Siatkówka. PlusLiga coraz słabsza? Malke: Mika, Zatorski czy Anastasi tak nie uważają

- Iran przy każdej kolejnej zmianie trenera przyjeżdża do Polski, żeby ze mną rozmawiać, Chińczycy w zeszłym roku już po pół godzinie położyli na stole konkretną propozycję. Gdyby Anastasi chciał, zarabiałby dużo więcej - mówi Jakub Malke, menedżer trenera Lotosu Gdańsk, Andrei Anastasiego. - Jak powiem, że Mika jest na rynku, to kontakty będą z każdego możliwego kierunku, od Rosji po Włochy przez Iran i Turcję. Już w tym sezonie zanim Ziraat wziął Kurka, to chciał wykupić Mikę z Gdańska i pytał mnie ile trzeba zapłacić ze zerwanie jego kontraktu. Ale Mateusz chciał zostać - dodaje Malke, przekonując, że mimo odejść wielu znanych zawodników, PlusLiga to wciąż jedne z najlepszych rozgrywek siatkarskich na świecie

Łukasz Jachimiak: John Gordon Perrin ma ważny kontrakt z Resovią, ale nie chce go wypełnić, bo dostał lepszą ofertę z ligi chińskiej. To kolejny dowód słabnącej pozycji PlusLigi?

Jakub Malke: Nie, to jest przykład nieuczciwego działania. Jeżeli Kanadyjczyk rzeczywiście odejdzie, będzie to znaczyło, że żaden kontrakt nie jest ważny. Tu nie chodzi przecież o wykupienie swojego kontraktu. Wykupy są ok – kładę na stół jakąś kwotę i pytam:

- Jesteście zainteresowani?

- No nie, za tyle nie, ale za tyle tak.

- No dobra, to dobijamy targu, dziękuję, do widzenia.

A w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Zawodnik i menedżer założyli sobie, że za 30 proc. wartości można unieważnić każdy kontrakt, wykorzystując jakieś luki w przepisach. To zaczyna być słabe, bo za chwilę żaden kontrakt nie będzie ważny.

Myśli pan, że sprawa skończy się po myśli zawodnika, że się z Resovii wyrwie i pojedzie do Azji?

- Pojechać to on może pojedzie, ale z tego co wiem, Resovia zrobi wszystko, żeby zablokować jego transfer.

Zostawmy szczegóły przypadku Perrina i zastanówmy się, ile jest już lig, które płacą zawodnikom lepiej od naszej – plus/minus 10?

- Na pewno mniej niż 10. Popatrzmy na Włochy, większe są oferty z pięciu pierwszych klubów. Oczywiście porównuję ich najlepsze kluby z naszymi najlepszymi, dokładnie z czterema najbogatszymi.

Ale przecież Thomas Jaeschke wykupił swój kontrakt z Resovii, żeby przenieść się do średniaka Serie A, a nie do jednej z potęg.

- Ale Jaeschke nie zarabiał dużo i chciał odejść grać.

Czyli nie decydowała kasa?

- Na pewno nie, chodziło przede wszystkim o granie.

A Marko Ivović zamienił Rzeszów na brazylijski Funvic Taubate też nie dla pieniędzy?

- Ivović nie miał świetnych ofert, a po składzie Resovii widać, że teraz ma znacznie niższy budżet. Tam się zdecydowali na przywracanie swoich zawodników do grania. Takich jak Olek Śliwka. I to jest ok. Kolejnym kierunkiem, który pan wymieni będzie pewnie Turcja. Czy to dziwne, że zawodnicy tam wyjeżdżają? Tam temat jest trochę polityczny, bo największe kluby są wspierane przez państwowe banki albo są częścią ogromnych klubów wielosekcyjnych jak Fenerbahce. Jak sobie wyobrazimy, że w Polsce sponsorem jednego największego klubu jest PKO BP a drugiego Pekao SA, to co mamy?

Derby Pekao.

- Niepewność. Ziraat Bankasi Ankara przez długi czas nie miał wysokiego budżetu, nie płacił graczom dużych pieniędzy. Teraz postanowiono „zróbmy coś”, no i pieniądze się znalazły. Jedynie Halkbank w ostatnich czterech czy pięciu latach miał duże pieniądze. Fenerbahce kiedyś miało pieniądze, ale ostatnio miało kruche lata jeśli chodzi o siatkówkę, a teraz znów ma być dobrze. W Turcji ma wejść zapis mówiący, że kluby wielosekcyjne, które mają też piłkę nożną zamiast płacić podatki od piłkarzy będą mogły robić odpisy na drużyny amatorskie, a siatkarskie zespoły są tam za takie uważane. Jeśli taki zapis wejdzie, to Fenerbahce, Galatasaray i Besiktas nagle dostaną po kilka milionów euro w prezencie. O to Ziraat, Halkbank i Arkas robią awanturę. Idźmy dalej – Rosja, pieniądze są większe, ale jest dużo niewypłacalnych klubów. Dużo mówi się o Japonii, gdzie są tacy zawodnicy, którzy zarabiają nawet po milion dolarów rocznie, jak Igor Omrcen. Ale tam klub może mieć tylko jednego obcokrajowca. Korea? Nikt normalny nie chce tam jechać.

Zbigniew Bartman próbował się dostać.

- No próbował, ale „Zibi” lubi zwiedzać świat, poza tym on już wtedy wiedział, że będzie grać gdzie indziej. Jak się popatrzy na zawodników, którzy tam grają, to „nazwisk” nie ma. Kiedyś Korea miała lepsze pieniądze. Moim zdaniem my jesteśmy w dalszym ciągu trzecią ligą w Europie. Również dlatego, że mamy gigantyczny potencjał zawodników polskich z Bartoszem Kwolkiem, Łukasz Kozubem, Tomaszem Fornalem i innymi mistrzami świata juniorów. Turcja swoich zawodników nie ma wcale.

Mówi Pan, że PlusLiga jest trzecia w Europie, nawet jeśli zawodnicy wyjeżdżają z niej do Turcji czy Grecji, a nie tylko do Włoch i Rosji. A ligą numer ile jesteśmy na świecie, skoro większe pieniądze siatkarze dostają w każdym z wymienionym już przez nas krajów i doliczyć musimy jeszcze na pewno Iran?

- Pewnie jesteśmy za Brazylią, której punktem numer jeden jest gigantyczny potencjał zawodników lokalnych. Ale przypominam, że tamtejsze kluby są w większości prywatne i działają na zasadzie pasji właściciela. Mieliśmy takie historie jak klub RJX Rio de Janeiro, który powstał, nakupił najlepszych zawodników [m.in. Bruno, Lucasa, Dante Amarala] i zaraz zniknął. Ale oczywiście są i takie kluby jak Sesi Sao Paulo czy Sada Cruzeiro, które bardzo dobrze sobie radzą,  mają prywatnych właścicieli, ale naprawdę bardzo bogatych.

A Iran?

- Pieniądze są tam niezłe, ale nie każdy chce grać w Iranie mimo że to ciekawy kraj.

Dwa lata temu opowiadał mi Pan, że Amir Ghafour nawet nie chciał rozmawiać z jednym z polskich klubów, gdy usłyszał, że proponowana stawka to 250 tys. euro za rok gry.

- Kosmiczne pieniądze zarabiają tam tylko irańscy zawodnicy. W ich przypadku kwoty dochodzą nawet do miliona. Ale obcokrajowcom płaci się maksymalnie 250-300 tys. euro, i to tylko najlepszym.

U nas płaci się już więcej niż 250 tys. euro rocznie?

- Nie, to ciągle jest max. Nic się nie zmieniło. Nie możemy się ścigać z rzeczywistością. Bardzo doceniam to, że polskie kluby pilnują swoich budżetów. W większości nasze kluby są  wypłacalne, u nas nie ma gigantycznych opóźnień, co jest standardem tureckim, irańskim, rosyjskim. W Rosji tylko Zenit Kazań jak w zegarku wszystko reguluje. No może jeszcze dwa-trzy kluby. Ale jak dwa lata temu kurs rubla oszalał, to nawet w Zenicie zawodnicy dostali podwyżki już nie w obcej walucie, tylko w rublach, bo klub się bał, że znów na różnicy kursowej kontrakty będą go kosztowały o 30 proc. więcej. My podobną historię przeżyliśmy w Polsce osiem-dziewięć lat temu. Euro stało nisko, około 3 zł, a później wystrzeliło na 4,20. Teraz jest stabilnie i inaczej chyba nie będzie. OK, w tym roku wyjechało kilku naszych zawodników, ale taka jest kolej rzeczy. Uważam, że do poprawy jest jedno - w Polsce Polacy powinni zarabiać trochę więcej. Łatwiej się u nas wydaje euro niż złotówki. Ale to też nie znaczy, że Polacy są bardzo niedoceniani. Taki Dawid Konarski wcale nie odszedł z Zaksy do Ziraatu za gigantyczną różnicę.

Nie dostał o 50 proc. więcej?

- Nie. I teraz trzeba też powiedzieć, że zawodników trzeba zrozumieć, że chcą więcej zarobić, nawet jeśli to nie jest różnica 50 proc., tylko powiedzmy kwota 100-200 tys. złotych rocznie. Ona też jest przecież odczuwalna. Zwłaszcza że kiedy jedziemy do Turcji, to nie płacimy podatków, mamy mieszkanie, wyżywienie, wszystko jest załatwione. W Polsce mamy tak, że przykładowe 100 tys. euro dla zawodnika zagranicznego to więcej niż 420 tys. złotych dla Polaka, bo Polak musi zapłacić podatki, wynająć mieszkanie, a obcokrajowiec ma cały pakiet zapewniony. I jak przełożymy te 100 tys. euro dla Polaka w Polsce na 100 tys. euro dla tego samego Polaka w Turcji, to robi się min. 20 proc. różnicy. Jak na te różnice i na fakt, że są miejsca, w których zarabia się więcej, sukcesem naszej ligi jest absolutnie genialne zestawienie szkoleniowców. Nie wiem czy jest druga liga na świecie, która ma tak dobrych szkoleniowców. Przecież są u nas nazwiska z tej półki co w piłce nożnej Josep Guardiola i Jose Mourinho.

Nie przesadza Pan?

- Weźmy Andreę Anastasiego – to człowiek z Top 5 na świecie. Co roku przyjeżdża do Gdańska jakaś kadra, żeby go zabrać. A to Iran, a to Chiny, a to ktoś jeszcze.

I nie zabierają – to znaczy, że Anastasi zarabia więcej od najlepiej opłacanych zawodników PlusLigi?

- Nie chodzi o pieniądze, jemu tu jest dobrze. Zarabia bardzo dobrze, ale to nie jest dla niego najważniejsze.

Ma kontrakt na poziomie najlepszych zawodników?

- Nie mogę powiedzieć, ale to jest bardzo dobry kontrakt. Choć gdyby się przeniósł do reprezentacji Iranu, to zarabiałby lepiej. W Chinach też. Iran przy każdej kolejnej zmianie trenera przyjeżdża do Polski, żeby ze mną rozmawiać na jego temat. Chińczycy w zeszłym roku już po pół godzinie w Gdańsku położyli na stole konkretną propozycję. Gdyby Anastasi chciał, zarabiałby dużo więcej, a pracy w reprezentacji miałby mniej.

Dostałby dwa razy więcej niż w Lotosie?

- Nie, ale miałby wyraźnie więcej niż ma w Gdańsku. Tylko w Gdańsku mu się bardzo podoba, świetnie się czuje, zbudował sobie fajny zespół. Siłą takich trenerów jest to, że zawodnicy za nimi idą. Oczywiście jak mówimy o gwiazdach, które tu mogą dostać 200 tysięcy, a w innym miejscu 400, to wybiorą 400. Ale ci, którzy chcą się rozwijać, często wybiorą dobrą ligę, ze świetną organizacją i znanym, cenionym trenerem.

Bartosz Kurek, Michał Kubiak, Dawid Konarski, Fabian Drzyzga – większości zawodników pierwszej „szóstki” naszej reprezentacji w PlusLidze już nie ma. Nawet najlepsza organizacja niewiele znaczy wobec wyższych zarobków.

- Akurat Fabian Drzyzga nie będzie zarabiał lepiej niż w Polsce. Niezręcznie mi o tym mówić, ale w internecie pokazano odpowiednie tabelki.

Czyli z Resovią się nie dogadał, bo kiedy klub chciał przedłużyć kontrakt, to przeszarżował, a później już woli klubu nie było?

- Z tego co wiem, to klub był zainteresowany jego pozostaniem, zresztą nie tylko ten klub go chciał. Ale zostawmy Drzyzgę, bo niezręcznie mówić mi o byłym kliencie. Fabian na pewno świetnie sobie poradzi w Grecji i wróci mocniejszy i bogatszy o nowe doświadczenia, bo chciał grać poza Polską.

W 2014 roku szczyciliśmy się tym, że praktycznie wszyscy mistrzowie świata grają w Polsce, że mamy coraz więcej gwiazd zagranicznych. Teraz będzie tak, że z czasem odchodzić będą kolejni reprezentanci, że wybiją się młodzi, jak Mateusz Bieniek czy Bartłomiej Lemański, i też wyjadą lepiej zarabiać?

- To możliwe. Jesteśmy reprezentacją z absolutnego topu świata, nasi zawodnicy cały czas dostają oferty. Gdyby Mateusz Mika miał wolę wyjechania, to też by wyjechał. Tego typu zawodników jest na świecie pięciu. Jak powiem, że Mateusz jest na rynku, to telefon nie przestanie dzwonić. Kontakty będą z każdego możliwego kierunku, od Rosji po Włochy przez Iran, Turcję. Już w tym sezonie zanim Ziraat wziął Kurka, to chciał wykupić Mikę z Gdańska i pytał mnie ile trzeba zapłacić ze zerwanie jego kontraktu. Ale Mateusz chciał zostać, żeby i jeszcze przynajmniej rok zagrać, żeby jeśli już ten klub opuszczać, to opuszczać go z sukcesem. Lotos to jest dobry klub. Płaci dobrze, ale nie tak jak np. Zaksa. Jednak atmosfera jest fajna, trener bardzo dobry, opieka nad zawodnikami i zdrowotna, i każda inna jest absolutnie genialna, a mieszkanie w Sopocie czy w Gdańsku nad samym morzem to też nie jest najgorsza sprawa. Wyjazdy z naszych klubów będą, ale cenne jest, że te nasze kluby są dobrze zorganizowane i że nie szarżują.

Tylko to nie urządza kibiców zainteresowanych jak najwyższym poziomem rozgrywek.

- W nowym sezonie liga na pewno będzie atrakcyjna. Czy będzie miała niższy czy wyższy poziom, to się okaże. Lepiej gdy jeden zespół naszpikowany gwiazdami ogrywa wszystkich czy kiedy walczy kilka równych drużyn? Moim zdaniem w tym roku siedem-osiem zespołów będzie walczyło o „czwórkę”. Dawno się tak nie zdarzyło. Mało tego, w dole tabeli też będzie gigantyczna walka. Patrząc na składy na dziś, odstawać mogą tylko Bielsko-Biała i może Kielce, a reszta będzie w grze. Mamy ciekawe projekty takie jak GKS Katowice czy Zawiercie, gdzie jest zapalony właściciel, który poszedł jak burza. Zaczął bardzo mądrze, wziął dobrego trenera, żeby móc pozyskać dobrych zawodników. Emanuele Zanini to bardzo dobry, doświadczony szkoleniowiec, myślę, że zrobi taką różnicę jak Raul Lozano, kiedy przyszedł do Radomia. Ligę mamy ciekawą, ale musimy ją lepiej promować. Tu jest dużo pracy do zrobienia. Dużo korzystamy na tym, że w Polsce koszykówka ogranicza się do meczu Marcin Gortat i przyjaciele kontra Wojsko Polskie, a piłka ręczna to liga jednej drużyny, czyli Vive Kielce, ewentualnie Wisłę Płock można doliczyć, jako połówkę wielkiej drużyny. Kreujmy swoje gwiazdy, pokazujmy wyrównany, wysoki poziom, zamiast płakać, że ktoś wyjechał. Nie mamy Konarskiego, ale mamy Muzaja, nie ma Kubiaka, ale będą Śliwka i Mika. Najlepszy libero świata, Paweł Zatorski, dalej gra w Polsce, choć mógłby grać wszędzie.

Były dobre oferty?

- Oczywiście, to jeden z najlepszych zawodników na swojej pozycji na świecie, ale Paweł chciał zostać. O takich rzeczach warto mówić i co roku kreować nowe gwiazdy. Przecież w lidze włoskiej też są zespoły ze składami, w których jest wielu nieznanych zawodników. Nie patrzmy tylko na Perugię. Ten klub ewentualnie można porównać do Asseco Resovii, bo tam jest pan Sirci, tu jest pan Góral, każdy z nich inwestuje własne pieniądze i jeśli ma życzenie, to może wydawać, jak i ile chce. Ale kluby sponsorowane przez duże firmy, jak Jastrzębska Spółka Węglowa, Grupa Azoty czy Polska Grupa Energetyczna, są w zupełnie innej sytuacji. Drużyny wspierane przez te firmy mają określony budżet, zarządzający tymi klubami muszą się w określonych kwotach obracać, nie mają możliwości zadzwonić i powiedzieć „panie Sirci, pan dołoży jeszcze milion”.

Może w takim razie trzeba trzymać kciuki za Resovię, żeby zbudowała klub, który zdominuje rozgrywki tak jak kiedyś Skra? Wtedy za nią w końcu poszli rywale.

- Teraz jest tak, że nasze kluby nie oszczędzają, wydają wszystko co mają, a rzeczywiście brakuje impulsu, żeby miały więcej. Skra faktycznie szła prostym patentem – kupowała wszystkich najlepszych polskich zawodników, osłabiając przeciwników, kupowała też trenerów. To działało, w końcu inne zespoły musiały do Skry dobić. Dzięki temu mamy cztery kluby z dużymi budżetami. Gdyby teraz jeden znów znacznie przebił konkurentów, z czasem oni znów by musieli dołączyć. Ale nadal nie zmienia to ekonomicznego otoczenia – Polska gospodarczo to nie są jeszcze ani Włochy, ani Turcja, ani Japonia.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.