Siatkówka. Mirosław Przedpełski: Turniej kwalifikacyjny do igrzysk trzeba kupić. Wyjściowa kwota to pół miliona dolarów

Turniej kwalifikacyjny siatkarzy do igrzysk w Tokio zorganizuje ten, kto da więcej? - Tak może być. Będzie przetarg, wyjściowa kwota to pół miliona dolarów - mówi Mirosław Przedpełski, członek zarządu FIVB, były prezes PZPS.

W sierpniu 2019 roku Polska zagra w jednym z sześciu turniejów eliminacyjnych do igrzysk w Tokio. Zawody będzie trzeba wygrać, by uzyskać awans. A łatwo nie będzie, bo zanosi się na to, że naszymi rywalami będą Francja, Bułgaria i Kamerun. Dlaczego akurat te reprezentacje? Kiedy wyjaśni się czy na pewno właśnie one? Jak to możliwe, że w rankingu Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB) Polska zostanie wyprzedzona przez Włochy, mimo że nasza reprezentacja zdobyła mistrzostwo świata, a Italia zajęła piąte miejsce?

Z działaczem, który miał wpływ na zmiany w sposobie rozgrywania olimpijskich eliminacji rozmawiamy o milionach, jakie dostają siatkarze, i o tym czy istnieje spisek, który ma sprawić, że w walce o Tokio nie pomoże nam Wilfredo Leon.

Łukasz Jachimiak: Do igrzysk w Tokio dwa lata, ale już mamy zamieszanie wokół systemu kwalifikacji w siatkówce. Wiadomo, że zagramy w turnieju z trzema innymi reprezentacjami i że uzyskamy awans, jeśli go wygramy. A na ile prawdopodobne jest, że jednym z naszych rywali będzie Francja?

Mirosław Przedpełski: Jeszcze będą w FIVB dyskusje, nic jeszcze nie jest przesądzone, jeśli chodzi o zasady tworzenia nowego rankingu.

Przypomnijmy, że zespoły z konkretnych miejsc w rankingu są już przypisane do poszczególnych turniejów kwalifikacyjnych. Tylko że obecny ranking jest stary, z ubiegłego roku. Nowy powstanie dopiero w styczniu, tak?

- Zgadza się, ranking zostanie opublikowany 1 stycznia 2019 roku. A w połowie listopada będzie kongres FIVB w Meksyku i tam będzie podjęta decyzja, z jakich imprez punkty będą liczone reprezentacjom do rankingu.

Na dziś zapowiada się, że będą liczone z Pucharu Świata 2015, mistrzostw świata 2018 i igrzysk olimpijskich 2016, a drużynom, które nie awansowały do tych imprez - z kwalifikacji do nich?

- Część ludzi ma inne pomysły, ale myślę, że te pomysły nie przejdą. Raczej nie będą liczone punkty z Ligi Narodów, bo większość z nas nie chce ich liczyć. Jednak to jeszcze nie jest przesądzone, w Meksyku będzie jeszcze dyskusja. Już na sto procent przeszła metoda rozgrywania kwalifikacji olimpijskich w oparciu o sześć turniejów. I ja sobie to poczytuję za olbrzymią zasługę, bo bardzo za tym obstawałem. Uważam, że to jest sprawiedliwa, dobra metoda. Eliminuje takie sytuacje, jaką mieliśmy choćby z awansem Meksyku do olimpijskiego turnieju w Rio, po tym jak ten Meksyk wygrał bardzo słabo obsadzony turniej [grały w nim jeszcze Chile, Tunezja i Algieria]. Teraz opieramy się na rankingu i to jest o wiele lepsze.

Ale system wciąż nie jest dobry. Oparcie się o ranking nie załatwia wszystkiego.

- I dlatego będą zmiany w sposobie tworzenia rankingu. Teraz są w nim punkty między innymi z Ligi Światowej z 2017 roku, a to – identycznie jak następca rozgrywek, czyli Liga Narodów – impreza komercyjna, do której światowa federacja zaprasza. I ze względów właśnie komercyjnych zaproszenie dostają choćby Chińczycy. Oni mają duży potencjał komercyjny, ale czy to powinno mieć znaczenie w eliminacjach olimpijskich? No nie, tak nie powinno być.

Dlaczego Puchar Świata 2019 nie będzie jedną z olimpijskich kwalifikacji?

- On wyskoczył nagle, wszystko było podpisane, ale okazało się, że Japończycy nie mogliby zagrać, gdyby turniej był kwalifikacją do igrzysk. MKOl by się nie zgodził. I co, Japończycy mieliby zorganizować Puchar Świata i w nim nie zagrać?

Dlaczego MKOl nie zgodziłby się na ich grę?

- A mecze Japonii miałyby się liczyć do tabeli czy nie?

Dlaczego miałyby się nie liczyć? Nie można byłoby na starcie ustalić, że awans do igrzysk w Tokio uzyska x najlepszych drużyn, a jeśli w tym gronie znajdzie się Japonia, to kwalifikację dostanie następny zespół w tabeli?

- To by nie było takie proste. Zaraz by się znalazły tysiące narzekaczy twierdzących, że jednym Japończycy odpuścili, a drugim nie, że z kimś się na coś dogadali. Moim zdaniem teraz trzeba się skupić na tym, że mamy wreszcie lepszy system, bo granie o igrzyska dla 24 najlepszych drużyn rankingu i awanse dla zwycięzców turniejów to naprawdę sprawiedliwe rozwiązanie. A na następne lata mam pomysł udoskonalenia systemu. Moim zdaniem warto byłoby zrobić eliminacje również dla drużyn z dalszych miejsc, bo teraz np. męska reprezentacja Niemiec i nasza damska przez nieobecność w gronie 24 najlepszych ekip rankingu nie dostaną pierwszej szansy i zostanie im tylko po jednej możliwości walki o igrzyska [to będzie turniej dla tych europejskich zespołów, które jeszcze nie wywalczyły prawa gry w Tokio w sześciu turniejach w 2019 roku. I z tego grona na igrzyska pojedzie tylko zwycięzca].

Wróćmy do tworzenia rankingu. Niemcy, wicemistrzowie Europy, z 10. miejsca wypadną poza Top 24, bo zabrakło ich w tegorocznych mistrzostwach świata. Będą m.in. za Meksykiem czy Kamerunem.

- Niestety. Ale generalnie pomysł zmian w punktacji jest słuszny. Punktów z mistrzostw kontynentalnych nie można liczyć, bo przecież 30 punktów zdobytych w Afryce nie może ważyć tyle samo, co 30 punktów z Europy. Rozsądne jest nieliczenie takich wyników, dane kontynenty mają swoje rankingi.

A jak wytłumaczyć fakt, że Włosi zepchną nas z trzeciego miejsca na czwarte, mimo że my zdobyliśmy złoto mistrzostw świata, a oni zajęli piątą pozycję? Oczywiście wiem, że my „tylko” obroniliśmy 100 punktów z MŚ z 2014 roku, a oni poprawili swój wynik, bo wtedy mieli 13. miejsce i 36 punktów, a teraz będzie im trzeba policzyć 62 pkt, czyli zyskają 26 punktów, a tracili do nas 22 pkt. Ale to przecież paradoks, że choć wcale nie są lepsi, to zajmą naszą pozycję.

- Trudno się nie zgodzić.

W siatkówce jest tych paradoksów tak dużo, że nie da się wszystkich wyeliminować, nawet faktycznie idąc ze zmianami w dobrymi kierunku?

- No jest ich trochę, jest. Były takie układy, że słabsze kontynenty walczyły o swoje pozycje, a te kontynenty to była siła wyborcza. Ale próbujemy wszystko prostować. Mimo to czytam takie wypowiedzi, że rządzi jakaś mafia, że są spiski, żeby gra o igrzyska odbyła się w lipcu, czyli jeszcze zanim Wilfredo Leon będzie mógł grać w polskiej kadrze. Spokojnie, turnieje będą w sierpniu. Innej możliwości nie ma, bo w lipcu będzie jeszcze grana Liga Narodów. Są podpisane kontrakty, wtedy będzie turniej finałowy w USA. Dopiero później przyjdzie czas na walkę o igrzyska.

Kiedy będziemy wiedzieli czy taki turniej rozegramy u siebie?

- Ranking musi być opublikowany 1 stycznia, a jak zostanie ogłoszony, to wtedy do wszystkich 24 krajów, którym przysługuje gra w turniejach, zostanie wysłane z FIVB zapytanie czy one chcą wziąć udział w eliminacjach. Może się tak zdarzyć, że ktoś nie będzie chciał.

Na przykład Kamerun uzna, że nie ma szans wygrać z Polską, Francją oraz Bułgarią i że lepiej nie tracić pieniędzy na wyjazd?

- Na przykład. Jak już wszyscy się zgłoszą, potwierdzą, że grają, to wtedy ustalone zostaną składy turniejów. A chętni do zorganizowania turniejów będą musieli stanąć do przetargu. Wyjściowa kwota to pół miliona dolarów, od niej rozpoczyna się przetarg. U nas prawdopodobnie rywalem chętnym do organizacji turnieju będą Francuzi. Cóż, będziemy próbowali lobbować.

Po co? Wygląda na to, że turniej dostanie po prostu ten, kto da więcej.

- Tak może być, skoro będzie przetarg.

Dopiero co premier przekazał Polskiemu Związkowi Piłki Siatkowej 15 mln złotych dodatkowego wsparcia, więc chyba pieniędzy na kupienie turnieju nie powinno nam zabraknąć?

- No właśnie. Przedstawiciele związku byli w kancelarii premiera i przedstawili bardzo fajny program, który nam nie wyszedł przy okazji MŚ w 2014 roku. Chodzi o promocję Polski i Polaków poprzez sport. Nam czegoś takiego brakuje. Chcemy w Polsce zrobić dużo imprez międzynarodowych najwyższej rangi i w oparciu o nie promować Polskę. Na razie robi się to w oparciu o przemysł, żywność, kulturę, a każdy ma jakieś swoje logo. W sporcie można by zrobić wszystko w podobny sposób, w oparciu o jedną myśl przewodnią. Wstępnie taki program zaprezentowaliśmy i on się spodobał.

Z delegacją PZPS-u odbierającą 15 milionów Pana nie było?

- Nie, ciągle jestem cichą, czarną osobą. Działam na uboczu, nie chcę się pokazywać.

Jak długo jeszcze będzie się ciągnęła pańska sprawa? Za chwilę miną cztery lata, odkąd oskarżono Pana o przyjęcie łapówek przy okazji organizacji MŚ 2014.

- W czwartek była rozprawa, zeznawał świadek mówiący „Nie wiem, nie pamiętam”. Takich świadków pan prokurator wyznaczył 50, a podczas jednego posiedzenia sąd przesłuchuje tylko jednego świadka. Jak na to patrzę, to myślę, że może za 30 lat sprawa się skończy. To jest bzdura jakaś. Czasami się czuję jakbym miał udowodnić, że nie jest czarownicą. Trudno normalnie funkcjonować, skoro tego samego dnia rozmawiamy z premierem o promocji Polski, a kilka godzin później tłumaczę się w sądzie ze spraw, o których oskarżyciele nie mają zielonego pojęcia.

Wie Pan może, ile z tych 15 milionów od premiera trafi do naszych mistrzów świata? O dofinansowaniu wiadomo, że ma być podzielone na różne cele, ale nikt nie mówi, jak to konkretnie będzie dzielone.

- Nie jestem we władzach związku, więc nie wiem. Ale w 2014 roku zrobiliśmy mistrzostwa świata, wydając 200 milionów złotych. Sto milionów wyłożył pan Solorz [właściciel Polsatu Zygmunt Solorz-Żak] i sto milionów wyłożyliśmy my, Polski Związek Piłki Siatkowej. Państwo się dorzuciło kwotą 3,5 mln złotych, z czego wykorzystane zostało tylko 1,5 mln, bo dofinansowanie przyszło późno, miesiąc przed turniejem. I z powodu tego zamieszania z wykorzystaniem tylko części pieniędzy ministerialnych nas oskarżają. Dlatego jak teraz premier dał dodatkowe pieniądze, to bardzo się cieszymy, ale nauczony doświadczeniem PZPS musi uzgodnić, jak je wykorzystać, musi wiedzieć, co to konkretnie jest, czy to dotacje do wykorzystania jeszcze w tym roku, czy jest tam powiedziane, że na dwa albo trzy lata. Co do zawodników, to nie moja decyzja, ale myślę, że coś do nich trafi. Chociaż mieli podpisane dobre kontrakty i wszystko, co zapisano, zostało spełnione. Te umowy nie były tak dobre dla nich jak w 2014 roku, ale to już inna sprawa. Teraz niech się zarząd zbierze i na tyle, na ile może, niech ustali, jak pieniądze można wykorzystać. Moim zdaniem środki z ministerstwa na przygotowania dla wszystkich kadr i na szkolenie młodzieży mamy wystarczające, dlatego wydaje mi się, że trzeba spróbować kupić prawa do dużych imprez. Choćby do tego turnieju eliminacyjnego do igrzysk. Ale w tym wszystkim musi wziąć udział minister sportu, żeby potem związkowi ktoś nie zarzucał, że coś zostało źle zrobione.

Ile pieniędzy związek wypłacił mistrzom świata z 2014 roku? Załatwiliście wtedy ekstra premie od sponsorów?

- Od sponsorów było to samo, co teraz. Ale z zawodnikami jako związek podpisaliśmy bardzo dobre dla nich umowy. Drużyna jako całość dostała od nas około 10 milionów złotych. W euro wychodziło po 160 tysięcy dla każdego zawodnika. Były to dobre pieniądze, ale prawdę powiedziawszy, wynik finansowy związku był dobry dzięki zawodnikom. Wygrali, a kibice przychodzili ich oglądać. Gdyby nie wygrali, to my byśmy byli w czarnej… wiadomo gdzie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.