ME siatkarzy 2017. Polska - Finlandia. Krzysztof Ignaczak: Mam nadzieję, że moi koledzy zepną pośladki

- Myślę, że drugiego takiego meczu chłopaki nie zagrają - mówi Krzysztof Ignaczak, wracając do przegranego przez Polskę 0:3 meczu otwarcia ME z Serbią. - Zabrakło mi reakcji trenera. Szkoda, że nie podjął odważniejszej próby wprowadzenia zmienników - mówi mistrz Europy i mistrz świata. Mecz z Finlandią w Gdańsku w sobotę o godz. 20.30. Relacja na żywo w Sport.pl

Łukasz Jachimiak: Zdarzyło się Panu przegrać mecz w reprezentacji na imprezie mistrzowskiej 0:3 i stwierdzić, że w sumie nie było źle, bo momentami walczyliście jak równy z równym?

Krzysztof Ignaczak: Tak trzeba do sprawy podejść. Nie ma co inaczej rozpatrywać porażki z Serbią, bo turniej trwa, jest długi, przed nami są kolejne spotkania. Oczywiście szkoda, że ścieżkę do walki o medale sobie wydłużyliśmy o jeden dodatkowy, barażowy mecz o ćwierćfinał. Ale teraz już gramy z zespołami, które są w naszym zasięgu, myślę, że z Finlandią i Estonią wygramy i znajdziemy się w kolejnej fazie turnieju. Zawsze powtarzam, że porażka to jeden z elementów sportowego życia. Tylko porażki trzeba umieć przekuwać na sukcesy. Jeżeli nasi będą potrafili wyciągnąć wnioski, jeśli zrozumieją, dlaczego Serbowie wygrali ten inauguracyjny mecz, to mogą się poprawić, grać bardzo dobrze i może nawet zrewanżować się Serbom, np. w finale.

Serbia jest w naszym zasięgu?

- Myślę, że tak. U nas nie zafunkcjonowało kilka rzeczy, ale myślę, że drugiego takiego meczu chłopaki nie zagrają. Wydaje mi się, że z meczu na mecz będziemy grać coraz lepszą siatkówkę. Tego sobie życzę. I reakcji trenera. Tego mi zabrakło. Szkoda, że nie podjął odważniejszej próby wprowadzenia zmienników. Wiadomo, że oni niejednokrotnie odwracali losy spotkań.

Czyli tak jak prezes PZPS Jacek Kasprzyk, daje Pan trenerom żółtą kartkę?

- Nie chodzi o dawanie kartek, lepiej się trzymajmy polskiego przysłowia „dobry start niczego niewart”. Był mecz na otwarcie, trochę obok tego meczu przeszliśmy, a teraz trzeba spiąć pośladki, zrobić wszystko, żeby grać lepiej i dotrzeć do strefy medalowej.

Po meczu z Serbią jedni - jak Bartosz Kurek - przekonywali, że w naszej grze były pozytywy i próbowali się nimi pocieszać, inni - jak Rafał Buszek – mówili, że po gładko przegranym meczu nie ma sensu szukać pozytywów. Która postawa jest Panu bliższa i którą uważa Pan za lepszą?

- Zdania są zawsze podzielone, każdy ma swój punkt widzenia i będzie się go trzymał. To normalne. Najważniejsze, żebyśmy jako zespół porządnie przeanalizowali całą sytuację, bo wygrywamy i przegrywamy wszyscy razem. Pozytywów można szukać, ale trzeba pamiętać o tym, co było złe, żeby to poprawić. Nawet w wygranych spotkaniach trzeba szukać negatywnych rzeczy, żeby w następnym meczu je eliminować, żeby ich było coraz mniej. Każdy kto chce się rozwijać, ewoluować, musi mieć na uwadze pozytywy, ale też musi wiedzieć, co zrobił źle, bo inaczej nie będzie się poprawiał. Po to się nagrywa mecze, po to jest sztab ludzi, w tym statystyków, żeby wszystko przeanalizować i działać tak, żeby drużyna szła w dobrym kierunku.

A jakie pozytywy Pan widział w grze Polski na Stadionie Narodowym, skoro twierdzi Pan, że teraz będziemy już wygrywać?

- Na porannym treningu przed meczem z Finlandią te pozytywy na pewno widziałem. To były uśmiechnięte twarze moich byłych kolegów z boiska. Widziałem determinację, dlatego wierzę głęboko, że wezmą srogi rewanż za nieudany mecz z Serbią, że zepną pośladki, ograją Finów i będziemy mogli świętować pierwsze zwycięstwo na mistrzostwach Europy. A ono odbuduje trochę morale grupy, co jest bardzo potrzebne i dzięki czemu zaczniemy drogę po sukces.

Więcej o:
Copyright © Agora SA