Jedno zdjęcie, które pokazuje, dlaczego Polki o mały włos, a przegrałyby z Tajlandią [Pięć rzeczy po pięciu setach]

Uff! I jeszcze raz: uff! Polskie siatkarki wyszarpały zwycięstwo nad Tajlandią 3:2 (25:23, 22:25, 26:28, 25:23, 15:11) po horrorze we Wrocławiu. Wiadomo, że z taką grą nie mamy żadnych szans w niedzielnym starciu o awans na igrzyska z Serbią. Ale może teraz z naszej drużyny zejdzie presja i może starcie z mistrzyniami świata okaże się meczem ich życia?

1. Z Nerwami wygrać trudniej niż z Tajlandią

Joanna Wołosz czyści siatkę, a nawet Malwina Smarzek-Godek nie potrafi tego wykorzystać. Żeby raz. Niestety, takich akcji było dużo. I jeszcze innych, które nie powinny się nam zdarzyć.

Polki grały dotąd we Wrocławiu z poczuciem, że ograć Portorykanki i Tajki muszą. Wszyscy oczekiwaliśmy od nich meczu o wszystko z wielkimi Serbkami. Co jeszcze ważniejsze, one same od siebie tego oczekiwały Marzy im się mecz życia i zwycięstwo nad mistrzyniami świata dające sensacyjny awans na igrzyska kosztem tych mistrzyń.

Ale najpierw, przed ewentualną niespodzianką, była do wykonania trudna robota. Niewdzięczna, skoro wszyscy uznaliśmy, że można tylko wygrać, że nie ma miejsca na żadną wpadkę.

Tymczasem wiadomo, że Tajlandia to rywal bardzo niewygodny (niski, ale piekielnie szybko i kombinacyjnie grający). Wyżej od nas notowany. One są w rankingu FIVB na 14. miejscu, my jesteśmy na 26. Ale z drugiej strony to zdecydowanie przeciwnik w naszym zasięgu. W tym sezonie, bardzo dla nas dobrym, mierzyliśmy się z Tajkami dwa razy, oba mecze wygraliśmy 3:0. We Wrocławiu się szarpaliśmy, bo wyraźnie usztywniała nas stawka.

Zobacz wideo

2. Przestój, nasz znak firmowy

Z 1:0 w setach w 12:9 w drugiej partii mogliśmy wyjść na spokojne 2:0 w meczu. Smarzek miała w górze piłkę na 13:9, nie skończyła i zaczęły się kłopoty. Z czasem stawały się coraz większe. Samej Smarzek też, trener Jacek Nawrocki wprowadził nawet w jej miejsce Katarzynę Zaroślińską-Król. Nasz zespół próbował dogonić Tajki, doszedł je na 20:21, ale wtedy znów się zaciął, stracił trzy punkt z rzędu i zrobiło się 1:1.

Pół godziny później zrobiło się 1:2 i już na poważnie zajrzało nam w oczy widmo porażki. Znów Polkom przydarzył się przestój, czyli wciąż ich znak firmowy. Tym razem roztrwoniły prowadzenie 17:14. Błyskawicznie, w mgnieniu oka zrobiło się 17:18. Znowu nasze zawodniczki walczyły dzielnie, z 19:21 wyszły na 24:23, miały piłkę setową, ale finalnie w nerwowej grze na przewagi nie dały rady. A tych nerwów naprawdę mogły sobie oszczędzić. Szkoda, że jeszcze cały czas nie potrafią, że ciągle jeszcze trema wiąże im nogi i ręce. Przecież Tajki nie bardzo miały o co grać po porażce 0:3 z Serbkami. Ale dzięki temu miały luz. A nam go bardzo brakowało. Nawet gdy już wypracowywaliśmy sobie przewagę i sprawialiśmy wrażenie, że kontrolujemy sytuację.

Widzieliście czwartą partię? Byliście spokojni przy naszym prowadzeniu 15:10? Polki nie były, chwilę później zrobiło się tylko 16:15. A uspokoiliście się przy wyniku 20:15? Bo Polki nie i po kilku kolejnych akcjach zrobiło się 23:23.

Chwała Dziewczynom za to, że ostatecznie wygrały 25:23. Chwała im, że w tie-breaku zebrały się przy wyniku 3:5, że wyszły wtedy na 7:5 i że choć ciągle nie potrafiły przypilnować dobrego, solidnego, równego grania, to jednak zwyciężyły. Ale generalnie przeżyliśmy całkiem niepotrzebny horror.

3. Sił szkoda jeszcze bardziej niż nerwów

- Od dawna spodziewamy się, że o wszystkim będzie decydował nasz ostatni mecz, z Polską. Ale teraz jeszcze zobaczymy, jak Polska sobie poradzi z Tajlandią. Tajki grają inną, specyficzną siatkówkę. Dla drużyn z Europy są trudne - mówiła w rozmowie ze Sport.pl Jelena Blagojević

Z Serbką rozmawialiśmy około godziny 18.30. Cieszyła się, że po dwóch zwycięstwach 3:0 jej drużyna zachowała dużo energii na niedzielny mecz z Polską. Polki po pięciosetowej wojnie z nerwami i Tajkami dopiero w niedzielę wróciły do hotelu. Bo to już było po północy. Szkoda, że już i tak arcytrudne zadanie jakim jest zwycięstwo nad Serbią, skomplikowaliśmy sobie jeszcze bardziej.

4. Bronić, Polki, bronić!

A to biegły do piłki niemal wszystkie, ale jak jedna piłkę dogoniła i obroniła, to druga zapomniała o kolejnym odbiciu. A to zamiast ruszyć, każda patrzyła na koleżankę, licząc że ta zrobi co trzeba. A to znowu kompletnie nie przewidziały, gdzie poleci piłka po naszym wybloku. I tak dalej, i tak dalej. Polska obrona w meczu z Tajlandią była dziurawa, nieszczelna. No, praktycznie wcale jej nie było.

Z Serbkami, proszę pań, tak być nie może. Zresztą, w tym meczu w absolutnie żadnym elemencie nie będzie nam wolno zagrać na takim poziomie jak w sobotę. Jeżeli oczywiście wciąż marzymy o awansie na igrzyska.

5. Dobra wiadomość: Stysiak wróciła

To był najważniejszy obrazek sprzed meczu. W spotkaniu z Portoryko Magdalena Stysiak zagrała tylko do stanu 2:2 w pierwszym secie. Zeszła z podkręconą kostką. Później lekarz kadry zapewniał, że Magda będzie do dyspozycji trenera jeszcze w tym turnieju.

I już dzień później zagrała od początku meczu. Mniej ważne, że się myliła (2/5 w ataku), że szybko weszła za nią Natalia Mędrzyk, że Stysiak za dużo w sumie z Tajlandią nie pograła. W wieku 18 lat Stysiak jeszcze nie jest stabilna, ale już wiemy, że potrafi mieć świetny dzień.

Jej obecność i nadzieja na taki jej dzień może być kluczowa dla naszych szans z Serbkami. Na mistrzynie świata musimy mieć ogień, Malwina Smarzek-Godek musi mieć pomoc w ofensywie. Stysiak to przyjmująco-atakująca, z wielkim potencjałem, ze świetnymi warunkami fizycznymi (198 cm, najwyższa u nas, Serbki tak dużej dziewczyny nie mają).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.