Siatkówka. Dawid Konarski: W Iranie wszyscy witają nas z otwartymi ramionami

- Mam 30 lat, więc nie będę zachowywał się jak rozpieszczony gówniarz, który gdy nie gra, to obraża się na cały świat - mówi w wywiadzie w Sport.pl atakujący reprezentacji Polski, Dawid Konarski.

Przed polską kadrą trzeci tydzień zmagań Ligi Narodów. Mistrzowie świata pojechali do Iranu, gdzie zmierzą się kolejno z Rosją, gospodarzami i Kanadą. Wyjazd ten stoi pod znakiem wielkich emocji, których zawsze było wiele w przypadku rywalizacji biało-czerwonych z Persami. Tym razem pewnie będzie ich jeszcze więcej przez ostatnie słowa Michała Kubiaka skierowane w stosunku do Persów.

Zobacz wideo

W wywiadzie dla Sport.pl atakujący kadry, Dawid Konarski, opowiada o tym, jak polscy siatkarze zostali przyjęci w Iranie, czy czuje się pewnie jako dwukrotny mistrz świata i czy blisko mu do siatkarskiej emerytury.

W Iranie jest fajnie?

Dawid Konarski: - Życie jak w Madrycie, haha. A na poważnie, w Urmii są dużo lepsze warunki niż pięć lat temu w Teheranie.

A jakie wtedy były?

- Hotel był duży i stary, a w pokojach, przynajmniej w moim, nie działała klimatyzacja. Jedzenie było słabe, więc nie dojadaliśmy. Wydaje mi się też, że było bardziej gorąco. W Urmii wieczory są chłodniejsze, wiatr wieje, więc jest przyjemnie. Poza tym hotel jest ładny, jedzenie normalne i nawet można napić się dobrej kawy. Ludzie są bardzo uprzejmi i mili. Kiedy poszliśmy do sklepu, to ciepło nas przyjęli. Na razie wszyscy witają nas z otwartymi ramionami i nie ma się do czego przyczepić.

Obawiał się pan, że będzie inaczej?

- Może tylko przez chwilę – później byłem już dobrze nastawiony. Vital mówił nam, że 200 000 osób było chętnych, by przyjść na mecze, więc możemy być pewni, że ludzie kochają tu siatkówkę.

Może chcą przyjść na mecz, bo wiedzą, że to z Polską przyjdzie im rywalizować i mają coś do udowodnienia po słowach Michała Kubiaka?

- To się okaże. Tutejsza hala jest bardzo „nośna” pod względem dźwięku, więc na pewno możemy się spodziewać ogłuszającego dopingu. Jest to okrągły obiekt z mocną akustyką, więc pewnie i irańskie trąbki zrobią swoje. Z tego, co słyszałem, Urmia jest miastem żyjącym siatkówką, więc raczej spodziewam się kompletu na każdym z meczów. Może miejscowi kibice będą nas wspierać? Zobaczymy.

Oby tak było, bo słyszałam, że odbyliście przedwyjazdowe szkolenie. Jak ono wyglądało?

- Nawet nie ma o czym opowiadać. Wyglądało ono, jak przygotowanie do wyjazdu turysty na wakacje, a nie cokolwiek innego. Mówienie o trzęsieniu ziemi czy nieużywaniu windy w czasie pożaru chyba ma mało wspólnego z powodem, przez który to spotkanie się odbyło. Jak dla mnie była to strata czasu, ponieważ raczej w granicach podstawowej wiedzy mieści się to, że w muzułmańskim kraju nie powinno się na ulicy zaczepiać kobiet.

A jak tam względy zdrowotne po ostatnich żołądkowych przejściach?

- Wydaje mi się, że już wszystko w porządku – raczej nikt nie narzeka na problemy żołądkowe. Gorzej ze zmęczeniem, które chyba każdemu daje się we znaki. Dla mnie jest to już trzeci turniej Siatkarskiej Ligi Narodów w tym sezonie, a wszędzie trenujemy po 1,5 godziny, więc funkcjonujemy na oparach. W środę w irańskim hotelu byliśmy dopiero o 07.00, później trening i zaraz gramy mecze, więc wcale nie jest nam łatwo.

Nie jestem zwolennikiem zarówno Ligi Narodów, jak i przeładowanego, chorego kalendarza rozgrywek reprezentacyjnych. Puchar Świata na zakończenie zmagań to żart i granie o nic. Dla profesjonalnego gracza premie finansowe to nie jest żadna nagroda. Nie wiadomo czy punkty za te zmagania będą brane pod uwagę do rankingu do następnych igrzysk, więc wszystko jest niewiadomą. Na Ligę Narodów z kolei musimy jeździć, bo taki jest wymóg w stosunku do mistrzów świata, których powinno być w składzie aż sześciu. Vital rotuje więc składem.

Jeśli jednak już gdzieś jedziemy, to chcemy zaprezentować się jak najlepiej mimo formy, w której jesteśmy. Mam nadzieję, że wszyscy rozumieją naszą sytuację. Jeżeli uda się awansować do Final Six z 26 zawodnikami w roszadach kadrowych, to ta sytuacja pokaże poziom Ligi Narodów. Dużo spotkań granych ostatnio jest słabych, co widać między innymi po liczbie błędów, które przytrafiają się w poszczególnych meczach.

Awans do Final Six byłby dla was kłopotem czy radością? W zeszłym roku mieliście dwa miesiące na spokojne przygotowanie się do mistrzostw, a teraz od lipca będzie nieco ponad miesiąc do kwalifikacji olimpijskich. Turniej w Chicago odbędzie się od 10 do 14 lipca.

- Będziemy starać się wygrać każde spotkanie, a jeśli punktów uzbiera się na tyle, by awansować, to wtedy polska kadra pojedzie do Chicago. Co do składu, który zależeć będzie od Vitala, to wiem, że będzie on rozsądnie poukładany. Nie sądzę, żeby był najmocniejszy z mocnych, ale też chyba po to, by pokazać FIVB, na co się naraża formując kalendarz rozgrywek w ten sposób. Przecież mamy do grania w tym sezonie ważniejsze rzeczy niż Liga Narodów.

Czy jako podwójny mistrz świata może się pan czuć pewny w składzie przy obecnych rotacjach?

- Jestem spokojny, ponieważ bardzo dobrze czuję się w kadrze, lubię na nią przyjeżdżać. Postawą na treningach staram się pokazać, że dalej jestem potrzebny reprezentacji. Nie odczuwam stresu z powodu rotacji w zespole. Dwa tytuły mistrza świata stawiają mnie na nogach na tyle, by nie uważać, że stanę się czwartym atakującym kadry.

Cieszę się, że Vital przeprowadza roszady w składzie, bo teraz pojechałem na trzeci turniej i jestem wykończony, a gdybym miał zagrać wszystkie 9 spotkań w podstawowym zespole, to chyba bym padł. Przy takim scenariuszu pewnie by mnie wwieźli na boisko na taczce.

Pytam o to, bo nie był pan główną armatą Polski w przypadku wygranych mistrzostw 2014 i 2018. Czuje pan ochotę na to, by powrócić do podstawowego składu?

- Jeśli gram w podstawowym składzie, to się cieszę, a jeżeli pomagam z ławki, to dalej robię to chętnie. Mam 30 lat, więc nie będę zachowywał się jak rozpieszczony gówniarz, który jak nie gra, to obraża się na cały świat. Lepiej się występuje na boisku od pierwszej piłki, ale Vital tak rotuje składem, że większość siatkarzy ma podobne statystyki w kontekście występów w podstawowym zespole. Na debiut nie czeka się już jak na zbawienie ze świadomością, że będą nim dwie piłki zagrane podczas podwójnej zmiany lub wejście na zagrywkę. To jest świetna rzecz.

Chcę wykorzystać swoją szansę niezależnie od tego, jak duża ona by była, ponieważ marzą mi się igrzyska olimpijskie. Możliwe, że będą to ostatnie, na które się wybiorę, bo w przypadku kolejnych będę miał już z 35 lat.

Czuje się pan jak siatkarski emeryt?

- Nie chcę nic mówić, ale w Chinach byłem drugim najstarszym zawodnikiem, a w Iranie jestem trzecim, haha. W meczu z Francją reszta chłopaków ze składu podstawowego była ode mnie minimum pięć lat młodsza. Choć teraz czuję się fajnie, to patrzę realnie na igrzyska za pięć lat.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.