Mateusz Bieniek: Dalej mnie pobolewa, ale to nie jest taki ból, który by mnie wykluczał z gry. Ze sztabem medycznym podjąłem decyzję, że będę grał. Oni zrobili kawał dobrej roboty, udało im się mnie wyciągnąć z tego, no i gram. Jestem jeszcze na środkach przeciwbólowych, ale większość naszej drużyny na nich jest. Cieszę się, że wróciłem i że wygraliśmy z Finami 3:0.
- Wiedzieliśmy, że będą dobrze grali. To niewygodny rywal, zespół, który bardzo dobrze broni i ma bardzo ostrego floata. Byliśmy na to przygotowani. Fajnie, że w końcówce pierwszego seta wyciągnęli nas zagrywkami „Kubi” [Michał Kubiak] i Bartek Kurek. Tym setem trochę podcięliśmy Finom skrzydła.
- Ciężko mi powiedzieć. Każdy z nas inaczej się czuje w konkretnej hali. Niektórzy dobrze serwują w Gdańsku, niektórzy w Krakowie, a niektórzy psują na Stadionie Narodowym, jak ja. To zależy od punktów odniesienia, od koncentracji. Od wielu rzeczy.
- Bardzo dobrze to pamiętam i bardzo lubię grać w Ergo Arenie.
- Musimy sobie budować atmosferę na boisku, bo jeśli wszyscy razem żyjemy, wszyscy jesteśmy razem w meczu, cieszymy się grą, to gramy na zadowalającym poziomie. A jeśli każdy idzie na boisku w swoją stronę, jeśli nie jesteśmy razem, to jest gorzej.
- Estonia pokazała, że walczy, ma w miarę dobrych zawodników i trzeba będzie na nią uważać. Musimy wyjść skupieni, nie możemy odpuścić i wtedy powinno być dobrze. Generalnie wszystko się bardzo wyrównało. Kiedyś była Brazylia, która wszystkich tłukła po 3:0 i wszystkie turnieje wygrywała, a teraz Serbowie się męczą z Estonią, Belgia wygrywa z Francją. Idzie to w takim kierunku, że niedługo będzie 25 zespołów, które będą się przed turniejem liczyć i bukmacherom ciężko będzie ustawić jakiegoś faworyta.
- Ja cały czas wierzę, że jesteśmy w stanie grać o medale.
- Pracujemy, naprawdę. Proszę mi uwierzyć, że siedem tygodni spędzonych w Spale to była naprawdę bardzo ciężka praca. W ogóle praca to nasz chleb powszedni.