Siatkówka. Andrzej Grzyb: Mamy wielką czarną dziurę. Na mistrzostwach Europy kobiet nie było nikogo z PZPS-u

- Wizja siatkówki powinna być przemyślana i wytyczona przez Wydział Szkolenia Polskiego Związku Piłki Siatkowej. W tym miejscu, niestety, mamy wielką czarną dziurę - nie ma osób kompetentnych merytorycznie, które odpowiadają za stworzenie nowej koncepcji - komentuje menedżer siatkarski, Andrzej Grzyb

Bezkrólewie na stanowisku trenerskim w polskiej kadrze siatkarzy trwa. Związek wspominał o kilku kandydatach do roli selekcjonera. Ponoć do wyścigu o posadę nie zgłosił się Andrzej Kowal, natomiast prawdopodobnie o miejsca w sztabie ubiegać się będą Jakub Bednaruk, Wojciech Serafin, Robert Prygiel i Tomasz Wasilkowski. Piotr Gruszka nie potwierdził jeszcze swojego statusu, jednak mówi się, że sam Zarząd
w jakiejś mierze chce z nim kontynuować współpracę. Pierwszym trenerem, który w ostatnim czasie najgłośniej pojawiał się w tym kontekście, był aktualny selekcjoner reprezentacji Polski kobiet, Jacek Nawrocki. Nie wiadomo jednak, czy Zarząd PZPS weźmie pod uwagę jego ewentualną kandydaturę.

Sara Kalisz: Jak ocenia pan zwolnienie Ferdinando De Giorgiego?
Andrzej Grzyb: - Dla mnie była to bardzo dobra wiadomość, ponieważ daje ona szansę, by reprezentacją Polski zajął się Polak. Dzięki temu będzie można powrócić do krajowego planu szkolenia w siatkówce, czyli do tego, co było 30-40 lat temu, kiedy Polska stanowiła o sile trenerskiej na świecie.


Problem polega na tym, że w tamtym czasie poza Hubertem Jerzym Wagnerem nie było trenera, który byłby w stanie doprowadzić biało-czerwonych do sukcesu.
- To zdało egzamin, a problem był w tym, że pokolenie, które zostało wychowane przez Wagnera rozjechało się po świecie. Ja sam od 1978 roku byłem w grupie naukowej wrocławskiego AWF-u, która współpracowała z reprezentacją Polski i z trenerem Aleksandrem Skibą. To właśnie on kilka lat później zaczął tworzyć włoską siatkówkę. Ci, którzy obecnie wygrywając medale, są pośrednio lub bezpośrednio wychowankami jego
modelu szkolenia. W pewnym momencie polscy trenerzy rozjechali się po świecie i zaczęli praktykować we wszystkich krajach, w tym we Włoszech. To, że nie pokazywali się na rodzimym rynku było również pokłosiem zatwardziałej polityki Polskiego Związku Piłki Siatkowej z lat 80. i połowy 90. Ówczesny zarząd nie miał wizji i żył myśląc, że mistrzostwo olimpijskie zapewni nam sukcesy na zawsze.

Kto powinien mieć wizję odbudowy polskiej siatkówki?
- Wizja siatkówki powinna być przemyślana i wytyczona przez Wydział Szkolenia Polskiego Związku Piłki Siatkowej. W tym miejscu niestety mamy wielką czarną dziurę - nie ma osób kompetentnych merytorycznie, które odpowiadają za stworzenie nowej koncepcji. W Zarządzie rozpoczęto robienie polityki, a nie szkolenia. Poza jednym ruchem wykonanym dzięki Waldemarowi Wspaniałemu, czyli inwestycji w Szkolne Ośrodki Siatkarskie, pozostali ludzie, w których kompetencjach leży naprawa polskiej siatkówki, w ogóle się na tym nie zajmują. Fotografowanie się na kolejnych turniejach to jedna sprawa, natomiast szukanie nowych kierunków, rozwiązań, poznawanie założeń szkoleń zagranicznych, wysyłanie polskich trenerów na kursy i organizowanie ich w Polsce powinno być absolutną podstawą. W tej chwili wszyscy siedzą na miejscu i nie dzieje się nic.

Kto miałby wdrożyć nową wizję budowania polskiej siatkówki?
- Jednym z tych ludzi jest na pewno Jacek Nawrocki, czyli szkoleniowiec polskiej reprezentacji kobiet. Od podstaw przeszedł cały cykl kursów i ma doświadczenie szkolenia klubowego i centralnego, więc jest to człowiek, który jest w stanie pomóc również trenerom młodszym, czterdziestoletnim, dopiero wchodzącym na rynek. Podobnie pozytywnie odnoszę się do doświadczeń trenera Kowala czy też Krzyżanowskiego, którzy wiedzą, co dzieje się w światowej myśli szkoleniowej. Coraz głośniej mówi się także o tych najmłodszych trenerach, dopiero startujących na drodze rozwoju kariery szkoleniowej. Logicznym byłoby ich wyłapanie i rozpoczęcie wspólnego projektu wyprowadzania polskiej siatkówki z kryzysu.

Prezes PZPS, Jacek Kasprzyk, mówi, że Jacek Nawrocki zostanie przy polskiej kadrze kobiet. Trzeba więc szukać kogoś innego.
- To nie jest zły pomysł. Owoce pracy trenera Nawrockiego widać zarówno w doborze zawodniczek do kadry, jak i ich prowadzeniu. Jeździ i szuka młodych zdolnych, ma wpływ na wybór siatkarek do SMS-u w Szczyrku – dyscyplinę traktuje całościowo i nie skupia się na tu i teraz. By mógł działać skutecznie potrzebuje jednak stałości, którą powinna zagwarantować mu kilkuletnia umowa z PZPS-em, jak również możliwości manewru w SMS-ie i SOS-ach.

Wystarczy jednak przeczytać jakiekolwiek wypowiedzi złotek, których zdanie dużo waży, by odnieść wrażenie, że gwiazdy polskiej siatkówki nie widzą progresu w kadrze. Łatwo będzie cokolwiek wdrażać?
- Od razu zaznaczę – nie mam klientów w reprezentacyjnej żeńskiej siatkówce. Wiem natomiast, że wypowiedzi złotek i część negatywnych artykułów prasowych są w dużej mierze stronnicze. Czołówka menedżerów działających w Polsce, która bliska jest byłym reprezentantkom, ma swoje wizje i swoich kandydatów na objęcie stanowiska szkoleniowego w żeńskiej kadrze. Gdyby udało im się doprowadzić do zmian, to wtedy ich klientki miałyby łatwiejszy dostęp do kadry, wyższe klubowe kontrakty i zapewnioną promocję. Żeby uciąć tę sytuację, Polski Związek Piłki Siatkowej powinien zagwarantować trenerowi Nawrockiemu długoletnią swobodę pracy. Tym samym zamknięta zostałaby możliwość podkopania autorytetu selekcjonera przez jakąkolwiek osobę z boku.

Wracając do kadry mężczyzn, kandydatów do objęcia stanowiska jest kilku. Żaden z nich poza Nawrockim, który prawdopodobnie odpadł z wyścigu, wcześniej nie prowadził zespołu takiego kalibru.
- Żaden z czterdziestoletnich, mniej doświadczonych trenerów, nie daje nam gwarancji, że w końcu pojawi się wynik. Piotr Gruszka przez rok prowadził BBTS, a teraz spędza drugi w GKS-ie. Robert Prygiel rozpoczyna czwarty sezon samodzielnego trenowana Czarnych, a Jakub Bednaruk po pięciu latach w AZS-ie przeniósł się do Łuczniczki. Większe doświadczenie ma jedynie Andrzej Kowal, ale on, z moich informacji, podnosi swoje teoretyczne kwalifikacje i moim zdaniem, powinien sprawdzić się najpierw w samodzielnej pracy w zwykłym ligowym klubie. Może być dobrym kandydatem na 2020. W modelu amerykańskim jest kilku trenerów – ściśle ze sobą współpracują. A jeśli grupa jest mniej doświadczona, to działa z zagranicznymi konsultantami. Podczas moich podróży podejmowałem pewne rozmowy i wiem, że do ewentualnej współpracy byliby chętni Hugh McCutcheon czy Bernardo Rezende. Można by zrobić grupę młodych trenerów z obecnych kandydatów na selekcjonera, czyli z Gruszki, Prygla, Bednaruka, Serafina oraz Wasilkowskiego i zaprosić do nich na konsultację szkoleniowców zagranicznych.

Jak realnym jest to, że zapowiedzi Związku co do utrzymania polskiego trenera do Tokio, się sprawdzą?
- Mam nadzieję, że tym razem Zarząd będzie konsekwentny. Związek mógłby poprosić każdego z kandydatów na selekcjonera o przygotowanie wstępnego planu współpracy, który fajnie byłoby zaprezentować publicznie – przed Wydziałem Szkolenia, wybranymi osobami ze środowiska, a nawet przed dziennikarzami. Chodzi w tym o to, by dać każdemu szansę, a nie wybrać sobie z kapelusza trzy ulubione osoby i rozmawiać tylko z nimi, jak to było ostatnim razem. Dopiero po wstępnym etapie można by dokonać selekcji i do dalszych ustaleń zaprosić trzy lub cztery osoby. Dobrze byłoby zorientować się przed podpisaniem kontraktu, jakich trener widzi zawodników do kadry, jak wyobraża sobie współpracę z niższym szczeblem wiekowym siatkarzy – juniorami i SMS-em, oraz jaką szkołę szkolenia wybierze – czy zamkniętą w salce włoską, czy też otwartą na obozy amerykańską. Ostatnio w tym temacie było wiele niedomówień, więc warto byłoby to załatwić już na wstępie.

Stać na to PZPS? Ostatnio Zarząd nie wiedział, że w kadrze mieli być Nowakowski i Żygadło, a w czasie zgrupowania w Spale przestało mu odpowiadać to, że zawodnicy byli w niej zamknięci przez 5 tygodni.
- W ułożeniu odpowiednich pytań do kandydatów mógłby pomóc zespół w/w trenerów wraz ze Zdzisławem Gogolem. Co do ludzi, którzy są za to obecnie odpowiedzialni, to mam tylko jedno pytanie – gdzie oni przebywają, kiedy są zawody międzynarodowe Rzecz jasna oprócz tych w Polsce, podczas których można iść za darmo do hotelu lub się z kimś sfotografować. Ich praca na razie jest jedną wielką imprezą promocyjną dla siebie i nie ma to nic wspólnego z merytorycznym działaniem dla polskiej siatkówki. Prosty przykład - na mistrzostwach Europy kobiet poza Polakami związanymi pracą z CEV-em, czyli Wojciechem Czayką i Krzysztofem Turowskim, nie było z PZPS-u nikogo. Trenerzy też nie przyjechali. O czym to świadczy?

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.