Trener siatkarek: Najlepiej by było, gdyby Serbia nie przyjechała na mecz

- Gdyby mecz skończył się inaczej, nie miałbym prawda nic złego dziewczynom powiedzieć - mówi Jacek Nawrocki o sobotnim horrorze z Tajlandią. Polki wygrały 3:2 i w niedzielę zmierzą się z Serbią. Stawką będzie awans na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Tokio. Jaki pomysł na podjęcie walki z mistrzyniami świata ma trener naszej kadry? Spotkanie o godzinie 20.30, relacja na żywo na Sport.pl
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Spadł panu kamień z serca?

Jacek Nawrocki: Pff... Cały czas trzeba być twardym w tej pracy. Bardzo się cieszę, że dziewczyny wyszły zwycięsko z tak trudnego spotkania. Powiem szczerze: walczyły naprawdę wkładając w to dużo serca, dlatego nawet gdyby mecz skończył się inaczej, ja nie miałbym prawa im nic złego powiedzieć.

Czyli to Tajki zagrały tak dobrze, a nie my zbyt nerwowo i słabiej niż się pan spodziewał?

- Nie wiem czy zagraliśmy słabiej. Trzeba czytać naszą grę i oczekiwania dobierać do naszych możliwości. My zagraliśmy na ponad 40 procent w ataku, przyjęcie nam trochę uciekło, ale ofensywa nie była zła. Jeżeli chodzi o blok, To Tajlandię mało kto blokuje, ją się raczej broni.

Nam w obronie nie szło.

- W pierwszym i drugim secie rzeczywiście parę obron nam uciekło, ale poza tym była twarda walka. Tajlandia to jest zespół, który potrafi wygrać z Brazylią, który potrafi Stanom zrobić psikusa, praktycznie ze wszystkimi walczy. Cieszę się, że dziewczyny mają zwycięstwo.

Jaki ma pan pomysł na Serbię? Czym możemy ją zaskoczyć i pokonać?

- Najlepiej by było, gdyby nie przyjechały na mecz. Wtedy mielibyśmy duże szanse. Żartuję oczywiście. Serbia to zespół chyba najmocniejszy na świecie, jeżeli chodzi o ofensywę. Wielu trenerów mówi: "dobrze, że w siatkówce jest jeszcze coś innego oprócz ataku, bo w przeciwnym razie nikt by z Serbią nie mógł grać". My z nimi nie pogramy, jeżeli nie odrzucimy ich od siatki. Ale i tak na wysokiej piłce one mają podobną skuteczność, co na perfekcie [przy perfekcyjnym przyjęciu zagrywki dającym komfort rozgrywającej]. Musimy zagrać na dużym ryzyku, z otwartą przyłbicą. Trzeba rzucić wszystko, co mamy. To będzie bardzo trudny mecz, na pewno Serbia jest faworytem.

U nas najwięcej piłek dostaje Malwina Smarzek-Godek, u nich Tijana Boskovic, ale one mają tę przewagę, że ich gra nie jest tak uzależniona od jednej zawodniczki, prawda?

- Tam jest taka sytuacja, że świetnie atakuje też Veljković, że Popović po powrocie po kontuzji przy swoich warunkach motorycznych to też jest odejście. Ognjenović może robić, co chce - i grać środkiem, i przez Mihajlović, i przez Bosković, tak naprawdę ma cały czas trzy opcje w ataku. Tego absolutnie nie można porównywać do naszych możliwości i do naszej dystrybucji.

Po Malwinie chyba widać przerwę spowodowaną kontuzją kolana?

- Myślę, że po Malwinie widać też to, że niedużo trenowała. Każdy mówił o tym, że dużo ją eksploatujemy, ale teraz mamy trochę inną dystrybucję. Teraz jest tak, że Malwina strzela dużo więcej piłek trudniejszych. Trzeba czasu, żeby się do tego przyzwyczaić. A niestety, jak jej dawaliśmy odpocząć, to przez miesiąc zebrało jej się tylko kilka treningów i dwa-trzy mecze. Myślę, że z każdym dniem do mistrzostw Europy będzie dochodziła do najepszej dyspozycji.

Co z Magdą Stysiak? Skoro wyszła w "szóstce" na Tajlandię, to z jej kostką nie ma żadnego problemu?

- Jeżeli chodzi o sprawy zdrowotne, to już była w stu procentach do dyspozycji. Może emocjonalnie nie, może w głowie siedzi ten uraz z piątku. I może to chęć pokazania, że jest w stu procentach gotowa do grania zabrała jej skuteczność.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.