Siatkówka. Karol Kłos: Nie gramy z nożem na gardle, ale wylano nam na głowę kubeł zimnej wody. A ja chcę wrócić do kadry!

- Nie mam już 18 czy 22 lat, ale ciągle jest we mnie głód grania - mówi w Sport.pl środkowy PGE Skry Bełchatów i mistrz świata z 2014 roku, Karol Kłos. Zawodnik po rocznej przerwie chce wrócić do kadry.
Zobacz wideo

Na półmetku sezonu zasadniczego PlusLigi PGE Skra Bełchatów wygląda na drużynę w sporym kryzysie. Z siedmioma wygranymi i sześcioma porażkami zajmowała 6. pozycję. Tak nisko na tym etapie zmagań nie była od rozgrywek 2001/2002, kiedy klub zajmował 7. lokatę. Sytuację zespołu prowadzonego przez Roberto Piazzę dodatkowo utrudnia fakt, że 2019 rok drużyna rozpoczęła bez mistrza świata 2014 Mariusza Wlazłego, złotego medalisty siatkarskiego mundialu 2018 Artura Szalpuka czy też Roberta Milczarka i Patryka Czarnowskiego. Wszystkiemu winne kłopoty zdrowotne graczy, które przyczyniły się do postępującego osłabienia zespołu.

W piątek bełchatowianie, mimo problemów, pokonali na wyjeździe ostatni zespół PlusLigi (nie licząc zdyskwalifikowanej Stoczni Szczecin) - MKS Będzin. Spotkanie było krótkie, przyjezdni wygrali 3:0, sporą siłę rażenia opierając na środkowych - Jakubie Kochanowskim i Karolu Kłosie. Ten drugi po meczu mówił w Sport.pl o tym, że w trudnej sytuacji jego zespołowi potrzebny jest przede wszystkim spokój. Zapowiedział również, że po roku przerwy od reprezentacyjnego grania, chce wrócić do kadry.

Na półmetku fazy zasadniczej PGE Skra Bełchatów zajmowała 6. pozycję, co jest najgorszym wynikiem od sezonu 2001/2002. To oznacza, że gracie z nożem na gardle?

Karol Kłos: Nie, nie gramy z nożem na gardle. Nasz zespół trochę się zmienił i zwyczajnie potrzebuje czasu. Jesteśmy świadomi, że potrafimy grać lepiej, ale w pierwszej rundzie pewne rzeczy nam w tym przeszkadzały.

Jakie to rzeczy?

- Myślę, że nie do wszystkich meczów podchodziliśmy tak, jak choćby do ostatniego starcia z MKS-em Będzin. To było widać w naszej grze choćby poprzez to, że gdy przeciwnik stawiał trudne warunki i nie szło po naszej myśli, to pękaliśmy, a przecież trener nas uczulał, że każdy będzie chciał pokonać mistrza Polski. Nie wygrywaliśmy spotkań i w mojej opinii wiele punktów straciliśmy w głupi sposób. Dlatego właśnie tym bardziej cieszy to, że piątkowe spotkanie zagraliśmy równo i w pełnej koncentracji. Wygraliśmy też spotkanie na wyjeździe, co dotychczas nam się nie zdarzało tak często.

Myśleliście, że jesteście mistrzami Polski, więc będzie wam łatwiej pokonywać rywali, którzy w poprzednim sezonie okazali się od was słabsi?

- Nie, nie w tym rzecz. Na niektóre mecze trudniej jest się skoncentrować, a takie spotkania nie zdarzają się raz w sezonie. Grania jest bardzo dużo. Widać, że w ostatnim czasie podładowaliśmy akumulatory i odpoczęliśmy, wynikiem czego jest bardzo dobre spotkanie z MKS-em Będzin. Nikogo nie lekceważymy, co nasz trener również podkreśla, ale wylano nam na głowę kubeł zimnej wody. Jednym jest mówienie przed meczem, że przeciwnik postawi trudne warunki, a drugim dostanie dwa, trzy razy po 0:3 i brak wiedzy na temat tego, dlatego tak się stało. Swoją lekcję odrobiliśmy.

W pewnym momencie chyba sprawdziło się na waszym przykładzie, że biednemu wiatr w oczy. Na początku sezonu byliście na 9. miejscu, więc oczy całej siatkarskiej polski przecierane były ze zdumienia, a następnie przydarzyła wam się fala kontuzji - Patryka Czarnowskiego, Artura Szalpuka, Roberta Milczarka, Mariusza Wlazłego i nawet pana, która całe szczęście okazała się niegroźna. Był lęk, jak to się wszystko ułoży?

- Mamy pod górkę, ale tym bardziej cieszy, że drużyna dźwiga ciężar problemów i przy tym wygrywa. Choć MKS Będzin był ostatni w tabeli, to w piątek jego zawodnicy chcieli ugrać swoje i to było widać. To nie było łatwe spotkanie, a mimo to udało nam się je wygrać, zagraliśmy równo, a zmiennicy wykonali świetną robotę. Mam na myśli Piotra Orczyka czy Renee Teppana. Każdy dołożył swoją cegiełkę. Mamy świadomość, że jeśli chcemy walczyć w tym sezonie o medale, to nie mamy już czasu na błędy. Szczęśliwie udało nam się wejść do Pucharu Polski, w którym zmierzymy się z ZAKSĄ.

Innym zaskoczeniem początku sezonu była postawa Asseco Resovii Rzeszów. Działanie było proste - zmiany na stanowisku trenerskim, prezesa czy też w samym zespole choćby na pozycji rozgrywającego. U was mimo trudnego startu jest spokój. To jest recepta Skry na odbudowanie formy?

- Prowadząc klub i będąc w nim spokój w pewnym momentach jest wręcz pożądany. Nadal jesteśmy w trudnej sytuacji, ponieważ potrzebujemy punktów i chyba nikt nie oczekiwał, że będziemy na 6. miejscu. W takich chwilach buduje się zespół, więc mam nadzieję, że najfajniejsze spotkania są cały czas przed nami.

Wasze zaufanie w stosunku do obranej drogi przygotowań jest zachowane?

- Oczywiście, że tak. Trzeba ufać trenerowi, kolegom… Wtedy, gdy się nie układa, i nie każdy dzień jest niedzielą, należy iść jedną drogą. Jeśli ktoś gdzieś ucieka, to trzeba go złapać, przyprowadzić ponownie i razem iść po tej samej ścieżce. Jeśli tak się nie zrobi, to wszystko się rozleci. Trzymamy się wszyscy tej myśli.

Pamiętam pana wywiad z marca 2018 roku. Powiedział pan, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest zawodnikiem, od którego rozpoczyna się budowanie składu, i że rezygnuje z gry w reprezentacji. W tym sezonie gra pan o powrót do kadry?

- Oczywiście, że chcę wrócić do kadry. W ogólnym rozrachunku wydaje mi się, że poprzedni sezon był dla Skry dobry, bo zakończyliśmy go mistrzostwem Polski. Trwające rozgrywki są zupełnie inne, ale nie ukrywam, że myślę o tym, by ponownie założyć biało-czerwoną koszulkę. Ten sezon jest dla mnie okazją, by jeszcze coś pokazać. Najważniejsze mecze dopiero przed nami, więc mam jeszcze czas, by doszlifować pewne rzeczy. Nie mam już 18 czy 22 lat, ale ciągle jest we mnie głód grania.

Łatwo będzie wrócić do kadry, która odniosła taki sam sukces cztery lata później, ale już bez pana?

- Na pewno nie, ale każdy sezon to nowa karta. Jeśli tylko trener będzie chciał, a ja sobie zasłużę, to bardzo chętnie zagram w reprezentacji. Czuję się świetnie, kolana mi nie doskwierają, gram bez proszków przeciwbólowych, a trener Piazza wskazał mi drogę, którą mam pójść.

Rywalizację na polu kadrowo-klubowym już pan ma, grając ramię w ramię z Jakubem Kochanowskim.

- To jest akurat bardzo fajne. Zaprzyjaźniliśmy się, dobrze się dogadujemy i dzięki wspólnej grze w Bełchatowie mogliśmy się lepiej poznać. Kuba jest świetnym chłopakiem, żadna sodówka mu nie odbiła, zachowuje się normalnie, gra bardzo dobrze, co jest plusem, bo nawet na treningach czuć, że mobilizujemy się do lepszej pracy. Jest jeszcze David Fiel, który choć nie dostał szans na pokazanie swoich umiejętności, to też motywuje do gry. We trójkę robimy kroki naprzód.

Jaki jest pana cel na 2019 rok?

- Walczyć w każdym spotkaniu i po każdym z nich mieć tak dobry humor, jak po meczu z będzinianami. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.