ME siatkarzy 2017. Bułgaria czy Słowenia? Rosja czy Serbia? Kalkulować czy nie?

W poniedziałek w Gdańsku o godz. 20.30 Polska rozpocznie mecz z Estonią, a po nim pozna swojego rywala w barażu o ćwierćfinał i w ewentualnym ćwierćfinale ME. Polacy rywali mogą sobie wybrać, bo wszystkie inne rozstrzygnięcia ich dotyczące już zapadły. - Dobrze byłoby ominąć w ćwierćfinale Rosję - mówi Daniel Pliński. - Dobrze byłoby nie kombinować, bo tym razem nie trzeba - twierdzi Krzysztof Ignaczak.

O godz. 17.30 w Gdańsku Serbia grała z Finlandią. Wygrała 3:0 i zapewniła sobie pierwsze miejsce w grupie A oraz bezpośredni awans do ćwierćfinału w Krakowie. Polacy zajmą drugie albo trzecie miejsce w grupie i w środę w Krakowie zagrają baraż o ćwierćfinał – z drugą albo trzecią drużyną grupy C, czyli z Bułgarią lub Słowenią. Układ tabeli grupy C nasz zespół już zna, bo w poniedziałek w Krakowie Bułgaria wygrała ze Słowenią 3:0 i to ona uplasowała się za Rosją, a Słowenia skończyła na trzecim miejscu.

Jeśli w naszym meczu z Estonią nie dojdzie do niespodzianki, to do barażu awansujemy z drugiego miejsca i o ćwierćfinał zagramy ze Słowenią. Zwycięzca zmierzy się w ćwierćfinale z Rosją.

Rosja nie, bo to faworyt do złota

- Rosja to straszne wyzwanie. Oni pokazują na tych mistrzostwach niesamowitą siłę [bez straty seta pokonali Bułgarię i Słowenię, są już pewni wygrania grupy bez względu na wynik meczu z Hiszpanią] – mówi Pliński. – Oni grają szybciej niż my, mają bardzo mocnych środkowych i to i w ofensywie, i na bloku, i w zagrywce, mają też Maksima Michajłowa, który pokazuje wielką klasę – wylicza były środkowy kadry. - Jeśli dojdzie do naszego meczu z Rosją, to ona będzie zdecydowanym faworytem, bo według mnie jest głównym kandydatem do złota. I skoro to my będziemy decydować, z kim chcemy grać, to nie wiem czy nie byłoby dobrze, gdybyśmy Rosję spróbowali ominąć – dodaje „Plina”.

Celować w trzecie miejsce w grupie Polska może po porażce Finlandii z Serbią 0:3. Nasz zespół może przegrać z Estonią, by „wpuścić” ją na drugie miejsce, a zająć trzecie. – Nigdy nie kalkulowałem i nienawidzę tego, ale domyślam się, że w naszym sztabie sytuacja była i będzie rozważana. Myślę, że w ćwierćfinale łatwiejszym rywalem od Rosji byłaby Serbia. Umówmy się, że przeciwnik barażowy nie powinien nam robić różnicy, tam powinniśmy sobie poradzić i z Bułgarią, i ze Słowenią. Ale w ćwierćfinale wolałbym Serbię, bo drugi raz na pewno nie zagramy z nią tak słabo jak kilka dni temu na Stadionie Narodowym, a i oni nie zagrają tak dobrze, jak wtedy. Już ich mecz z Estonią [wygrali 3:2] pokazał, że nie są tak stabilni, jak Rosjanie – tłumaczy Pliński. – Kiedyś już w mistrzostwach Europy kombinowaliśmy, też za kadencji Włocha. Ale wiem, że Ferdinando De Giorgi i Andrea Anastasi to różne mentalności – kończy Pliński.

Kombinować warto, ale nie zawsze

Wspomniane przez niego kombinacje doskonale pamięta Ignaczak. Były libero kadry tylko przytakuje, gdy wspominam ME z 2011 roku, mówiąc, że nasza reprezentacja celowo przegrała w grupie ze Słowacją, by przez baraż z Czechami dotrzeć do ćwierćfinału, w którym ponownie zmierzyła się ze Słowacją i pokonała ją 3:0. – Mieliśmy do wyboru: albo Słowacja, albo Rosja w ćwierćfinale, a jeżeli jest do wyboru słabszy rywal, to warto go wybrać – mówi Ignaczak. – Kalkulacje mogą się pojawić zawsze. Tylko czy zawsze warto? – pyta były reprezentant. - Z Serbami już raz przegraliśmy, więc chyba byli od nas lepsi? Z Rosją niedawno wygraliśmy na Memoriale Wagnera. Zasadne jest pytanie czy nie będziemy mieli przewagi psychologicznej nad Rosją. Mecze z Rosją są inne, szczególne, zawsze podwyższonego ryzyka, ale my się wcale nie musimy Rosji bać. W Memoriale Wagnera nasi potrafili się odbudować, wyciągnąć mecz z 0:2 na 3:2. Ja bym nie kalkulował, żeby trafić na Serbię. Oni są dobrą drużyną. Miał rację Nikola Grbić, kiedy mówił, że jak są skoncentrowani na maksa, to potrafią wygrać z każdym. Oczywiście kiedy są trochę zdekoncentrowani, to mamy takie efekty jak w ich meczu z Estonią [wygrali dopiero po tie-breaku], ale przecież nie możemy liczyć na to, że na nas w ćwierćfinale wyszliby jak na Estonię w grupie. To jest jedna z mocniejszych drużyn, nie ma większej różnicy czy zagramy z Serbią, czy z Rosją – tłumaczy Ignaczak.

Nasz rozmówca dobrze pamięta też sytuację z 2010 roku, z mistrzostw świata. – Tam nie kalkulowaliśmy, Daniel Castellani tego nie chciał. Serbowie, z którymi graliśmy ostatni grupowy mecz w pierwszej fazie podeszli do sprawy inaczej. Wygraliśmy, a to oni trafili lepiej, bo w kolejnej, trzyzespołowej grupie mieli Kubę i Meksyk, a my Brazylię i Bułgarię – wspomina Ignaczak. W jednej grupie II fazy MŚ we Włoszech znalazły się więc zespoły, które zajęły całe podium na MŚ 2006. Polacy z tej grupy nie wyszli. – Cały ten przedziwny system, który pomógł Włochom wejść do „czwórki”, ośmieszyli Brazylijczycy. Był taki mecz, że na rozegraniu zagrał u nich atakujący [w przegranym 0:3 spotkaniu z Bułgarią wystąpił Theo Lopes, a Bruno Rezende nie pojawił się na boisku], a jak trzeba było grać na poważnie, to wygrali złoto – wspomina Ignaczak. – Nie byłoby takich absurdów, gdyby baraże i ćwierćfinały były losowane. Na szczęście w trwających ME jest tak, że naprawdę nie opłaca się kalkulować. Trzeba się skoncentrować na wygrywaniu, znaleźć swój rytm i grać coraz lepiej, żeby w ćwierćfinale być gotowym na pokonanie jednego albo drugiego mocnego rywala – kończy Ignaczak.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.