Wojciech Drzyzga: Brak Bartosza Kurka jest wyznacznikiem tego, że nie jest w stanie trenować z zespołem

- Brak Bartosza Kurka w grupie w Spale jest dla mnie wyznacznikiem tego, że nie jest w stanie trenować z zespołem. To czy jest w fazie końcowej rehabilitacji, czy w przerwanej i ponownej konsultacji, a może szykuje się do kolejnego zabiegu - wszystko jest równie prawdopodobne - mówi Wojciech Drzyzga w Sport.pl.

Polska kadra awansowała do Final Six Ligi Narodów. Siatkarze Vitala Heynena zagrają w dniach 10-14 lipca w Chicago o medal imprezy. W tym czasie druga grupa w Zakopanem przygotowywać się będzie do kwalifikacji olimpijskich w Gdańsku. 

Zobacz wideo

W czasie Ligi Narodów wytworzyły się dwie grupy eksperckie. Jedna mówiła, że Vitalowi Heynenowi trzeba dać wolną rękę, bo wie, co robi, co udowodnił mistrzostwem świata. Druga kategorycznie zaznaczała, że reprezentacja Polski to nie miejsce na eksperymenty i aż tak duże roszady, bo to przecież kadra, którą należy szanować. W której pan był? 

Wojciech Drzyzga: - Dzięki wygraniu mistrzostwa świata Vital Heynen miał bardzo dużą dozę zaufania do poprowadzenia Ligi Narodów zgodnie ze swoim schematem. W sposób nadzwyczajny ominęła go presja związana z wynikiem. Roszady były zapowiadane już przed startem rozgrywek. Jedyne co mogło zaskoczyć, to ich zasięg. To, co wywoływało niepokój, to to, że brakowało pracy z zawodnikami, którzy mieli przerwę i trochę obawiano się o ich formę tuż po „wstaniu z wakacyjnego leżaka”. Dzięki temu jednak gracze dowiedzieli się, że ich organizmy mogą ich pozytywnie zaskoczyć. 

Ostatecznie wyszło lepiej niż chyba każdy zakładał - w tym osoby organizujące wyjazd do Chicago, bowiem dochodzą nas głosy, że sposób przygotowania wyjazdu do Stanów Zjednoczonych jest delikatnie mówiąc „improwizacyjny”. Przegląd kadry na Lidze Narodów na pewno się udał. Potencjał polskiej siatkówki w męskim wydaniu jest bardzo duży. Powiem to po raz kolejny, ale wydaje mi się, że jest to ostatni dzwonek, by pokazać się trenerowi przed igrzyskami. Nie wierzę też w wybuch talentu któregokolwiek gracza spoza tej grupy.

Zawsze staram się słuchać zawodników i tym, co najlepiej oddaje ich relacje z trenerem jest słowo „zaufanie”. Ten szkoleniowiec zaufał graczom, oni zaufali jemu, wspólnie osiągnęli wynik, a on nakreślił im plan, pokazujący kolejne kroki do igrzysk. Ich wzajemne relacje zostały wyraźnie określone przez poziom współpracy i właśnie zaufania, kryjący się w niespotykanie długich przerwach, które Vital Heynen dał niektórym siatkarzom. Poza tym szkoleniowiec dysponuje grupą młodych wilczków, która depcze po piętach najlepszym i daje duże pole do manewru. 

W niej mimo swojego doświadczenia jest Bartosz Bednorz, którym zachwycaliśmy się w Chinach, i który później tracił dyspozycję z meczu na mecz. Jakie może być tego wyjaśnienie? 

- Bardzo trywialne - spadek formy i to, że jej „opary” już się wyczerpały. Zawodnicy grali, a nie trenowali, więc to musiało się na nich odbić. Po raz kolejny w tym miejscu odwołam się do słowa „zaufanie”. Ocenianie niektórych z siatkarzy na podstawie aktualnej gry byłoby bardzo trudnym i nie do końca sprawiedliwym zadaniem. Vital Heynen wie, jak poszczególni siatkarze wyglądają będąc w formie. Pojawia się pytanie, na co szkoleniowiec tak naprawdę w Lidze Narodów zwracał uwagę, bo chyba czułbym się nieco skrzywdzony, gdyby powiedział mi po fazie interkontynentalnej, że nie jest zadowolony z mojej formy i jest to podstawa do skreślenia mnie z listy kadrowej. Tak samo przecież można by powiedzieć o Arturze Szalpuku czy Piotrze Nowakowskim.  

Wydaje mi się, że nie wszyscy zawodnicy mieli pokazać formę, a bardziej zilustrować, jak zachowują się w grupie i jak reagują na trenera. Przecież sam Vital Heynen mówił, że jego drużyna nie jest w formie, a grane zawody są sprawdzianem charakterów. 

Przeciwstawił pan Bartosza Bednorza Arturowi Szalpukowi i Piotrowi Nowakowskiemu, czyli dwóm mistrzom świata, o których możliwościach w szczytowej formie Vital Heynen już się przekonał. W przypadku pierwszego przyjmującego tak nie było. Z drugiej strony jest Piotr Łukasik, który zaczął Ligę Narodów słabo, by skończyć ją w nieco lepszym stylu niż Bednorz. 

- Gdybyśmy zobaczyli Łukasika z pierwszego meczu w kadrze w porównaniu do tego, co dzieje się teraz, to na pewno widać różnicę, bo przyjmujący zdążył trochę potrenować. Nie chciałbym jednak wchodzić w ocenę merytoryczną poszczególnych pozycji, bo chyba nie warto. Wszystko w tej analizie opierałoby się na tym, który z nich miał większe szczęście, co do resztek formy.  

Wydaje mi się, że Vital Heynen jest bardzo obiektywnym facetem, który jest blisko ze swoimi zawodnikami. Nie ukrywa, że wie, że siatkarze walczą ze swoim stanem zdrowia. Miał jednak czas na poznanie ich i wie, jak mogą się rozwinąć. W Lidze Narodów w mojej opinii oceniał poziom zaangażowania, charakter i chęci, których nie można było im odmówić. Walczyli ze słabościami, przeciwnikami i decyzjami trenera.  

W mojej ocenie selekcja końcowa jest w jego głowie zakończona. Nie wiem, jak poprowadzi grupę z Chicago, ponieważ ona będzie w innym cyklu treningowym. Może być tak, że kiedy zobaczymy jej skład, to zadamy sobie pytanie czy któryś z zawodników dołączy z niej później do drużyny „Zakopane”. Od tego, jak szeroka będzie grupa trenująca do kwalifikacji olimpijskich, zależeć będzie również ocena pewności miejsca dla niektórych graczy w zespole. 

Powiedzmy, że Vital Heynen umie czarować, ale nie rozdwoił jeszcze zawodnika. Piotr Łukasik powinien pojechać do Chicago czy na uniwersjadę? 

- Odpowiedzi na to pytanie chyba jeszcze nie ma. Nie chcę być uszczypliwy, ale wiem, że trwają poszukiwania drugiego trenera do grupy z Chicago, bo ktoś bardzo poważnie musi pracować z zespołem z Zakopanego. Z tego, co wiem, Vital Heynen będzie próbował przepracować jak najwięcej czasu w Polsce, by na ostatnią chwilę pojechać do USA. 

W pierwszym odruchu miałem wrażenie, że dobrze byłoby, gdyby Łukasik zagrał na uniwersjadzie, a teraz zdaje mi się, że zespół z Lipska był stworzony przez Vitala Heynena do tego, by przygotować go na Final Six. Mogło być też tak, że planu B nie było, bo chyba nikt nie zakładał utrzymania jakości gry przy tak wielkich roszadach personalnych. Nie chcę być zerojedynkowy, ale może być też tak, że zawodnicy, którzy pojadą do Stanów nie zostali przewidziani do gry w turnieju kwalifikacyjnym. Powody tego mogą być różne - m.in. zbyt krótki czas przygotowań do rozgrywek w Gdańsku. 

Co z rozegraniem? Fabian Drzyzga jest pewniakiem, ale wydaje się, że Marcin Komenda dużo zyskał poprzez ostatnie turnieje.  

- Zaufanie i wiedza o możliwościach Grzegorza Łomacza jest pełna. Każdy krok do przodu Marcina Janusza czy Marcina Komendy powiększa strefę komfortu Vitalowi Heynenowi. W rozegraniu jest jednak coś newralgicznego - to reżyseria gry. Drugi rozgrywający będzie musiał radzić sobie w trudnych warunkach - często przy podwójnych zmianach w parze z kolegą atakującym. Ich zadaniem będzie poprawa gry. To jest chyba raczej rola dla wyjadacza niż początkującego.  

Absolutnie niczego nie odmawiam ani Januszowi, ani Komendzie. Mam jednak świadomość, że kwalifikacje to zawody krótkie, które wymagają bardzo pewnych rozwiązań. Co co przygotowań w Zakopanem, to nie wyobrażam sobie jednak, by na ostatnie trzy tygodnie przed zawodami w Gdańsku Vital Heynen zostawił dwóch rozgrywających, nie przygotowując sobie jednocześnie wsparcia. Ryzyko kontuzji i pozostawienie młodych rozgrywających bez treningu byłoby szaleństwem.  

Największą bolączką jest chyba Bartosz Kurek. Próbowałam do niego zadzwonić - cisza, próbowałam porozmawiać z managerem - cisza. Trener Heynen nie chce się wypowiadać. Doszły mnie jednak słuchy, że wewnętrznie już nawet nie ma rozmów w kadrze na temat obecności Bartka w tym sezonie w zespole. Wie pan coś więcej? 

- Niczego nie będę autoryzować jako pewnika - mogę tylko spekulować. Brak Bartosza w grupie w Spale w tym tygodniu jest dla mnie wyznacznikiem tego, że nie jest w stanie trenować z zespołem. To czy jest w fazie końcowej rehabilitacji, czy w przerwanej i ponownej konsultacji, a może szykuje się do kolejnego zabiegu - wszystko jest równie prawdopodobne. To jest bardzo zła informacja. 

Mamy ogromny problem, bo według mnie nie mamy przekonywującej „jedynki” na ataku… 

Z tym się raczej nie zgodzę. Jak dla mnie Dawid Konarski swoje udowodnił. Pytanie, kto do niego dołączy. 

- Ok, Dawid robi najsolidniejsze wrażenie i zasługuje na to, by być „jedynką” z rozdania. Z całej grupy młodszych zawodników według mnie żaden nie pokazał, że jest pewniakiem. Widać akcent położony na jednego z nich, ale nikt nie jest na razie zaakceptowany ani skreślony. 

Gdzie jest ten akcent? 

- Na Macieju Muzaju. Mimo że miał więcej niż dobre fragmenty gry, to pojawiały się również te złe. Ciekawe, kogo Vital Heynen weźmie do Stanów. Nie wykluczam, że do Gdańska pojedzie trójka atakujących. 

A Leon na ataku? 

- Grzebanie w dwóch formacjach równocześnie jest ryzykowne. Postawieniem znaku zapytania jest przestawienie Leona. Ten ruch z kolei ciągnie za sobą pokazanie nieufności w stosunku do Dawida Konarskiego i rzucenie dodatkowego wyzwania rozgrywającemu. Odbiera się również pewną ulgę na prawym skrzydle, bowiem Leon na lewym to zawsze pewnik dla bloku rywali.  

Pewnie sam poświęciłbym jeden trening na to, by sprawdzić Kubańczyka na ataku, ale tylko w ramach ciekawostki. Wolałbym, by był pewnym puzzlem w układance kadry, a taki będzie na nominalnej pozycji. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.