Siatkówka. Michał Mieszko Gogol: Szukamy naszej tożsamości

- Mamy doświadczonych zawodników, ale nie jesteśmy dojrzali jako drużyna - bardzo krytycznie o postawie swojego zespołu w meczu z BBTS-em Bielsko-Biała wypowiedział się trener Espadonu Szczecin, Michał Mieszko Gogol.

W piątek BBTS Bielsko-Biała podejmował Espadon Szczecin. To zespół z Pomorza był zdecydowanym faworytem jednak podopieczni Michała Mieszka Gogola przegrali spotkanie, mimo prowadzenia 2:1 w setach. Tym samym siatkarze z Podbeskidzia odnieśli swoje pierwsze zwycięstwo w tym sezonie PlusLigi i zdobyli pierwsze punkty w rozgrywkach (wygrali 3:2).

Dla kibiców zespołu ze Szczecina to spora niespodzianka, a dla jego trenera zmartwienie. Szkoleniowiec nie ukrywa, że jego drużynie zabrakło dojrzałości, i że nie czuje, że należy ona do czołówki tabeli. Aktualnie Espadon jest na 3. miejscu.

Z Michałem Mieszkiem Gogolem rozmawia Sara Kalisz

Sara Kalisz: Przez moment byliście na 3. miejscu tabeli PlusLigi i zamierzałam panu tego pogratulować, ale widać, że porażka z BBTS-em odebrała wam sporo radości.

Michał Mieszko Gogol: - Ciężko mi ocenić spotkanie z BBTS-em. Mecz był szarpany i bardzo falował. Było w nim sporo sytuacji, w których popełnialiśmy wiele niewymuszonych błędów – na przykład w polu serwisowym w drugim secie. Przeciwnikowi też się to zdarzało; momentami dokładał do tego pomyłki w przyjęciu i ataku. Kto popełnił ich mniej, ten ostatecznie wygrał. Drużyna z Bielska-Białej zaprezentowała się w piątek bardzo ambitnie i wyszarpała zwycięstwo na własnym parkiecie.

Mamy doświadczonych zawodników, ale nie jesteśmy dojrzali jako drużyna. Było to widać zarówno w stolicy Podbeskidzia, jak i w Sosnowcu, gdzie prowadziliśmy 20:16 w czwartym secie i 2:1 w meczu, a spotkanie nie zakończyło się po naszej myśli. W meczu z BBTS-em w końcówkach ponosiliśmy zbędne ryzyko i bardzo tego żałuję.

Jeśli chodzi o tabelę, to cieszy nas to, że punktowaliśmy w ostatnich 9. kolejkach, ale nie patrzymy w nią, bo przed nami spotkania z czołówką. Trzeba będzie stawać na głowie, by podtrzymać punktową passę.

Może pan w tej chwili negatywnie wypowiadać się na temat waszego występu, bo porażka zawsze boli, ale mimo to Espadon Szczecin to wielka niespodzianka ligi „na plus”. Czujecie to?

- Dziękujemy za ciepłe słowa, ale w ogóle nie patrzymy na siebie w ten sposób. Staramy się raczej poprawiać nasze wady i mankamenty, a piątkowe spotkanie pokazało, że je mamy – niektóre drużyny obnażają nas bardziej, a inne mniej. Nie traktujemy siebie jako zespołu z czołówki tabeli, chcielibyśmy w niej być, ale twardo stąpamy po ziemi. Takie mecze jak z BBTS-em brutalnie nas na nią ściągają.

1/3 rundy zasadniczej za nami. Kilka razy udało nam się punktować z silnymi przeciwnikami, ale nadal poszukujemy naszej tożsamości. Nie wiemy jeszcze, jaką jesteśmy drużyną, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że mamy ciekawe argumenty, które pozwalają nam grać z większością zespołów w lidze jak równy z równym. Mamy aspiracje, ale również braki, nad którymi cały czas musimy pracować.

To jest tylko jeden mecz, ale widać, że mocno na pana podziałał. Nie ma pan drużyny, która w ostatnich 9 meczach nie potrafiła zdobyć nawet punktu, a taką która punktuje ciągle. Ile dojrzałość trenera ma więc wspólnego z dojrzałością zespołu?

- Bardzo dużo, ponieważ razem dojrzewamy i uczymy się siebie nawzajem. Ok, wiele rzeczy już wiemy. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak dany zawodnik zareaguje w konkretnej sytuacji, ale mimo wszystko sporo jest jeszcze przed nami.

Ostatnio mieliśmy kilka urazów, w związku z czym rotowaliśmy składem. Jeff Menzel od 10 dni zmaga się z kontuzją, lecz mecz z BBTS-em wymusił to, by wszedł na boisko. Czekałem z tym jak długo mogłem, bo bałem się, że jego sytuacja się pogorszy i łydka „pęknie”, ale on powiedział, że czuje się dobrze, i że może grać dalej.

Nie jestem dojrzałym trenerem i wiele się uczę. Bardzo wierzę w to, że naszą dojrzałością w spotkaniu z bielszczanami byłby spokój. W końcówce czwartego seta i w tie-breaku, gdzie popełniliśmy kilka błędów z rzędu, byliśmy za bardzo sfrustrowani. Fala negatywnych emocji dwa razy przetoczyła się przez naszą drużynę. To pokazało mi, że nie do końca jesteśmy „dorosłą” drużyną, a ja dojrzałym trenerem.

Jakie wnioski odnośnie do powstrzymywania eskalacji tych fal pan wyciągnął?

- Ciągle się tego uczę. Potrzebuję jeszcze czasu. Bardzo zależało mi na tym, byśmy się uspokoili, co wyszło nam połowicznie, bo doprowadziliśmy do stanu 12:12. Mieliśmy mecz w swoich rękach, ale znów popełniliśmy błędy własne.

W sytuacji, w której przeciwnik jest mentalnie „na dole”, traci koncentrację i to jemu się trzęsą ręce, my robimy błąd w polu serwisowym, w ataku, niedokładnie wystawiamy zamiast powstrzymać się od pomyłki i dać szansę na nią naszemu rywalowi... Przegrywamy tie-breaka, w którym wcześniej udało nam się wrócić do gry.

Co powiedział pan swojemu zespołowi po tym meczu?

- Prostą rzecz – w trudnych momentach musimy być razem. To właśnie wtedy potrzeba pokazać, że jesteśmy drużyną - nie w momencie, kiedy prowadzimy 5-6 punktami i gramy swobodą siatkówkę. Należy podać koledze rękę, stanąć za nim i klepnąć w plecy, by go pocieszyć. Nie można się denerwować ani frustrować, ale przede wszystkim nie należy tego pokazywać. Negatywna mowa ciała zaraża niesamowicie i w piątek jej wirus rozprzestrzenił się między nami.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.