Siatkówka. Michał Mieszko Gogol: Nie czujemy się po żadnej stronie mocy poza "siatkarską"

- Presję czuć za rogiem - im dłużej potrwa sezon, tym większa ona będzie. Na świecie jest bardzo mało drużyn, w których praca trenera jest łatwa i Stocznia Szczecin nie jest wyjątkiem - mówi w rozmowie ze Sport.pl trener Stoczni Szczecin, Michał Mieszko Gogol.

Stocznia Szczecin dzięki bogatemu sponsorowi w okresie letnim zakontraktowała Bartosza Kurka, Łukasza Żygadło, Mateja Kazijskiego, Simona Van de Voorde czy Nicholasa Hoaga. Projekt ten od początku wzbudzał kontrowersje i obawiano się, że takie skumulowanie gwiazd siatkówki w jednym miejscu niekoniecznie przełoży się na zbudowanie drużyny.

O klubie było głośno także z powodu zaległości finansowych. Władze drużyny w oficjalnym oświadczeniu zaprzeczyły trudnościom w tej materii.

Sara Kalisz: Jesteście po jasnej stronie mocy, a reszta klubów czy mediów po ciemnej? Takie wrażenie można było odnieść po ostatnim oświadczeniu Stoczni Szczecin.

Michał Mieszko Gogol: - To jest bardzo dobre pytanie. Jako drużyna nie czujemy się po żadnej stronie mocy poza „siatkarską”. Pracujemy bardzo ciężko, by grać lepiej i zdajemy sobie sprawę z zawirowań dookoła klubu, ale nie odczuwamy ich wewnątrz zespołu. To są sytuacje, na które nie mamy wpływu, więc koncentrujemy się wyłącznie na tym, co możemy zmienić.

Spodziewał się pan, że wraz z dużymi pieniędzmi do klubu przyjdą trudniejsze momenty czy kontrowersje spowodowane między innymi tym, że zainteresowanie zespołem ze Szczecina jest większe? Znakomity trener Radostin Stojczew został dyrektorem sportowym, patrzy się wam w budżet i mówi, że klub nie płaci... Jest tego sporo.

- Jeśli coś jest nowe, a nasz projekt taki jest, to zawsze dużo rzeczy będzie do poprawy – zwłaszcza na początku istnienia drużyny. Wszyscy jesteśmy przygotowani do tego, że nie zawsze będzie idealnie, jeśli chodzi o kwestie organizacyjne, ale każdego dnia pracujemy, by było lepiej.

Hit kolejki dla Jastrzębskiego Węgla. PGE Skra spada w tabeli

Ma pan w zespole MVP mistrzostw świata, Bartosza Kurka, Łukasza Żygadło, czyli bardzo uznanego rozgrywającego, czy też Mateja Kazijskiego, który wciąż jest wielką marką. Jest łatwiej, bo jest to pewnego rodzaju „gwiazdozbiór” i dla wielu teoretyczny „samograj” czy też trudniej, ponieważ wymagania względem wyniku nie są takie, jak rok, dwa lata temu?

- Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony podejściem i zaangażowaniem zawodników. Ich postawa nie wskazuje na to, że są to gracze, którzy tak wiele wygrali w swoich karierach. Na treningach są normalnymi, skromnymi ludźmi, którzy pracują bardzo ciężko. W zespole nie ma żadnego gwiazdorzenia, mogę o graczach mówić w samych dobrych słowach.

Presję czuć za rogiem - im dłużej potrwa sezon, tym większa ona będzie. Na świecie jest bardzo mało drużyn, w których praca trenera jest łatwa i Stocznia Szczecin nie jest wyjątkiem.

Jak bardzo ta presja urosła po falstarcie z Treflem, gdy mecz się nie odbył, i porażce z ZAKSĄ? Była ulga w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie wygraliście z gospodarzami?

- ZAKSA zagrała bardzo dobre spotkanie i patrząc na całym dystansie meczu, to właśnie kędzierzynianie byli lepszą drużyną. To, co w obronie prezentowali Aleksander Śliwka i Paweł Zatorski, to była świetna gra. Nie dziwi wynik, bo zespół ten jest zbudowany w podstawie na pięciu zawodnikach, którzy występowali ze sobą w poprzednim sezonie. My stanęliśmy naprzeciwko nim po jednym wspólnie rozegranym sparingu.

Asseco Resovia Rzeszów sięgnęła dna i póki co nie może się od niego odbić

Czyli teraz będzie już tylko lepiej?

- Nadal tak naprawdę nie wiemy, na co nas stać w kontekście poziomu sportowego. Kończymy etap diagnozowania tego, co kto może zrobić lepiej i co poprawić indywidualnie w grze. Ustabilizowaliśmy przyjęcie, lepiej wygląda pierwsza akcja i jak na razie dobrze serwujemy. Chcemy grać widowiskową siatkówkę. Potrzebujemy jeszcze kilku tygodni, by zacząć wykorzystywać pełny potencjał drużyny.

Spodziewa się pan „kryzysu” choćby u Bartosza Kurka? Mówi się, że po intensywnym sezonie reprezentacyjnym każdy kadrowicz jest na niego narażony.

- Mamy nadzieję, że on nie przyjdzie. Staramy się eksploatować Bartka z głową, ponieważ wiemy, ile ma w nogach przez to, co działo się w wakacje. Pochodzimy do tematu bardzo spokojnie, dużo rozmawiamy z zawodnikiem, badamy go... Póki co problemu nie ma, koncentrujemy się na pracy.

Łukasz Żygadło to trochę „ojciec” projektu Stoczni Szczecin? W końcu to on powiedział o możliwości zrobienia czegoś wielkiego Radostinowi Stojczewowi czy Matejowi Kazijskiemu.

- Drużyna wybrała Łukasza kapitanem na nadchodzący sezon. Jest on bardzo doświadczonym i niezwykle profesjonalnym zawodnikiem. Ma bardzo dobry wpływ na chłopaków i czuje się za nich odpowiedzialny. Dużo ze sobą rozmawiamy w temacie pomysłu na grę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.