Siatkówka. Stephane Antiga: Reprezentacja Polski to był inny świat. Było mi łatwiej

- Reprezentacja Polski to był inny świat. Było mi łatwiej - znałem wszystkich, ponieważ grałem z nimi lub przeciwko nim. Teraz jest zupełnie inaczej, bo z boiska pamiętam tylko mojego asystenta, Dana Lewisa, a z pozostałymi dopiero się poznałem. To wszystko było dla mnie dziwne i inne, ale pierwszy szok minął - powiedział Sport.pl były szkoleniowiec polskiej kadry, a obecnie reprezentacji Kanady i ONICO Warszawa, Stephane Antiga.

Z polską reprezentacją zdobył złoty medal mistrzostw świata, a następnie w dramatycznych okolicznościach awansował na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Brak satysfakcjonującego wyniku na najważniejszej imprezie czterolecia poskutkował tym, że Polski Związek Piłki Siatkowej nie przedłużył z nim umowy. Pracę znalazł w innej kadrze – kanadyjskiej. Poza tym od przyszłego sezonu Stephane Antiga poprowadzi również drużynę klubową, ONICO Warszawa.

Na pana piersi widzę kolor biały i czerwony. Niby podobnie, a jednak inaczej?

Stephane Antiga: - Trudno powiedzieć, ale chyba wszystko jest inne, a jednocześnie takie samo. Kanada to odmienny kraj i kultura, jednak od samego początku wiedziałem, że będzie dobrze. W Ameryce Północnej siatkówka nie jest tak popularna, jak w Polsce. Nie zmienia to faktu, że mamy bardzo dobrych zawodników, ale niewielu z nich naprawdę gra w siatkówkę. Trzeba ich obserwować. Dużą ich zaletą jest to, że są niezwykle pracowici. Poza tym krajowy Związek robi wszystko, by ułatwić nam współpracę. Mamy bardzo dobre centrum treningowe, a Glenn Hoag wiele lat działał, by wytworzyć odpowiedni program szkoleniowy dla młodzieży. To zdało egzamin, co widać po tym, że w naszym meczu z Australią na boisku pojawiło się wielu młodych zawodników, którzy mimo wieku potrafili wygrać.

W Kanadzie nie ma ligi, więc alternatywą dla siatkarzy są wyłącznie wyjazdy za granicę do klubu albo granie w centrach szkoleniowych – uniwersytetach. Niekiedy występują w drugiej lidze, co również wychodzi na boisku. Mimo tego jestem bardzo zadowolony z pierwszego miesiąca w nowej reprezentacji, ponieważ nawet jeżeli ta grupa jest nowa, to na razie pracowała bardzo dobrze. W tych chłopakach widać potencjał i chęci. Mam nadzieję, że za tydzień, dwa będzie jeszcze lepiej, bo zespół jest gotowy, by się uczyć.

Jakie było pana nastawienie, kiedy zaczynał pan współpracę z kadrą Polski, a jakie jest teraz?

- Reprezentacja Polski to był inny świat. Było mi łatwiej – znałem wszystkich, ponieważ grałem z nimi lub przeciwko nim. Teraz jest zupełnie inaczej, bo z boiska pamiętam tylko mojego asystenta, Dana Lewisa, a z pozostałymi dopiero się poznałem. To wszystko było dla mnie dziwne i inne, ale pierwszy szok minął. Mam już za sobą większe doświadczenie, niż kiedy przejmowałem polską kadrę, więc czuję się pewnie.

Mówi pan, że w Polsce było łatwiej, bo znał pan zawodników, ale z biało-czerwonymi przyszła też natychmiastowa presja na wynik. Teraz jej nie ma?

- Presja jest, ale inna. To my ją wytwarzamy, ponieważ jesteśmy ambitni. W Kanadzie rozmawiałem do tej pory tylko dwa razy z dziennikarzami. Wystarczy, że w Polsce jestem dwa dni i wywiadów było mnóstwo. W obecnej sytuacji to ja wywieram presję, by podnieść jakość treningów, co później przekłada się na to, że każdy chce grać i dostać swoją szansę. W finalnym rozrachunku wiem, że liczy się tylko to, co tworzymy między sobą, więc nacisk medialny nie wydaje mi się już istotny.

Odpoczywa pan teraz jako trener wyjęty z szumu medialnego, który miał miejsce choćby przed mistrzostwami świata w Polsce?

- Trochę tak, ponieważ dzień w dzień nie jestem zmuszony do spędzania czasu na wywiadach, a skupiam się na innych rzeczach. Na początku prowadziłem obóz-selekcję dla drużyny B z juniorami. To było bardzo fajne, ponieważ odkrywałem nowe talenty. W ciągu 10 dni przedstawiono mi ze stu zawodników. W Kanadzie działam nie tylko na polu pierwszej drużyny jak w Polsce, ale szerzej. To mi się podoba.

Zawodnicy z Kanady grają w różnych miejscach świata. Wzorem polskiej kadry miał pan okazję pojeździć za nimi i widzieć ich w akcji?

- Wystarczył nam obóz, o którym wspominałem. Jako pierwszy organizował go trener Hoag. Polegał on na 5 dniach treningowych, gdzie 45-50 zawodników trenowało razem. Siedziałem i obserwowałem, który z nich może grać na wysokim poziomie. Według mnie nie można zobaczyć umiejętności siatkarzy, kiedy grają w lidze czy na uniwersytecie. To jest inny świat.

Glenn Hoag prowadził kadrę Kanady przez wiele lat. Łatwo było panu przekonać zawodników do swojej osoby w momencie gdy nie jest pan tym trenerem, który ich wychowywał?

- Było ciężko, ponieważ nawet jeśli mój poprzednik nie jest bardzo znany, to jest niezwykle dobrym szkoleniowcem, który na dodatek trenował w swojej ojczyźnie. Nie jest łatwo przejąć stery po kimś takim, ponieważ nie tylko trzeba zrobić wiele rzeczy tak samo albo lepiej, ale należy również wnieść coś nowego. Utrzymanie tak wysokiego poziomu nie będzie należało do najłatwiejszych zadań.

Co chce pan sobie udowodnić przez pracę w reprezentacji Kanady?

- Nie chcę sobie nic udowadniać. Ja nic nie robię dla siebie, ale dla nas. Moją rolą jest dawać z siebie wszystko dla całego zespołu i razem ze sztabem szkoleniowym działać dla dobra moich podopiecznych. Nic innego się nie liczy. Jeśli po sezonie każdy z nich będzie grał lepiej i czegoś się nauczy, to uznam, że moja misja została wykonana.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.