Heynen może nie zdążyć na pierwszy mecz Polski w Final Six. Niespodziewane wzmocnienie sztabu szkoleniowego

- Moim głównym celem jest to, by nie przeszkadzać. Kadra ma swój system pracy i pomysł, którym jest prowadzona - mówi w Sport.pl nowy asystent Vitala Heynena w polskiej kadrze siatkarzy i trener MKS-u Będzin, Jakub Bednaruk.

Przed polską kadrą siatkarzy pracowity czas. Jedna jej część pojedzie do Chicago, by w Ameryce zmierzyć się w Final Six Siatkarskiej Ligi Narodów. Pozostali trenują w Zakopanem przed zbliżającymi się kwalifikacjami olimpijskimi.

Wyjazd do Stanów Zjednoczonych i przygotowania do sierpniowych zmagań w Gdańsku nakładają się na siebie. Poza tym w tym czasie gra również polska kadra uniwersjadowa, nad którą pieczę trzyma jeden z asystentów belgijskiego selekcjonera, Paweł Woicki. W związku z tym Vital Heynen potrzebował dodatkowej pomocy trenerskiej. Zadecydowano, że szkoleniowiec mistrzów świata doleci do Chicago w środę, na trzy godziny przed meczem, zostawiając swoich podopiecznych w Zakopanem pod opieką Michała Mieszko Gogola i Sebastiana Pawlika. Z kadrą do Ameryki poleci wcześniej Jakub Bednaruk, który od nowego sezonu prowadzić będzie MKS Będzin. W przeszłości "Diabeł" starał się o stanowisko trenera polskiej kadry.

Siedzi pan w domu, odbiera telefon, dowiaduje się, że może zostać asystentem Vitala Heynena na mecze w Ameryce, pakuje się pan i leci do Chicago. Tak było?

Jakub Bednaruk: - Nie. W ostatni dzień urlopu dostałem SMS od Polskiego Związku Piłki Siatkowej. W sobotę rano oddzwoniłem zaraz po tym, jak wylądowałem na Okęciu. Zapytano mnie czy jestem wolny w przyszłym tygodniu. W ostatnim czasie z powodów osobistych, jak również przeprowadzki i remontu, nie mogłem podjąć się pracy w kadrze uniwersjadowej, ale te sprawy załatwiłem już w czerwcu i w lipcu byłem dostępny. Nie ma co dorabiać do tego wielkiej historii. Związek poprosił o pomoc, a ja wyraziłem zgodę. Nie będzie to też dłuższa współpraca, ponieważ Belg ma trzech asystentów, którzy są po prostu zajęci. Moja rola ograniczy się do tego, że pomogę przy dwóch treningach. Jeśli Vital nie będzie miał opóźnienia, to przyleci do Chicago na trzy godziny przed meczem.

To brzmi jak plan, ale przecież wiele może go pokrzyżować. Jednym z czynników jest opóźnienie lub odwołanie lotu Vitala, przez co Belg nie doleci na pierwszy mecz Final Six. Jest pan gotowy na to, by samodzielnie poprowadzić polską kadrę seniorów w tym spotkaniu?
- Nie widzę w tym żadnego problemu. Rozmawialiśmy z Vitalem na temat możliwej sytuacji awaryjnej. Powiedział mi, że jeśli nie dojedzie, to mam poprowadzić mecz jak Jakub Bednaruk, a nie trener reprezentacji Polski. Wierzę jednak w to, że Belg przyjedzie i wszystko będzie miało ręce i nogi.

Wyobrażał sobie pan, że tak szybko uda się pojawić w kadrze po tym, jak wcześniej nie został pan wybrany na jej trenera?
- To tak nie wygląda. Kilka osób zadzwoniło do mnie z gratulacjami, mówiąc, że cieszą się, że jestem w kadrze, ale ja traktuję wyjazd do Chicago inaczej. Trzeba pomóc ludziom związanym z siatkówką i ja chcę to zrobić.

Słyszałam, że miał pan problem ze zdobyciem wizy. To prawda?

- Tym akurat zajmował się Hubert Tomaszewski z Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Z tym było trochę cyrku, ponieważ w poniedziałek musiałem wypełnić ankietę dotyczącą tego, czy nie jestem terrorystą i nie handluję organami. W środę byłem w ambasadzie i w piątek o 14:00 dostałem decyzję. W sobotę odebrałem paszport i mogę lecieć. Wszystko odbyło się jednak w bardzo krótkim czasie na wariackich papierach. Samo wejście do Final Six to była niespodzianka chyba dla wszystkich. Wydaje mi się, że gdyby Paweł Woicki nie prowadził kadry uniwersjadowej, to on poleciałby do Chicago. Ja musiałem go więc zastąpić.

Co w sytuacji, jeśli zespół awansuje dalej w Final Six? Słyszałam, że Vital w przypadku każdego scenariusza i tak po dwóch dniach w Chicago wraca do Zakopanego.

- Chyba tak, ale nie powiem na pewno, bo słyszałem o tym tylko w Polsacie. Z Vitalem rozmawiałem osobiście wyłącznie na temat planu na poniedziałek, wtorek i środę. Co będzie później, to nie wiem. Jeśli jednak będziemy wygrywać, to chyba nie jest to powód do zmartwień, prawda?

Czyli do wszystkiego podchodzi pan na luzie?


- Moim głównym celem jest to, by nie przeszkadzać. Kadra ma swój system pracy i pomysł, którym jest prowadzona. Nie mam zamiaru nic wymyślać. Przyjadę, zapytam się kapitana Karola Kłosa co chce robić na treningu i to wykonamy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.