Liga Narodów 2019. Polska - Australia 3:1. Cztery rzeczy po czterech setach: Jest kłopot, ale jeszcze nie bogactwa. Czy jest życie bez Kurka?

Polscy siatkarze pokonali Australię 3:1 (25:15, 24:26, 25:21, 25:14) w Katowicach, w swoim pierwszym meczu pierwszego w tym roku turnieju Ligi Narodów. Mecz potrwałby krócej, gdybyśmy nie mieli problemów na tej pozycji, na której mamy mieć kłopot bogactwa. Największe owacje zebrał występujący tylko w roli kibica Bartosz Kurek. W sobotę o godzinie 17 gramy z USA.

1. Sparing za trzy punkty

Przegrywaliśmy 5:7 w drugim secie, gdy Vital Heynen po raz pierwszy w meczu poprosił o czas. Nie denerwował się, po tym spotkaniu będziemy pamiętać nie jego krzyki, a fakt, że razem z drużyną śpiewał polski hymn.

W stykowych sytuacjach gotował się Mark Lebedew. A kiedy szkoleniowiec Australii krzyczał, gestykulował, a nawet stukał się w czoło, kontestując sędziowskie decyzje, nasz szkoleniowiec zazwyczaj (raz trochę się uniósł, za co dostał żółtą kartkę) robił zdziwioną minę.

Zobacz wideo

Dla Polski piątkowy mecz był sparingiem. Prawie jak ten rozegrany tydzień temu z Niemcami w Gliwicach, na rozruszanie się, na spokojne wejście w sezon. Za "sparing" w Spodku dostaliśmy trzy punkty w Lidze Narodów. Ona celem w tym sezonie nie jest, ale punkty i zwycięstwa na pewno warto zbierać. Choćby po to, by jak przed rokiem, awansować do jej turnieju finałowego i znów potraktować go czysto szkoleniowo.

2. Fornal, Bołądź - są nowi

Dlaczego w wyjściowym składzie znalazł się Tomasz Fornal, a nie kapitan Michał Kubiak? Trener Vital Heynen już rok temu przyzwyczaił, że w poszczególnych turniejach Ligi Narodów daje pograć każdemu z 14-osobowego składu, więc siłą rzeczy każdy ma też taki mecz, w którym nie zagra.

Kubiaka można się spodziewać przeciw USA czy Brazylii. Fornal to mistrz świata juniorów, który w poprzednim sezonie do seniorskiej kadry się nie przebił. Podobno dlatego, że był za grzeczny. Czy teraz będzie bardziej przebojowy? W pierwszej partii spotkania z Australią zdobył trzy punkty atakiem, dorzucił dwa punktowe bloki i jednego asa serwisowego. Był naszym najlepiej punktującym zawodnikiem. Szkoda, że w drugim secie się zaciął. Wtedy nie skończył żadnego z trzech ataków, rywale dwa razy ustrzelili go zagrywką i przy stanie 16:18 Heynen zastąpił go Aleksandrem Śliwką. Ogólnie występ 22-letniego przyjmującego nie porwał, bilans 3/10 w ataku to za mało. Ale na pewno warto, by perspektywiczny zawodnik dostawał więcej szans.

Cieszy, że takie w piątek otrzymywał wchodzący na podwójne zmiany Bartłomiej Bołądź. Atakujący zrobił co do niego należało, skończył cztery z siedmiu piłek jakie dostał.

3. Kłopot, ale jeszcze nie bogactwa

Można liczyć długo, doliczyć nawet do ośmiu. Tylu wartościowych zawodników na pozycji przyjmującego będzie miała reprezentacja Polski, gdy już oficjalnie będzie mógł w niej występować Wilfredo Leon. Miejsca na wielkie turnieje będą zapewne dla czterech przyjmujących. Pewne pozycje będą mieli Leon i Kubiak. Heynen ma z kogo wybierać, jeśli wszyscy nasi przyjmujący będą w formie, będzie miał kłopot bogactwa. Ale na razie nie są. I to był jedyny większy problem Polski w meczu z Australią. Aleksander Śliwka musiał zmienić Tomasza Fornala już w połowie drugiego seta. Bartosz Kwolek musiał zastąpić Artura Szalpuka krótko po rozpoczęciu trzeciego seta. Tak naprawdę żaden z czterech przyjmujących nie był tak pewny, jak powinien. Każdy miewał problemy z niezłą zagrywką rywali, każdy za często mylił się w ataku. Szalpuk 3/12, Fornal 3/10 - to statystyki ataku dalekie od dobrych. To rzecz do poprawy. Możliwie jak najszybszej, nawet jeśli trener spokojnie tłumaczy, że na razie formy nie ma, bo nie może jej być już na tym etapie przygotowań do kulminacyjnego punktu sezonu (sierpniowe eliminacje olimpijskie).

4. Czy jest życie bez Kurka?

To się dopiero okaże. Bartosz Kurek idolem polskich kibiców jest - co do tego nie ma wątpliwości. Na ubiegłorocznych mistrzostwach świata atakujący zbudował sobie pomnik. W piątek w katowickim Spodku przechadzał się przy stanowisku Polsatu i w pobliżu boiska, zbierając owacje trybun. Wszyscy na niego czekamy nie z nadzieją, a z pewnością, że dojdzie do siebie po kwietniowej operacji kręgosłupa i w sierpniu poprowadzi drużynę do zdobycia przepustek na przyszłoroczne igrzyska w Tokio. A tymczasem zaczynamy się przyglądać innym atakującym kadry.

Naturalny numer dwa, czyli dwukrotny mistrz świata Dawid Konarski, przeciw Australii był najlepszy na boisku. 77-procentowa skuteczność zbić po dwóch setach (10/13) to był bilans wręcz niespotykany, wart docenienia bez względu na klasę rywala. W kolejnych "Konar" wciąż nie wstrzymywał ręki (finalnie 17/25 w ataku), był też dobrze dysponowany w polu serwisowym (trzy asy) i jak zwykle w bloku (dwa punkty). O to chodzi. A teraz, z USA, i Brazylią, dobrze byłoby zobaczyć więcej gry Bołądzia, a w kolejnych tygodniach Macieja Muzaja i Łukasza Kaczmarka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.