MŚ siatkówka 2018. Polska - USA 3:2. Pięć rzeczy po pięciu setach: Nawet Amerykanie nie byli w stanie! Polska w finale mistrzostw świata!

Polska Vitala Heynena rośnie na potwora pożerającego kolejnych rywali! Polskę Heynena można bić, ale ona odda. Zawsze. Coraz częściej i coraz mocniej ręką Bartosza Kurka, który będzie miał swój finał mistrzostw świata. W fantastycznym półfinale mundialu w Turynie nasz wielki zespół wygrał z Amerykanami 3:2 (25:22, 20:25, 23:25, 25:20, 15:11). Mecz o złoto z Brazylią w niedzielę o godzinie 21.15.

Strzelanina jak na Dzikim Zachodzie

Przy zagrywce Aarona Russella Amerykanie uciekli nam na 4:1. Przy serwisach Artura Szalpuka my wyszliśmy na 6:5. W pierwszym secie drużyny zdobywały punkty seriami. Niemal cała ich gra była uzależniona od tego, jak poszczególni siatkarze strzelali z pola serwisowego. Pociski latające po 120 km/h więcej krzywdy wyrządziły Amerykanom. Dzięki asom Michała Kubiaka i Fabiana Drzyzgi Polacy prowadzili nawet 19:10. W tej partii na asy wygraliśmy 4:2. Ale w końcówce amerykańscy rewolwerowcy poszli na całość i niewiele im brakowało do dogonienia naszych strzelców. Przegrali partię do 22, ale mocno zaznaczyli, że na tej części meczu nic się nie kończy.

Zatopili Szalupę...

Po pierwszej partii my mieliśmy 37 proc. przyjęcia pozytywnego i 5 proc. perfekcyjnego. Oni mieli odpowiednio 55 i 30 proc. Po dwóch setach było jasne, że wciąż strzelając z całej siły nie zapominają o precyzji. Na ofiarę wybrali najbardziej ofensywnego z naszych przyjmujących, Artura Szalpuka. Vital Heynen musiał reagować i wprowadzać za „Szalupę” (zwłaszcza, że w ataku też mu nie szło – skończył trzy z 11 piłek, a dostawał dużo takich praktycznie nie do skończenia) Aleksandra Śliwkę i chwilami też Bartosza Kwolka. Jeden z liderów Polski w tym turnieju tylko jedną z 10 zagrywek przyjął pozytywnie. Szalpuk gra naprawdę bardzo dobre mistrzostwa, ale Amerykanie pokazali nam, że ma jeszcze braki. Ma prawo, jest 23-latkiem, który dopiero dwa-trzy miesiące temu stał się podstawowym zawodnikiem reprezentacji. Z góry wiedzieliśmy, że w ekipie USA trudniej będzie znaleźć słabszy punkt i to się niestety potwierdzało.

... ale Polska wychodzi i spod najgłębszej wody

W drugim secie straciliśmy pięć punktów z rzędu i ze stanu 17:16 zrobiło się 17:21. Próbowaliśmy odrobić straty zmiennikami – Jakubem Kochanowskim, Damianem Schulzem, Grzegorzem Łomaczem. Nie wyszło. W partii numer trzy przy 9:15 można by było się wystraszyć, że nasi zawodnicy pospuszczają głowy, gdyby się nie oglądało ich poprzednich meczów. Odwaga, konsekwencja, spokój – dzięki temu w końcu doszliśmy rywali na 22:22. Wielka szkoda, że przy stanie 23:24 Kurek przestrzelił, mając w ataku niezłą piłkę. Ale tak zagrana druga część bardzo trudnego seta dawała nie tyle nadzieję, co pewność, że wiary nam nie brakuje i że mecz szybko się nie skończy.

Mecz maszyn

Przegrywamy 1:2 w setach, a na kolejnego wychodzimy z imponująco chłodnymi głowami. Z kolei Amerykanie ciągle są za nami dwa-trzy punkty, ale za nic w świecie nie pękają, cały czas gonią. Taka stawka i takie nerwy – stalowe! My graliśmy z prawdopodobnie najlepszą w tej chwili drużyną świata, ale z kim grali oni? Te słowa napisałem przy wyniku 1:2 i 20:17, patrząc z polskiej perspektywy. W tym momencie Kurek z niesamowicie trudnej piłki wykręcił fantastyczny punkt atakiem w linię na 21:17. Nie wiedziałem, jak skończy się półfinał ani tym bardziej czy staniemy w Turynie na podium, ale wiedziałem - teraz na pewno, choć czułem to już w pierwszej fazie mistrzostw granej przez nas w Warnie - że znów mamy drużynę na medal. Po kilkunastu chudych miesiącach wreszcie przyszły miesiące tłuste. Vital Heynen już zbudował zespół na wielkie rzeczy. A gdy za rok jeszcze wzmocni go Wilfredo Leonem, możemy być potworem pożerającym przeciwników.

Kurek jak amerykański żołnierz

Znacie ich z filmów, w których wszystko toczy się zgodnie z pragnieniami widzów. O, weźmy takiego Johna Rambo. Przeżywa ciężkie chwile. Ledwo przeżywa. Ale podnosi się i realizuje misję. Jeńców nie bierze. Bartosz Kurek pisze taką historię w tych mistrzostwach, a pewnie można spojrzeć szerzej i stwierdzić, że generalnie tak wygląda jego reprezentacyjna kariera. Cztery lata temu Stephane Antiga w ostatniej chwili skreślił go z kadry, która zdobyła złoto mistrzostw świata. Kurek spokorniał, wrócił do reprezentacji w nowej roli. Jako atakujący był lepszy niż jako przyjmujący. Ale gdy Ferdinando De Giorgi znów zrobił z niego przyjmującego, bez skargi się męczył. Jeszcze niedawno znosił ostrą krytykę, wysłuchiwał, że jest skończony. Teraz to on kończy. Dwa razy Serbię, potem Italię, a w półfinale mistrzostw świata - USA. Bartosz Kurek ma swój finał, ma swój mecz Brazylią! Jest wielki. Może to nieładnie wyróżniać go z tłumu gigantów (widzieliście, co robił z Amerykanami choćby Piotr Nowakowski, prawda?), ale wiem, że oni wszyscy zgodzą się z tym, że Bartek na takie wyróżnienie zasługuje. Mieliśmy killera (czy jak wolicie lidera) Kubiaka, teraz mamy killerów dwóch. Bartek, witaj ponownie. Po wielu latach!

MŚ siatkówka 2018. "Kosmiczny mecz" w półfinale! Polacy wygrali z USA i zagrają o złoto!

MŚ siatkówka 2018. Brazylia awansowała do piątego finału mistrzostw świata z rzędu!

MŚ Siatkówka 2018. Tak Polacy świętowali awans do finału mistrzostw świata [WIDEO ZZA KULIS]

Więcej o:
Copyright © Agora SA