Po 14 z 15 meczów fazy zasadniczej Polki są na szóstym miejscu w tabeli Ligi Narodów. W czwartek w koreańskim Boryeongu zagrają z zajmującą ostatnie miejsce drużyną gospodarzy (mecz o godz. 10, relacja na żywo w Sport.pl). Nawet porażka w tym spotkaniu nie pozbawi nas gry w Final Six w Chinach. Bardzo ważne zwycięstwo Polki odniosły w środę, pokonując Dominikanę 3:2.
Natalia Bamber-Laskowska: Musimy powiedzieć, że mecz z Dominikaną był dziwny. Na pewno cieszy, że odbudowała się nasza atakująca, że kolejny raz zdobyła ponad 30 punktów. Ale im dłużej trwał ten mecz, tym lepiej Dominikanki były przygotowane i w bloku, i w obronie do radzenia sobie z tymi atakami.
- Niestety, czasem z biegiem meczu dostosowujemy się poziomem gry do przeciwnika, obniżamy nasz poziom.
- Tak, Magda miała bardzo dobrą końcówkę meczu. Niektóre jej ataki to są ciosy nie do obrony. Coś niesamowitego, jak dużą siłę w ręce ma ta dziewczyna. Jak tylko dobrze trafi piłkę, to trudno zareagować. Ale na pewno przed nią jeszcze bardzo dużo nauki. To dobrze, że pójdzie grać do Włoch. Ona już w przyszłym roku będzie jeszcze większym wsparciem dla Malwiny niż teraz. Ja oczekuję dużo i od niej, i od wszystkich zawodniczek. Od każdej naszej siatkarki oczekuję niesamowitej gry.
- Julka radzi sobie na tyle dobrze, że na pewno nie robi dziury na boisku. Gra na swoim poziomie, nie popełnia nie wiadomo jakich błędów. Stara się podejmować jak najlepsze decyzje i rozgrywać jak najdokładniej, to widać i to trzeba docenić. Ona po raz pierwszy znalazła się w takiej sytuacji, że na jej barkach spoczywa rozegranie. Jeszcze dużo nauki przed nią, jeszcze widać, że ma braki, ale na pewno zbiera niesamowite doświadczenie, które zaprocentuje.
- Chciałabym zobaczyć i może uda się zobaczyć naszą drużynę z Asią Wołosz w składzie. Ona powinna rozgrywać w Final Six. Chyba wszyscy na to czekamy. Po turnieju finałowym zostają trzy tygodnie do kwalifikacji olimpijskich, żeby dziewczyny mogły się zgrać. Nie widzę najmniejszego problemu, żeby walczyć, jeżeli będziemy grać na wysokim poziomie. Zmęczenie nie będzie już tak duże jak w Lidze Narodów w piątym tygodniu. Taki turniej jest bardzo wymagający fizycznie, ale i psychicznie. Naprawdę nie widzę problemu. A dlaczego by nie wygrać? A dlaczego by nie zrobić zamieszania? Wszystko jest przed dziewczynami, dlaczego nie?
- Raczkujemy, dokładnie. Ale to jest jeden mecz.
- Do tego nie wiadomo, jaka będzie dyspozycja Serbek. Nigdy nie można startować z pozycji przegranej. One mają swój mocny skład, ale nazwiska nie mogą nas wystraszyć. Zobaczymy w jakim zestawieniu przyjadą, jak kto będzie przygotowany. Mamy końcówkę czerwca, do eliminacji ponad miesiąc i dziewczyny już powinny wiedzieć, że mogą podejść do walki o igrzyska z podniesionymi głowami.
- Mieliśmy przyjemność komentować z mężem [Jackiem Laskowskim] mecze od pierwszego turnieju, od Opola, i muszę powiedzieć, że już oglądając pierwszą rozgrzewkę, patrząc na to, jak się dziewczyny ze sobą komunikują, jak się wspierają na boisku, nie miałam ani jednej myśli, że gramy tylko o to, żeby się utrzymać. Już w zeszłym sezonie dziewczyny pokazały, że potrafią grać, więc teraz nie to, że byłam przekonana, ale wiedziałam, że nasz zespół stać na awans do Final Six. My od początku gramy dobrze. Oczywiście nasza gra w praktycznie wszystkich meczach jeszcze faluje. Nie trzymamy poziomu, bo zanika nasza koncentracja i przez to pojawiają się niechciane błędy. Czasem po takim naprawdę fatalnym błędzie widać, jak dziewczyny się na siebie wściekają. A trzeba mimo wszystko wziąć taki błąd na klatę i grać dalej. Prosiłoby się, żeby poniżej swojego poziomu nie schodzić, żeby się nie dostosowywać do przeciwnika, kiedy mu nie idzie, tylko cały czas grać swoją, rzetelną siatkówkę. Nie wiem jakie były założenia trenera Jacka Nawrockiego przed Ligą Narodów, ale wydaje mi się, że awans do najlepszej szóstki jest wypadkową tego, co się w bieżącym sezonie dzieje. Dobrze się przygotowujemy do tego, co będzie najważniejsze. Mówię o mistrzostwach Europy, ale i o wcześniejszych kwalifikacjach olimpijskich, które mogą nam dać upragniony awans na igrzyska. Te dwie imprezy są u nas, to może dziewczynom pomóc, zwłaszcza że one już generalnie dobrze grają.
- Oglądałam Koreanki w ich poprzednich meczach i rzuca się w oczy, że mają bardzo dobrą zagrywkę. Nisko lecącą, agresywną. W meczu z Dominikaną zaserwowały aż 13 asów. Na to musimy uważać. No i mają Yeon Koung Kim. Ona nie jest aż tak dobra jak Chinka Ting Zhu, ale gra Koreanek się na niej opiera.
- Zdecydowanie za dużo. Sprawa sprowadza się do tego, jak piłkę rozprowadza rozgrywająca. Julka Nowicka nie tworzy dziury, gra poprawnie. Ale brakuje nam na rozegraniu takiej głowy jaką ma Asia Wołosz.
- Mam nadzieję, że środkiem będziemy grać dużo więcej, że będzie szybsza gra. Asia rzuci na prawe, rzuci na lewe, środkowe po drugiej stronie siatki sobie ustawi, korzystając ze swoich środkowych, tym że będzie do nich wystawiała. Z Dominikaną bardzo dobrze na środku pokazała się Kamila Witkowska, my mamy na środku potencjał, trzeba go wykorzystywać. Dla Malwiny wielki szacunek, że tyle punktów robi, że wytrzymuje fizycznie, ale jednak nasza gra nie może się tylko na niej opierać. Zaraz w turnieju finałowym zobaczymy, że w najlepszych drużynach gra nie opiera się na jednej zawodniczce, tylko że każda musi swoją cegiełkę do wygrywania dorzucić.
- Chyba nie jestem od oceniania trenera, to mogą zrobić trenerzy, którzy z nim współpracują, którzy obserwują jego warsztat. Ja jako zawodniczka z nim nie pracowałam, dlatego ciężko mi cokolwiek powiedzieć.
- Za spokojny. Dla mnie za spokojny. Czasami są takie akcje, szczególnie gdy jest seria błędów, że aż się prosi, żeby wrzasnąć na zawodniczki. Ale widocznie trener ma taki sposób bycia i takie założenia. Trener Andrzej Niemczyk kiedyś mówił, że zachowuje się, jakby grał w pokera. Czasami nawet nad wyraz okazywał swoje emocje, żeby uzyskać od nas większą koncentrację. Zachowanie trenera na czasie to też efekt jego przemyśleń na temat współpracy z kobietami. Z kobietami się ciężko pracuje, bo do jednej trzeba krzyknąć, do innej podejść spokojnie. Czyli chyba najlepiej się trenerowi Nawrockiemu nie wtrącać w to, jak reaguje. Nie ocenię go, niestety.
- To na pewno. Cieszy, że dostał kredyt zaufania i czas. Stabilność dużo daje. Również zawodniczkom, bo wiedzą, że związek się nie mota, nie szuka na siłę zmian, gdy jeden mecz nie wyjdzie. Pewne rzeczy potrzebują czasu, więc może to dobrze, że trener Nawrocki dostał pięć sezonów na stworzenie zespołu, który za chwilę powinien wygrywać jeszcze ważniejsze mecze od tych, które już wygrywa.