek", po dwóch mistrzostwach Europy i po brązowym medalu ME 2009 mamy bardzo długi przestój. Ale już wreszcie widać światełko w tunelu. Zawodniczki wyjeżdżają do ligi włoskiej, rozwijają się, tworzą coraz lepszy zespół i w końcu przyjdzie efekt.