Siatkówka. Ferdinando De Giorgi: Wierzę, że sięgniemy po medal

W czwartek rozpoczną się mistrzostwa Europy w piłce siatkowej mężczyzn. Dla polskiej kadry będzie to pierwszy poważny sprawdzian formy w docelowym turnieju sezonu reprezentacyjnego pod wodzą nowego szkoleniowca. - W naszej drużynie istotny jest balans, a nie perfekcja. Trzeba zrozumieć, że budowanie siły psychicznej sportowca polega również na tym, by nie uciekał od swojej niemocy, ale by ją przezwyciężył. Bartek Kurek jest zawodnikiem, który zawsze chce być idealny, dlatego musimy nad nim pracować - mówi Sport.pl trener kadry, Ferdinando De Giorgi.

Na kilka dni przed startem mistrzostw Europy polska drużyna mierzy się nie tylko z presją kibiców i mediów, ale również problemami kadrowymi. Podczas sobotniego treningu urazu nabawił się podstawowy zawodnik środka, Mateusz Bieniek. Na jego miejsce sztab szkoleniowy powołał Andrzeja Wronę. Wciąż nie wiadomo, czy zawodnik ONICO Warszawy ostatecznie zastąpi młodego gracza ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.

Jak przyznaje szkoleniowiec biało-czerwonych, Ferdinando De Giorgi, w swojej głowie ma wciąż kilka znaków zapytania, jednak jest spokojny o wynik jego podopiecznych na mistrzostwach Europy.

Jak się pan czuje po trzech miesiącach pracy z polską reprezentacją?

Ferdinando De Giorgi: - Czuję się dobrze, ponieważ wiem, że na tym etapie rozwoju trenerskiej kariery jest to odpowiednie dla mnie wyzwanie. W tej chwili całym sobą żyję siatkówką. Bardzo dobrze jest być trenerem reprezentacji Polski przed turniejem rangi mistrzowskiej, który ma być rozgrywany w jej kraju. To wyjątkowe wyróżnienie.

W drugiej części przygotowań do mistrzostw Europy mam więcej czasu do tego, by szkolić moich podopiecznych, poznać ich i z nimi pracować. Z perspektywy mogę powiedzieć, że moment przed Ligą Światową był zbyt krótki, by dokonać cudów. Na to potrzeba ich zdecydowanie więcej.

Nie zmienia to faktu, że liczę się z tym, że właśnie tak wygląda życie selekcjonera kadry – raz ma się sporo chwil na przygotowania do danej imprezy, a innym razem nie ma się ich wcale. W czasie obozu w Spale zobaczyłem i zrozumiałem więcej, i jestem zadowolony z tego, co zdążyliśmy wypracować. Mam nadzieję, że moi zawodnicy są podobnie nastawieni do nadchodzących wyzwań, jak ja.

W ostatnich latach kadra miała kilku dobrych trenerów – Daniela Castellaniego, Andreę Anastasiego czy Stephane’a Antigę. Byli to szkoleniowcy błyskawicznego sukcesu, po którym następowały gorsze wyniki i PZPS mówił „stop”…

- Więc to ważne, żeby nie wygrywać od razu!

Dokładnie! Ale na poważnie, nie dostaliście się do Finał Six Ligi Światowej, zajęliście 8. miejsce, podobnie jak zespół za kadencji trenera Antigi wtedy, kiedy wygrywał złoto mistrzostw świata. Wynik waszego poprzedniego turnieju to dobry czy zły znak?

- Nie da porównać tych sytuacji; wszystko zależy od odpowiedniego momentu i formy. Nie patrzę na przeszłość – jedyne, co się dla mnie liczy to to, by każdego dnia pracować równie sumiennie. Na początku współpracy z polską kadrą zapewniliśmy się wzajemnie, że mamy wszyscy czystą drogę i kartę do zapisania. Ustaliliśmy, do czego chcemy dojść i jakie są nasze cele na najbliższe lata. Wiemy, że czasem będą one trudne do realizacji, ale na pewno nie niemożliwe do wykonania.

Określiłby się pan jako trener łaknący błyskawicznego sukcesu i jako ten, który skoncentrowany jest wyłącznie na medalu?

- Uważam, że najważniejsze jest to, by mieć marzenie, i by było one możliwe do zrealizowania. Nie myślimy: „chcemy złota”. Jesteśmy realistami, ponieważ wiemy, że mistrzostwa Europy to jeden z najtrudniejszych turniejów na świecie – Stary Kontynent ma największy wpływ na czołówkę światowego rankingu. Drużyny, z którymi przyjdzie nam rywalizować w czasie nadchodzących mistrzostw, są bardzo silne i wiem, że wygranie medalu nie przyjedzie nam łatwo.

Pomiędzy najlepszymi zespołami nie ma wielkich różnic. Można powiedzieć, że Francuzi są bardzo silni i są jedną z najlepszych drużyn nie tylko w Europie, ale i na świecie. Pozostałe teamy są do siebie podobne, a przewagi nad nimi trzeba będzie szukać w formie dnia, przygotowaniu fizycznym, nastawieniu mentalnym i sile wewnętrznej. Widzę w tym naszą szansę. Chcemy walczyć o medal i po to pracujemy – jego zdobycie nie będzie niemożliwe, ale nie będzie też łatwe.

Chcę zapytać o drogę, która przywiodła pana do punktu, w którym pan i drużyna się teraz znajdujecie. Przejął pan kadrę po Rio, które było bardzo trudnym momentem dla Bartosza Kurka, Michała Kubiaka, Fabiana Drzyzgi i innych. Co zobaczył pan w tym zespole na początku wspólnych treningów po porażce, która zdawała się być piętnem w ich karierach?

- Wszyscy zawodnicy rozpoczęli z czystymi głowami. Zarówno dla mnie, jak i dla moich graczy niezwykle ważne było to, by pamiętać o tym, co wydarzyło się w przeszłości, ale jednocześnie, by skupiać się na tym, czego chcemy dokonać w przyszłości.

Przeszłość to przeszłość, nie warto cały czas o niej myśleć. Cieszyłem się, ponieważ Polacy byli gotowi na to, by rozpocząć budowanie czegoś nowego. Polska siatkówka musiała wykonać restart, co było łatwe, ponieważ byłem nowym trenerem. Gdyby sprawa dotyczyła kogoś, kto już wcześniej pracował z biało-czerwonymi, to wspólna historia mogłaby się wyraźniej narzucać.

Poczuł już pan presję i ciężar oczekiwań polskich mediów i kibiców?

- Tak, choć przede wszystkim rzuca mi się w oczy dobra atmosfera, którą kibice tworzą przed mistrzostwami. Są najlepsi na świece. Na tym mógłbym zakończyć, bo lubię patrzeć na pozytywną stronę każdej sytuacji!

Trzeba pamiętać o tym, że media wykonują swoją pracę. Kiedy wygrywamy mamy to robić non stop, a kiedy przegrywamy – wtedy jest jeszcze trudniej. Jedyne, czego oczekuję od dziennikarzy, to szacunku do pracy, którą wykonujemy. Rozumiem płynącą w naszą stronę krytykę, jednak bardziej interesuje mnie to, co myślą moi zawodnicy niż osoby postronne. Media widzą mecz i to, co dzieje się po nim, natomiast ja żyję z moimi podopiecznymi prawie non stop, koryguję ich i chwalę, więc wiem, ile czasu poświęcają, by dojść do poziomu, który prezentują.

Nigdy nie miałem problemów z mediami i nie zamierzam ich mieć. Wiem, że istotne dla nich jest to, by nasza drużyna zawsze walczyła. Chciałbym, by znalazły to w nas i doceniły.

Czy na ten moment pańska drużyna walczy z przeciwnikami, czy nadal z własnymi słabościami, jak widzieliśmy to w Lidze Światowej?

- Tak, mogę otwarcie przyznać, że w Lidze Światowej mieliśmy problemy i walczyliśmy z własnymi słabościami. Na pewno zrobiliśmy postęp, co było widać w meczach ze Słowenią, Francją czy Kanadą. Nie mieliśmy wtedy sytuacji dla nas idealnej, ale nasza drużyna chciała walczyć, nie bacząc na błędy.

Czy ma pan w tej chwili pozycję na boisku, o której może pan powiedzieć, że jest w stu procentach gotowa na mistrzostwa Europy?

- Wiem, że mamy ważnych zawodników na boisku, ale ja trenuję z całą grupą. W turnieju, w którym gramy wiele meczów będziemy potrzebować całego składu. W tej chwili jestem pewny, że mamy zawodników, którzy są w stanie nam pomóc w każdej sytuacji.

Już w Memoriale Wagnera Dawid Konarski wydawał się idealnym graczem.

- Jak najbardziej się zgadzam, ale musiałem działać tak, by ktoś był w stanie go zastąpić. Nie mówię tu tylko o poszukiwaniu rozwiązania w całej grupie, ale również o wyjściu, którego użyjemy na boisku, czyli o dwóch przyjmujących czy środkowych, którzy będą potrafili wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za grę.

Widzi pan w tej chwili lidera lewego skrzydła w pana zespole?

- W Lidze Światowej zabrakło nam kontynuacji dobrego ataku na lewym skrzydle, ale generalnie na nim punktujemy. Widać, że od tego czasu wiele się zmieniło – Bartek Kurek, Michał Kubiak, Rafał Buszek i inni radzą sobie w ofensywie.

W mojej ocenie wcześniej w tym elemencie nie wychodziło nam nie przez problem mentalny, ale przez kłopoty z techniką.

Ale kiedy spojrzy się w statystyki, to widać, że Dawid Konarski w ataku wyciąga czasem 70 procent, a Bartosz Kurek 25. W Memoriale Wagnera między nimi była spora różnica.

- Nie ma co ich porównywać, bo mają inną sytuację. W przypadku przyjmujących piłki pochodzą z kontrataków, akcji sytuacyjnych, po przyjęciu. Jeden zawodnik czuje się pewnie przy konkretnym zbiciu, a inny przy odmiennym zagraniu. To, że ktoś ma swoje mocne i słabe strony nie oznacza, że jest średnim graczem. Nie zapominajmy, że w przypadku przyjmujących atak to tylko jedna część pracy.

Jak dużym planem na mistrzostwa Europy jest dla pana Bartosz Kurek? Czy można w ciągu dwóch tygodni od Memoriału Wagnera uczynić z niego zawodnika, jakim był kilka lat temu?

- Jest on bardzo istotną częścią naszej drużyny, ale tylko jedną jej składową. Nie zmienia to faktu, że trzymamy go na boisku, ponieważ taka jest specyfika pozycji przyjmującego – on odbiera piłkę, atakuje, zagrywka i blokuje – jego wachlarz zagrań jest szeroki i wymaga meczowej próby. Poza tym chciałbym, by grał również w momentach, w których nic nie układa się po jego myśli, by nauczyć się je przetrzymywać i sobie z nimi radzić. Bartosz bardzo dużo pracował, by prezentować się lepiej wtedy, kiedy sytuacja jest trudna. Gra w myśli, by zastępować błędy ataku innymi czynnikami, które przyniosą korzyść zespołowi – blokiem, przyjęciem czy zagrywką.

W naszej drużynie istotny jest balans, a nie perfekcja. Trzeba zrozumieć, że budowanie siły psychicznej sportowca polega również na tym, by nie uciekał od swojej niemocy, ale by ją przezwyciężył.  Bartek jest zawodnikiem, który zawsze chce być idealny, dlatego musimy nad nim pracować. Problem ten nie dotyczy tylko jego, ale też kilku innych zawodników. Daję im czas, ale kiedy będę potrzebował zmiany, to jej dokonam.

W tej formie, w której pana zawodnicy są obecnie stać ich na medal?

 - Nie jestem wróżką, ale jestem pewny ich umiejętności.

Co mówi pan swojemu zespołowi przed mistrzostwami?

- To, co mówię tobie. Godzina po godzinie mamy zbliżać się do tego, żeby zdobyć medal. Nie wiem, jakiego będzie koloru, ale wierzę, że po niego sięgniemy. Każdy z moich zawodników na to pracował i chce tego podobnie jak ja.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.