Zagrywka 4:0, w tym dwa asy Mateusza Bieńka decydujące o naszym zwycięstwie 31:29. W bloku prawie równo, 2:3. Za to w ataku kolosalna różnica na korzyść gości, aż 8:20! Jakim cudem mimo to wygraliśmy pierwszą partię? Otóż to nie my ją wygraliśmy, tylko Amerykanie ją przegrali. Oni popełnili aż 17 błędów, w tym 12 na zagrywce! Z 31 punktów Polska 17 dostała! A że nasi zawodnicy pomylili się tylko sześć razy, to mimo ogromnych problemów w ofensywie prowadzili w meczu 1:0. Szkoda tylko, że z prezentu nie skorzystali. W kolejnych setach nie poprawili swojej gry, szarpali się do samego końca, a Amerykanom wystarczyło grać z mniejszym ryzykiem, by zasłużenie wygrać spotkanie.
Maciej Muzaj 2/8, Artur Szalpuk 4/13, Rafał Buszek 1/7 – to zapis skuteczności w ataku zawodników, którzy powinni być wartościowymi zmiennikami dla graczy pierwszej „szóstki”. Buszek nawet w niej wyszedł, bo w fatalnej formie jest Bartosz Kurek. Ale jeszcze w pierwszym secie trener zdjął z boiska swojego byłego podopiecznego z Zaksy Kędzierzyn-Koźle. Muzaj wszedł na parkiet przy wyniku 1:3 w drugim secie i zapewne spędziłby na nim więcej czasu niż w poprzednich meczach, gdyby się nie zagotował. Dawid Konarski wyraźnie się męczył, ale musiał wrócić do gry już po kilku minutach, gdy przegrywaliśmy w drugiej partii 6:14. De Giorgi nie wytrzymał, bo Muzaj nadziewał się na pojedynczy blok, potężnie bił w aut, mając praktycznie czysta siatkę, czy wreszcie wpadał w tę siatkę, chcąc skończyć akcję nazbyt efektownie. Z rezerwowych w ataku najlepszy zapis ma Aleksander Śliwka, który wykorzystał trzy z sześciu okazji do zdobycia punktu. Ale za to na przyjęciu bohater zwycięskiego meczu z Brazylią z turnieju w Pesaro nie był stabilny, nie pomógł też ani w obronie, ani w bloku, ani w serwisie. Krótko mówiąc, De Giorgi próbował różnych opcji, ale każda kolejna okazywała się jeszcze gorsza od poprzedniej. To duży problem. I wielka szkoda, że istnieje, bo po udanym wejściu Polaków w tegoroczną Ligę Światową zanosiło się na to, że będziemy silni siłą aż kilkunastu zawodników prezentujących wysoki, równy poziom. Niestety, przynajmniej na razie, nic z tego.
Jeszcze gorzej, że zawodzą nie tylko młodzi i nowi. Paweł Zatorski częściej niż w poprzednich sezonach daje się trafiać zagrywką. Karol Kłos musi być daleko od swojej dyspozycji, a może i od pełni zdrowia, skoro nie wchodzi na boisko w meczu, w którym słabi są obaj nasi środkowi (Mateusz Bieniek i Bartłomiej Lemański w ataku mieli identyczny zapis – 6/15, dołożyli po jednym bloku, Bieniek jeszcze dwa punkty, a Lemański jeszcze punkt zagrywką). A co powiedzieć o Kurku? De Giorgi wiedział, że były atakujący jest cieniem siebie z poprzedniego sezonu, mimo że ubiegły rok wcale nie był najlepszym czasem dla Kurka. Włoch sięgnął po doświadczonego zawodnika od początku czwartego seta, licząc, że stanie się cud. Cudu nie było. Już przy stanie 3:6 Kurek był dwukrotnie ustrzelony zagrywką, później miał świetne piłki na pojedynczym bloku na 8:9 i na 8:10, ale obie szanse zmarnował i wynik uciekł nam na 7:11. „To jest jakaś panika, nieokrzesanie, przecież to była kapitalna piłka” – denerwował się komentujący mecz Wojciech Drzyzga po kolejnej bombie przyjmującego w trybuny. Trener wytrzymał do stanu 16:20 i wtedy Kurka zastąpił Buszkiem, uznając, że jednak z nim nasze iluzoryczne szanse na odrobienie strat będą choć trochę większe.
Tyle opisu problemu. A co ze wskazaniem przyczyn? De Giorgi nie chce słyszeć, że treningi były za ciężkie i jego graczom brakuje sił, świeżości. Włoch mówi, że to prosta wymówka. Szukać trzeba więc dalej. I naprawiać wszystko, co nie działa. Brak awansu do Final Six Ligi Światowej po aż pięciu porażkach w dziewięciu meczach to przykra rzecz, ale jeszcze nie tragedia. Ważne, by nie przegrywać na przełomie sierpnia i września, kiedy będzie grać w mistrzostwach Europy w Polsce. Tylko jak poprawić się aż tyle w ciągu dwóch miesięcy?
W ataku 13/26, po punkcie blokiem i serwisem, dziewięć z 16 odbiorów zagrywki perfekcyjnych, dziewięć obron – już w liczbach mecz Kubiaka z USA wygląda przyzwoicie. A jego gra była jeszcze lepsza. W czwartej partii to jego zryw pozwolił nam odrobić kilka punktów straty i dojść rywali na 14:14. Kubiak nie wstrzymywał ręki i w ataku, i w polu serwisowym, nie odpuszczał w wymianach, choć też miał słabsze momenty i był zmieniany. Kapitan grał tak, jak powinni zagrać wszyscy. Szkoda, że Kubiaka mamy tylko jednego.