To nie był dobry mecz Polski, mimo że skończył się zwycięstwem. Przez trzy godziny walki z grającymi w rezerwowym składzie Amerykanami trener Heynen stracił dużo nerwów.
- Jestem zadowolony, że daliśmy widowisko ludziom, którzy byli na trybunach. Powiedzmy sobie szczerze, najlepsze było 10 minut przed meczem i 10 minut po meczu. Nie wyróżnię u nas nikogo, tylko publiczność. Ona była MVP. Była daleko, daleko przed wszystkimi siatkarzami - stwierdził Heynen.
- Tu się gra wspaniale. Bardzo miło widzieć tych wszystkich ludzi, którzy nas wspierają i przeżywają mecz. W czwartym secie prawie się poddaliśmy, ale kibice nam na to nie pozwolili, bardzo nam wtedy pomogli. A już w tie-breaku nas ponieśli, zrobili różnicę - dodawał.
O postawie swoich graczy za dużo Belg nie chciał powiedzieć. - Jeśli chodzi o naszą grę, to na pewno dobrze walczyliśmy. Mam jeszcze więcej uwag, ale one są dla zawodników, nie dla was - śmiał się szkoleniowiec.
Ze śmiechem komentował też swoje wojny z sędziami. Bardzo ważny punkt wygrał nam, prosząc o wideoweryfikację w tie-breaku, przy stanie 4:4. Wcześniej Heynen "zapunktował" też w trzeciej partii, gdy arbitrzy pomylili się przy stanie 8:6 dla Polski.
- Jestem dobry w challengach, wszyscy to wiedzą. Za punkt zdobyty w tie-breaku dostałem największy aplauz w życiu. Chociaż nie, jeszcze lepiej było wtedy, gdy dostałem żółtą kartkę [chodzi o akcję z trzeciego seta]. Jeszcze nigdy moja żółta kartka nie była tak fetowana. To było jak moment chwały, jak złota, a nie żółta kartka - komentował rozbawiony Heynen.
Trener Polski skomentował też swoje próby śpiewania naszego hymnu. - "Marsz, marsz Dąbrowski" - tę część znam. Później jest "z ziemi włoskiej do Polski" - te fragmenty już umiem. Miło się słucha, jak ludzie śpiewają hymn przed naszymi meczami - mówił. - Wasz język jest bardzo trudny. Myślałem, że jestem bystry, a uczę się od roku i nie umiem nic powiedzieć. Na pewno nie jestem na takim poziomie, na jakim powinienem być po roku nauki - zakończył trener mistrzów świata.