MŚ siatkówka 2018. Włochy - Polska 2:3. Pięć rzeczy po pięciu setach: Wygraliśmy więcej niż mecz! Mamy dwie szanse na medal

Polska rozbiła Italię, wygrywając seta zapewniającego jej grę w półfinale mistrzostw świata. Później trener Vital Heynen zmienił skład i niewiele brakowało, a mimo to wygralibyśmy cały mecz z gospodarzami mundialu. Polska - Włochy 2:3 (25:14, 21:25, 25:18, 17:25, 11:15), ale to my jesteśmy zwycięzcami. W nagrodę mamy dwie szanse na medal. Możemy go sobie zapewnić już w sobotę, jeśli w półfinale pokonamy USA (mecz o 21.15)

 Włosi mogli tylko klaskać

Bartosz Kurek poszedł na zagrywkę przy stanie 4:3 dla Polski. Między innymi dwoma asami zwiększył nasze prowadzenie do 7:3. I już. To był koniec Włochów. Czego nie próbowali zrobić, odbijali się od polskiej ściany. Sześć bloków, trzy asy, mnóstwo kapitalnych obron, przez to wszystko fanki Iwana Zajcewa, od których roiło się na trybunach, rwały sobie włosy z głów. Pięknie wyglądał dla nas set, którego Polska musiała wygrać, by zabić włoskie marzenia o rozbiciu Polski w trzech setach.

Było 12:8 dla naszych siatkarzy, gdy lider Włochów przytłoczony kolejnymi nieudanymi akcjami swoimi i kolegów chciał oddać nam piłkę „za darmo”, bo innego wyjścia w tej akcji nie miał. Ręce drżały mu na tyle, że najprostsze siatkarskie przebicie wykonał źle. Efektem był aut i polskie prowadzenie 13:8. A za kilkadziesiąt sekund dostaliśmy jeszcze lepszy dowód naszej dominacji.

Wypełniona 15 tysiącami widzów hala Pala Alpitour bardzo przycichła, gdy na drugą przerwę techniczną ekipa gospodarzy zeszła przegrywając 9:16. A później było dla gospodarzy tylko gorzej. Polska biła, sztab przemieszany na trybunie prasowej z dziennikarzami z naszego kraju szybko rozpoczął wsteczne odliczanie, a gdy padł punkt dającym nam zwycięstwo 25:14, my padliśmy sobie w ramiona.


W tym czasie włoska publiczność nagrodziła Polaków oklaskami. To był najpiękniejszy dla nas moment mistrzostw. Wierzymy, że za chwilę przyjdą jeszcze piękniejsze.

Heynen zrobił, co powinien

Seta numer jeden wygrali i awans do półfinału MŚ wywalczyli: Fabian Drzyzga na rozegraniu, Michał Kubiak i Artur Szalpuk na przyjęciu, Bartosz Kurek na ataku, Piotr Nowakowski i Mateusz Bieniek na środku oraz Paweł Zatorski na libero. Na drugiego seta z tej „siódemki” na boisku został już tylko Bieniek. Do niego dołączyli: Aleksander Śliwka, Jakub Kochanowski, Grzegorz Łomacz, Damian Schulz, Bartosz Kwolek i Damian Wojtaszek. Vital Heynen słusznie wyszedł z założenia, że na dobę przed półfinałem warto dać odpocząć podstawowemu składowi. Zwycięstwo nad Włochami na pewno byłoby dla niego miłe, ale przecież my ten mecz wygraliśmy już w pierwszym secie. Więcej nie było trzeba. A na półfinał z Amerykanami trzeba zostawić jak najwięcej sił.

Teraz nasz kat

USA to w zgodnej opinii fachowców najlepszy zespół trwającego turnieju. W piątek w Turynie podopieczni Johna Sperawa przegrali co prawda z Brazylią 0:3 (20:25, 18:25, 19:25), ale ani przez moment nie zagrali liderzy tej ekipy, czyli Matthew Anderson, Aaron Russell, Taylor Sander, Micah Christenson, Maxwell Holt, David Smith i Erik Shoji. Brazylijczycy też się oszczędzali, bo również oni mieli już pewny awans do półfinału. Ale w ich szeregach choć przez część meczu oglądaliśmy Bruno czy Wallace’a. Obie ekipy, a amerykańska szczególnie, pokazały, że nie boją się żadnego rywala z grupy J. Amerykanie do piątku wygrali w turnieju wszystkie swoje mecze, m.in. z Rosją i Serbią. W ostatnich latach to oni są reprezentacją, z którą Polsce gra się najtrudniej. Za kadencji Heynena przegraliśmy z nimi oba mecze po 0:3 (20:25, 19:25, 19:25 i 26:28, 17:25, 18:25). W obu byliśmy gorsi o tyle małych punktów, o ile nie wolno by było nam być gorszymi od Włochów, gdyby nasz mecz z nimi skończył się wynikiem 0:3 (chodziło o 15 małych punktów). Ale i w Hoffman Estates, i w Lille, graliśmy bez Michała Kubiaka, byliśmy w innej fazie budowy drużyny, wtedy jeszcze Heynen nie miał wyklarowanej podstawowej „szóstki”, dopiero stawaliśmy się zespołem, który teraz zagra o finał mundialu. Końcówka poprzedniego zdania brzmi pięknie, prawda? Oglądanie Polaków w takim meczu będzie wielką frajdą. A że ten mecz będzie trudny? Dobrze, przecież to już prawie szczyt szczytów.

I tylko kibiców żal

Japonia, Belgia, Argentyna, Dominikana, Słowenia – to byli rywale Włochów w pierwszej fazie mistrzostw świata. W drugiej siatkarze Blenginiego wygrali z Finlandią i Holandią, a przegrali z Rosją, czyli pierwszym naprawdę poważnym rywalem, jakiego spotkali w swoim domowych turnieju. O losowaniu trzeciej fazy Vital Heynen mówi, że to było wybieranie sobie przeciwników, a nie losowanie. A z naszym trenerem zgadza się praktycznie cały świat. Italia chciała trafić na Serbię i Polskę, uznając te zespoły za najsłabsze z „szóstki”, która spotkała się w Turynie, by walczyć o medale. Iwan Zajcew i jego koledzy opowiadali we włoskich mediach, że na tym etapie turnieju będą jak wściekłe psy i rzucą się na swoje ofiary. Okazało się, że psy tylko głośno szczekały. 15:25, 20:25, 18:25 z Serbią, 14:25 z Polską – takie były wyniki setów o stawkę, które Włosi rozegrali w Top 6.

Po przegranej pierwszej partii meczu z Polakami Zajcew wściekle wybił piłkę w trybuny. Jemu i jego kolegom została tylko gra o honor.

Bardzo honorowo zachowali się włoscy kibice. Po przegranym secie docenili Polaków, nagradzając ich oklaskami, co już podkreśliliśmy. A swojej drużynie nie przestali kibicować, do końca pomagali im grać o zwycięstwo.

Jeszcze mocniej Włosi zaimponowali, kiedy odśpiewywali swój narodowy hymn. Wykonanie pieśni a capella musiało porwać nawet Polaków. Szkoda, że ten hymn odśpiewany przez 15 tysięcy gardeł i serc już nie wybrzmi na mistrzostwach. Ale całej włoskiej siatkówki i organizatorów mistrzostw zdecydowanie nie szkoda.

Brawo zmiennicy!

Na koniec jeszcze kilka słów o zmiennikach Heynena, bo zasłużyli na więcej niż tylko wspomnienie, że zagrali. W drugim secie na pewno trudno było im opanować emocje, zapomnieć o radości z awansu do półfinału i zagrać to, co potrafią. Ale w trzecim już i Kwolek potrafił porozostawiać Włochów po kątach potężną zagrywką, i nasz blok łapał rywali raz po raz, dając też wybloki, dzięki którym mieliśmy kontry, i Łomacz uruchamiał coraz więcej opcji w ataku. W drugiej części tej partii Heynen za Schulza wprowadził Dawida Konarskiego. Tym samym udział w historycznym meczu wzięła cała „14”, którą Belg zabrał na mistrzostwa. I choć niektórzy z tego 14-osobowego składu grają w turnieju mało (zwłaszcza Kwolek, Konarski i Wojtaszek), to na pewno wszyscy pokazują fajną jakość. Kiedy przychodzi luz (21:17 dla nas w trzecim secie), to nawet spięty dotąd Śliwka potrafi rewelacyjnie oszukać blok (konkretnie Zajcewa), mięciutko kiwając swoją gorszą, prawą ręką.


Dla takich zawodników jak Kwolek dobra walka z Włochami na ich terenie, przy 15 tysiącach żywiołowo reagujących kibiców, to świetna nauka, okazja do zebrania szlifów. Dla niego i dla pozostałych zmienników wielkie brawa i za tę walkę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.