Liga Narodów 2019. Mateusz Bieniek: Kontrakt w Lube ciut wyższy. No, wyższy

- Na Zaksę czekałem trzy tygodnie. Jak powiedziała, że nie może mi złożyć oferty, bo nie zbierze finansów na mój kontrakt, to akurat zadzwonił do mnie menedżer i powiedział, że Lube się odezwało. W ciągu 12 godzin kontrakt był podpisany - mówi Mateusz Bieniek. Środkowy siatkarskiej reprezentacji Polski niedawno został zawodnikiem zwycięzcy Ligi Mistrzów i mistrza Włoch, Cucine Lube Civitanova. Teraz Bieniek jest jednym z liderów kadry, która w Chinach rozegra swój drugi turniej tegorocznej Ligi Narodów. W piątek o godz. 10 mecz z Francją. Relacja na żywo w Sport.pl

Kilka dni temu w Katowicach Polska rozegrała swój pierwszy turniej Ligi Narodów. Mistrzowie świata wygrali z Australią 3:1 i z USA 3:2 oraz przegrali z Brazylią 1:3. Jednym z liderów naszej drużyny był Bieniek. Środkowy będzie też jednym z najważniejszych zawodników polskiej kadry w kolejnym turnieju. Od piątku do niedzieli w chińskim Ningbo zagramy z Francją, Bułgarią i Chinami.

Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Sezon reprezentacyjny zaczęliście tak jak się spodziewałeś, lepiej, gorzej?

Mateusz Bieniek: Wszyscy widzieli, że z Australią i z USA nie graliśmy super, wybitnie. A Brazylia chyba jest w niezłej dyspozycji i przyjechała do Katowic w mocnym składzie. Przegraliśmy wyraźnie, nam jeszcze sporo brakuje do optymalnej formy. No i my ciągle rotowaliśmy składem, grała jedna szóstka, zaraz Vital wpuszczał kolejną, a oni grali jednym, praktycznie najmocniejszym składem. My mieliśmy w tym meczu tylko jednego atakującego, Bartka Bołądzia, Artur Szalpuk po rozegraniu dwóch świetnych setów był oszczędzany, bo w sezonie klubowym miał problemy zdrowotne i Vital dba o to, żeby kontuzje i mikrourazy mu się nie odnowiły. Na razie na mocno zestawioną i dobrze grającą Brazylię byliśmy jeszcze za słabi.

Brazylijczycy zostali już wzmocnieni pochodzącym z Kuby Lealem. Oceniasz, że dużo wniósł do ich gry?

- Asa dostał ode mnie na "dzień dobry", ha, ha. Oczywiście to jest świetny przyjmujący, jeden z najlepszych zawodników na świecie. Chociaż może przyjęciu jest taki sobie, ale robi wielką różnicę w ataku i w zagrywce. To coś niesamowitego, jak gra w tych elementach. Ma odpał w ręce.

Pogadaliście już sobie o wspólnej grze, która przed wami w Lube?

- Szczerze, to tylko się z nim przywitałem w hotelu i parę słów zamieniliśmy. Na razie o klubie nie myślę, tam pogramy dopiero za pięć miesięcy. A niektórych chłopaków z Lube już znam - Juantorenę, Rezende, Rychlickiego, który niedawno podpisał kontrakt. Fajnie, że będzie tam drugi Polak, na pewno będzie mi łatwiej.

Leal wiedział, że wita się z nowym kolegą z Lube?

- Tak, dość wcześnie kontrakt z Lube podpisałem, więc zawodnicy szybko wiedzieli.

Wracasz do ojca, jak to ktoś powiedział o Ferdinando De Giorgim?

- To Konarski na pewno! "Konar" zazdrości. Żałuje, że Fefe odszedł z Jastrzębia i go nie wziął ze sobą. Dlatego teraz opowiada, jak to trener zdradził Jastrzębie, ha, ha. Mówiąc już serio, to mam z "Fefe" dobre wspomnienia, zarówno z klubu, jak i z reprezentacji, mimo że w kadrze miał krótki i słaby epizod. Mnie się z nim dobrze pracowało.

Jak bardzo w przyjęciu oferty Lube pomogło Ci, że trenerem jest tam De Giorgi?

- Gdyby "Fefe" nie był tam trenerem, to nie wiem czy w ogóle dostałbym ofertę. Osoba trenera na pewno była znacząca. "Fefe" mnie zna, już ze mną pracował i myślę, że to on naciskał na ten transfer.

Cztery lata temu debiutowałeś w reprezentacji jako nieznany zawodnik z Kielc. Pomyślałbyś wtedy, że twoja kariera tak szybko się aż tak rozwinie?

- Swoją karierę, jak dotąd, bardzo dobrze prowadzę. Z Kielc trafiłem do zespołu walczącego o medale mistrzostw Polski, w Zaksie wygraliśmy wszystko, teraz - nie boję się tego powiedzieć - idę do najlepszego na ten moment zespołu na świecie. Lube takim zespołem jest i mam nadzieję, że dalej będzie. To dla mnie kolejny krok. Podpisałem długi, trzyletni kontrakt, mam nadzieję, że cały wypełnię.

Lube jest najlepsze na świecie, a Ty czujesz się jednym z najlepszych środkowych świata?

- Czy się czuję? Nie jestem od oceniania. Ale mistrzostwo świata dało mi dużą pewność siebie. Jestem świadomy swojej wartości.

Na pewno Wilfredo Leon zrobi wszystko, żebyś zdobył z Lube jak najmniej trofeów. To próby zatrzymania blokiem właśnie jego będą dla Ciebie największym wyzwaniem w Serie A?

- Pojedynki z Leonem, ale i z Bartoszem Bednorzem na pewno będą świetne. Ale najbardziej liczę na sukcesy w Lidze Mistrzów. Tego triumfu mi brakuje, mam nadzieję, że z tak topowym zespołem jak Lube uda mi się Ligę Mistrzów wygrać. Wierzę, że już w pierwszym sezonie.

Kiedy dostałeś propozycję od Lube, to zastanawiałeś się sekundę, dwie czy jednak dłużej?

- Długo negocjowałem w Polsce. Na Zaksę czekałem trzy tygodnie. Bardzo ten klub lubię, długo w nim grałem, zrobiłem tam wielki krok do przodu, więc chciałem zostać. Jak Zaksa powiedziała, że nie może mi złożyć oferty, bo nie zbierze finansów na mój kontrakt, to akurat wieczorem zadzwonił do mnie menedżer i powiedział, że Lube się odezwało. W ciągu 12 godzin kontrakt był podpisany. Bardzo szybko i profesjonalnie się dogadaliśmy.

Czyli najlepszego polskiego klubu już nie stać na Mateusza Bieńka?

- Nie wiem. Miałem dobre oferty z innych, topowych klubów. To były dobre oferty, ale Lube przebiło wszystko.

O ile procent więcej będziesz zarabiał w Lube niż w Zaksie?

- To wszystko jest ciężkie do policzenia, ale na pewno będzie ciut wyższy kontrakt.

Tylko ciut?

- No, wyższy kontrakt. Trzeba brać pod uwagę jakie w Polsce są podatki. Jak się wszystko policzy, to część pieniędzy ma się tylko chwilę i trzeba je oddać, a we Włoszech dostanę czyste pieniądze do ręki.

Na ile o Twoim odejściu do Lube decydowały pieniądze, a na ile marka tego klubu? Gdyby oferta z Polski była taka jak z Włoch, to co byś wybrał?

- Myślę, że gdyby była porównywalna, to zostałbym w kraju. Chociaż nie wiem, kurczę. Nie, zostałbym raczej w kraju, nie ruszałbym się. Aczkolwiek moim marzeniem była gra w lidze włoskiej, znalezienie się w najlepszej lidze świata. Miałbym twardy orzech do zgryzienia. Na szczęście Lube nie dało mi tego dylematu. Bardzo szybko się dogadaliśmy.

Obawiasz się czegoś przed przeniesieniem się do Włoch?

- Nie, raczej się niczego nie obawiam. Jak już mówiłem, po mistrzostwie świata jestem świadomy swojej wartości. Wiem, że jak gram na swoim poziomie, to nie muszę się bać.

Mówiłeś o Lealu, że jest wybitny w ataku i zagrywce. Porównujesz go z Leonem? Co ci wychodzi?

- Oni są bardzo, bardzo do siebie podobni. Myślę, że Leon ma lepszą zagrywkę, jest troszeczkę bardziej stabilny w przyjęciu. W ofensywie obaj wyczyniają cuda. Mieliśmy okazję trenować z Wilfredo, robi wielkie wrażenie.

Cieszysz się, że nie jesteś przyjmującym i nie musisz odbierać jego bomb?

- Cieszę się, chociaż jak Wilfredo atakuje, to najczęściej ja najpierw dostaję po rękach i trochę to boli. Cieszymy się, że dołącza do nas jeden z najlepszych zawodników na świecie. Na pewno będzie wartością dodaną do naszej drużyny.

Potwierdzasz, że wejście do drużyny ma bardzo naturalne?

- To jest super chłopak, naprawdę. Mówi po polsku, świetnie go przyjęliśmy, bo zależy nam, żeby się komfortowo czuł. Naprawdę jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o jego pozycję w naszej reprezentacji. Musi się jeszcze nauczyć łapać nasze żarty. Z każdym dniem się uczy, a najszybciej stara się go w to wszystko wprowadzać Damian Wojtaszek, nasz specjalista od żartów. Leonowi pomaga to, że po polsku mówi naprawdę nieźle, a jeśli któregoś słowa nie zna, to wspomaga się angielskim.

A jak jest z Twoim włoskim? Z Lealem zamieniłeś kilka słów w tym języku?

- Skończyłem lekcje angielskiego, bo musiałem sobie go przypomnieć ze szkoły. Niedługo ruszę z włoskim. Będę miał indywidualne zajęcia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.