Mistrzostwa Europy. Kurek na ratunek. Pierwszy pożar ugaszony, ale ogień jeszcze się tli

W sobotę w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie polscy siatkarze pokonali reprezentację Finlandii w swoim drugim meczu na mistrzostwach Europy. Podopieczni Ferdinando De Giorgiego wygrali w trzech setach, choć styl zwycięstwa pozostawił jeszcze kilka znaków zapytania.

W stosunku do meczu otwarcia mistrzostw Europy, który miał miejsce w czwartek na Stadionie Narodowym w Warszawie, kadra Polski na kolejne spotykanie – tym razem z niżej notowanymi Finami – wyszła prawie w identycznym składzie. Jedyną roszadą był powrót do zespołu Mateusza Bieńka, który dostał pierwszą szansę na zaprezentowanie swojej formy po urazie, który mógł wyeliminować go z udziału w najważniejszej imprezie sezonu reprezentacyjnego.

Początkowo biało-czerwoni mieli bardzo duże problemy ze skończeniem ataku, tracąc aż cztery punkty do rywali. Kiedy wydawało się, że scenariusz pierwszego seta może zacząć przypominać batalię z Serbią po wielu słabszych meczach ni stąd, ni zowąd Bartosz Kurek zaserwował trzy asy, dzięki którym Polacy wyrównali stan rywalizacji. Od tego momentu można było mówić o fali wznoszącej w grze gospodarzy.

Choć biało-czerwoni popełniali sporo błędów – szczególnie w polu serwisowym, w którym było ich aż 20 – to przez większość spotkania zachowywali jakość, która mogła dawać nadzieję na dobry wynik. Choć Kurek bardzo często nie był dokładny w przyjęciu i obronie (czego paradoksalnie statystyki wyraźnie nie pokazują – 46 procent w defensywie), to naprawdę wiele dawał swojemu zespołowi na skrzydle, kończąc 9 z 17 ataków. Poza tym dwa razy zablokował i sumarycznie ustrzelił rywali zagrywką aż cztery razy. Zdobył najwięcej punktów (15), co przy nieźle grającym szczególnie w trudnych momentach Michale Kubiaku (12 punktów, 43 procent ataku, 61 procent przyjęcie) spowodowało, że tak problematyczne w polskim zespole lewe skrzydło w końcu nie było największym kłopotem biało-czerwonych.

Bardziej zastanawiała pozycja atakującego. Dawid Konarski zdobył 9 punktów przy 53 procentowej efektywności, a Fabian Drzyzga kierował do niego piłkę 17-stokrotnie. Na podwójne zmiany wchodził Łukasz Kaczmarek, który mimo mniejszej skuteczności w ofensywie (1 na 4 piłki), dał zespołowi dwa asy, a jego postawa pobudziła kolegów do większej walki. Podobnie było, kiedy niemrawego Bartłomieja Lemańskiego zmienił Jakub Kochanowski – 3 na 3 skończone zagrania na siatce. Jego waleczność i bezpardonowość ataku pobudziły polski zespół do zwycięstwa w końcówce.

Martwić nadal może brak bloku – najlepszymi (i jedynymi) blokującymi w spotkaniu byli przyjmujący – Kubiak i Kurek. Słabo grał poza tym Paweł Zatorski – przyjmował ośmiokrotnie z 38 procentową dokładnością, a w obronie momentami był niezwykle chwiejny, co przy Laurim Kerminenie, który odbierał piłkę dwa razy częściej i uzyskał 56 procent efektywności, było słabym wynikiem.

- Wcale nie dokonałem wielu zmian. Działam zgodnie z tym, co ustaliłem wcześniej – mówi w rozmowie ze Sport.pl Ferdinando De Giorgi. To prawda, ale czas na grę, który otrzymują zmiennicy na pewno jest dłuższy niż w przypadku pierwszego spotkania. To zdało egzamin. Do poprawy jest sporo, ale ten mecz daje jakąkolwiek nadzieję, że nie wszystko w mistrzostwach Europy jeszcze stracone.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.