Brazylia podcięła nam skrzydła, Heynen nie zawsze ma rację, czy trzeba się martwić o Kubiaka? [Cztery rzeczy po czterech setach]

Wilfredo Leon zagrał świetną partię, ale tylko jedną. Michał Kubiak nie istniał w ataku. Już w drugim meczu z rzędu. A Vital Heynen pogubił się w ważnym momencie i zaszkodził drużynie. Czy powinniśmy się martwić o kadrę polskich siatkarzy po ich porażce 1:3 z Brazylią (20:25, 25:21, 27:29, 22:25) w drugim dniu Memoriału Wagnera? W sobotę o godz. 15 zmierzymy się z Finlandią. Relacja na żywo na Sport.pl

1. Orły nie poleciały bez skrzydeł

Trzy punkty na 17 ataków - to dorobek naszych skrzydłowych z pierwszego seta. Michał Kubiak 0/6, Wilfredo Leon 1/5, Maciej Muzaj 2/6 - z taką skutecznością nie mogliśmy zagrozić Brazylijczykom. Wicemistrzowie świata w tej partii pokazali, że do formy naszym strzelbom jeszcze trochę brakuje.

To było widać w całym meczu, choć później już nie aż tak wyraźnie jak na "dzień dobry" (rozkręcił się zwłaszcza Muzaj mający w sumie zapis 16/28). Zmęczenie ciężkim treningiem ciągle dokucza Kubiakowi, któremu na pewno życie utrudniły też kłopoty zdrowotne jeszcze sprzed sparingów z Holandią. Leonowi ciągle nie wychodzą zagrywki, a przynajmniej nie tak, jak powinny. A w polu serwisowym świeżość przychodzi ponoć najpóźniej. Cóż, może to dobrze, że jeszcze jej nie ma. Vital Heynen już pokazywał, że wie, jak poprowadzić zespół, by optymalna dyspozycja przyszła w optymalnym momencie.

Heynen: Żeby drużyna mnie posłuchała, potrzebuję kryzysu

Zobacz wideo

2. Leon będzie bezcenny

Jest bodaj najlepszym ofensywnym siatkarzem świata i będzie to pokazywał w naszej reprezentacji. Leon jeszcze nie osiągnął w kadrze swojej regularności, jeszcze nie wypracował pełnego zrozumienia z rozgrywającymi. A mimo to już ma takie fazy gry, kiedy jest nie do zatrzymania. W wygranym secie pokazał, jakim może być liderem. Najpierw wypracował dużą przewagę atakami i zagrywką. Po punkcie na 12:7, po przebiciu się przez potrójny blok krzyczał z radości, wyraźnie czując, że przychodzą momenty takiego przełamania, na jakie czeka. A gdy Brazylijczycy podgonili z 12:17 na 16:18, znów gwoździem i zagrywką dał punkty pozwalające wrócić drużynie na spokojne prowadzenie (20:16).

W tej partii nasz przyjmujący miał 60-procentową skuteczność ataku (6/10). To jest właśnie jego normalny poziom. Na razie jeszcze nie gra tak przez cały czas (w meczu miał w sumie 12/28, czyli 43 proc. skuteczności w ataku). Ale ważne, że już potrafi pokazywać wielki potencjał i że daje nadzieję na jeszcze dużo więcej w przyszłotygodniowych kwalifikacjach do igrzysk.

3. Nie martwmy się o kapitana

Na rozegraniu Fabian Drzyzga, na środku Mateusz Bieniek i Karol Kłos, na przyjęciu Wilfredo Leon i Michał Kubiak, na ataku Maciej Muzaj oraz na libero zmieniający się Paweł Zatorski i Damian Wojtaszek - tak wyglądał nasz skład na Brazylię.

Vital Heynen lubi zmieniać i zaskakiwać, ale tym razem zrobił tak, jak zapowiedział. Po zwycięstwie nad Serbią 3:1 przyznał, że nie wystawi takiej samej "szóstki", ale też zdradził, że znajdą się w niej Leon i Kubiak. Ta para ma duże zaufanie. I dobrze. Bo potrzebuje gry. Wygląda na to, że kapitan jeszcze mocniej musi szukać możliwości złapania rytmu. Z Serbią skończył tylko pięć z 19 ataków, z Brazylią miał jeszcze gorszy bilans - 4/23. Kubiak na razie się męczy. Ale walczy. Trzeba zauważyć jego cztery asy z Serbami, trzeba widzieć trzy bloki z Brazylijczykami. W przyjęciu trzyma poziom, a to w niego rywale celują najczęściej (33 razy Serbowie i 36 razy Brazylijczycy). Ciekawe czy w niedzielę zagra z Finlandią. Może dobrze by było, żeby poatakował przeciw słabszej defensywie. Ale i bez tego - jeśli Heynen uzna, że Kubiak potrzebuje oddechu, a inni potrzebują gry - można stawiać, że on sobie poradzi i za tydzień - jak zwykle - mocno pomoże drużynie w kluczowych meczach.

4. Heynen nie zawsze ma rację

Było 1:1 w setach i 20:21, mieliśmy piłkę po swojej stronie i nagle nasz trener przerwał akcję. Heynen był przekonany, że Leal padając przełożył pod siatką całą stopę na naszą stronę boiska. Powtórki pokazały, że Belg nie miał racji. Heynen nie umiał się z tym pogodzić. Zrobiło się 20:22, on dostał żółtą kartkę, dobrze, że chociaż wtedy się opanował i nie zapracował na czerwoną, która oznaczałaby stratę kolejnego punktu. Ale i ten jeden punkt "zabrany" przez trenera okazał się sporo ważyć. Goniliśmy Brazylijczyków długo, obroniliśmy pięć setboli, ale w końcu przegraliśmy 27:29. Heynen lubi powtarzać, że jest specjalistą od zdobywania punktów przez domaganie się powtórek. Oby za tydzień był w lepszej formie niż w tym ważnym momencie meczu z Brazylią

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.