Mistrzostwa świata 2018. Fabian Drzyzga: W kadrze indywidualnie straciłem 1,5 roku. Byłem traktowany przez trenera Antigę jak powietrze

- Szanujmy wszystkich mistrzów świata, a nie tylko tych, którzy zakończyli swoją współpracę z kadrą - mówi w rozmowie ze Sport.pl rozgrywający reprezentacji Polski, Fabian Drzyzga.

Medialnie milczał od roku. Ostatni sezon spędził w lidze greckiej, a w kolejnym zagra w rosyjskiej Superlidze. Fabian Drzyzga, mistrz świata z 2014 roku, na trwającym siatkarskim mundialu broni tytułu zdobytego przed czterema laty. Po sukcesie odniesionym w polskim turnieju mówiono, że jest naturalnym następcą Pawła Zagumnego.

MŚ Siatkówka 2018. Tabela polskiej grupy D. Jaka jest sytuacja przed meczem Polska - Finlandia?

Czy nim się stał? Czy kiedyś wróci do polskiej ligi? Czy żałuje swoich słów powiedzianych w 2016 roku, które odnosiły się do tego, że wielu graczy chciało odejścia Stephane'a Antigi? Na te i inne pytania odpowiada w rozmowie ze Sport.pl.

Medialnie milczałeś przez rok. Dlaczego?

Fabian Drzyzga: - Nie rozmawiałem, ponieważ kilku znajomych z twojej pracy przekręcało moje słowa i robiło osobne artykuły z udzielanych przeze mnie wywiadów, szukając sensacji. Bardzo mi się to nie spodobało. Zawsze jestem szczery, podpisuję się pod tym, co mówię, lecz jeśli ktoś robi nieprawdę z moich słów, to nie mogę tego zaakceptować.

Moje milczenie miało być szpilką dla tych, którzy nie szanują słów innych ludzi. Mam nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy, ale jeżeli do tego dojdzie, to znów nie będę udzielał wywiadów.

Zawsze robiłeś wiele zamieszania swoimi wypowiedziami, czego najlepszym przykładem jest choćby wywiad udzielony w 2016 roku, kiedy powiedziałeś, że wielu kadrowiczów chciało odejścia Stephane'a Antigi. Twój tata podkreślał, że był z ciebie dumny, że to powiedziałeś. Zwróciłeś wtedy na siebie uwagę i poniosłeś tego konsekwencje. U nas nie lubi się wyrazistych postaci.

- Spójrzmy na dziennikarstwo inaczej. Gdyby wzięło się wywiady choćby od 2000 roku, które udzielane były w czasie turniejów, czy po meczach, to widać w nich analizę zachowań przeciwnika, obietnice, że będzie lepiej, zapowiedź wielkiej walki... Dla mnie są to flaki z olejem, których kompletnie nie można przetrawić. W mojej opinii medialne połączenie z kibicami nie powinno w ten sposób wyglądać. Wszystko, co my robimy jest dla fanów sportu i nie możemy o tym zapomnieć.

Choćby w Ameryce, w NBA, wywiady wyglądają zupełnie inaczej. Kiedy zawodnicy coś mówią, ludzie naprawdę chcą ich słuchać. Nie dzieje się tak, że dziennikarze, którzy zadają pytania, wszystko interpretują i następnie są najmądrzejsi. Wy jesteście przekaźnikiem dla kibiców. Jeśli gracz coś mówi, to jego prawem jest, by było to przedstawione zgodnie z prawdą. Nie bądźmy sztampowymi marionetkami.

Wspomniałaś 2016 rok. Powiedziałem wtedy to, co powiedziałem, bo nie tylko ja tak uważałem. Podpisałem się pod tymi słowami i byłem gotowy, by zmierzyć się z ich konsekwencjami.

Jak bardzo potrzebowałeś tego roku w Grecji?

- Wyjazd z Polski bardzo dobrze mi zrobił. Mogłem grać we Włoszech, ale nie wyszło coś na linii klub-sponsorzy, więc trafiłem do Grecji. Niezależnie od tego, gdzie bym grał, to i tak przede wszystkim cieszyłbym się z tego, że nie zostałem w kraju.

Jestem zadowolony z sezonu spędzonego w lidze greckiej. Wiem, jak te rozgrywki traktowane są w Polsce i zdaję sobie sprawę z tego, że uważane są za słabe. Nie powiem, że jest to najmocniejsza liga w Europie, ale od Olimpiakosu wiele polskich klubów mogłoby się uczyć profesjonalizmu w podejściu do zawodników.

Co sportowo zyskałeś przez ten rok?

- Przede wszystkim to, że po raz pierwszy w karierze zobaczyłem, jak to jest być polskim zawodnikiem za granicą. Przekonałem się, jaka odpowiedzialność spoczywa na „obcych” graczach i mogłem to porównać do analogicznej sytuacji w PlusLidze. W Polsce „trzęsiemy się” nad tym, by zagraniczny siatkarz nie powiedział o nas złego słowa, a w innych krajach po prostu się płaci i wymaga.

Wracając do pytania, pod względem sportowym ani nie straciłem, ani nie zyskałem. Zobaczyłem inny kraj, liznąłem trochę słońca...

Nabrałeś odwagi? Starczyło ci jej na podpisanie kontraktu z Lokomotiwem Nowosybirsk, czyli przenosisz się do Rosji, którą nie każdy chwali.

- Okaże się, czy Rosja jest taka straszna! Nie mogę się doczekać sezonu i jestem bardzo podekscytowany, ponieważ zawsze chciałem zostać graczem Superligi. Mam nadzieję, że spędzę w niej więcej niż rok, ponieważ uważam, że obok rozgrywek włoskich jest to najlepsza liga na świecie. Nie ma co do niej porównywać PlusLigi, ponieważ w Rosji jest może 7 klubów, które w Polsce grałyby o medale. Poziom siatkówki jest tam dużo wyższy.

Nie boisz się wyjazdu do Rosji pod względem rodzinnym? Wilfredo Leon po narodzinach córki przenosi się z Kazania do Włoch.

- Rozmawiałem z Wilfredo na temat tego, jak wygląda życie w Rosji. Grał tam cztery lata i nie był w stanie wymienić jednego negatywnego aspektu. Zapewne wyprowadził się, ponieważ potrzebował zmian lub innego klimatu. Zapewniał, że wszystko było ok, ludzie byli mili, a kluby na maksa profesjonalne.

Zdaję sobie sprawę z tego, że my, Polacy, patrzymy na Rosję trochę inaczej, jednak byłem już w Nowosybirsku i jestem do niego bardzo pozytywnie nastawiony.

Wrócisz kiedyś do Polski? Twój tata podejrzewa, że nie.

- Nie mam pojęcia. Tata na moją karierę może patrzeć przez pryzmat swojej kariery siatkarskiej. Kiedy wyjechał, by grać w Turcji, a następnie we Francji, już nie wrócił do Polski jako zawodnik.

Jak będzie u mnie? Zobaczymy. Nic nie zakładam, ponieważ wszystko zależy od ofert i tego, czy ktoś będzie mnie chciał. Jeśli teraz powiem, że nie chcę wracać do PlusLigi, to sam zamknę sobie drzwi.

Gdy miałeś 24 lata, zdobyłeś złoto mistrzostw świata. Naturalną koleją rzeczy okrzyknięto cię następcą grającego ostatni turniej w reprezentacji Pawła Zagumnego. Czy po czterech latach czujesz, że sprostałeś tym wymaganiom i udźwignąłeś ten ciężar?

- Można powiedzieć, że nie, patrząc na to, co działo się po mistrzostwach świata 2014. Wiem jednak, przez jakie aspekty nie grałem.

Jakie?

- Tylko i wyłącznie przez konflikt ze Stephanem. W kadrze indywidualnie straciłem 1,5 roku, ponieważ byłem traktowany przez trenera Antigę jak powietrze. W mojej ocenie po najlepszym turnieju, jaki graliśmy, czyli Pucharze Świata 2015, przyszły mistrzostwa Europy, na których wydarzyło się to, co się wydarzyło i od tego turnieju moja gra za kadencji Stephane'a się skończyła. Jeśli coś by się nie wydarzyło, to z szóstki nie byłbym wyjęty.

Co się wydarzyło?

- Chodziło o zmianę w czasie meczu. Zareagowałem za ostro. Nie był to profesjonalne, ale jestem tylko człowiekiem, po prostu nie wytrzymałem. Później odbyliśmy liczne rozmowy i „pogodziliśmy się”. Mieliśmy zacząć z czystą kartą, ale okazało się, że ona była tylko z mojej strony. Stephane nigdy nie schował swojej dumy do kieszeni.

Masz trudność, by powiedzieć, że Grzegorz Łomacz może być rozgrywającym numer 1?

- Nie, broń Boże. Uważam Grześka za bardzo dobrego rozgrywającego, który od wielu lat udowadnia swoje umiejętności. Znam swoją osobę i nie uważam się za gorszego zawodnika od niego. Jestem pewien, że na decyzje odnoszące się do składu pierwszej szóstki u Vitala Heynena wpływ będą miały wyłącznie sprawy taktyczne i sportowe, a nie jakiekolwiek inne czynniki.

Nigdy nie miałem problemu z tym, by siedzieć na ławce, kiedy wiedziałem, że jestem gorszym zawodnikiem. Zrobię wszystko dla drużyny, więc nie dyskutuję, kiedy mogę przyczynić się do jej sukcesu schodząc z boiska. Nie cierpię jednak, gdy niezależnie od dyspozycji danego zawodnika, o jego miejscu w drużynie decydują aspekty pozasportowe. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca w profesjonalnym sporcie.

W którym momencie cztery lata temu uwierzyliście w możliwość zdobycia złota? Ówczesna koncepcja była ryzykowna, bo do kadry wrócili zawodnicy, którzy długo w niej nie grali. Za kadencji Vitala Heynena również taka jest, ponieważ nie chce on wyklarować podstawowej szóstki. To może być argument przeciwko niemu, jeśli przegracie mistrzostwa.

- Nie mamy podstawowej szóstki. Jak to wypali, to wszyscy zaczniemy bić brawo, ponieważ okaże się, że mamy czternastu chłopa do grania, i że każdy może każdego zastąpić, co przyniesie świetne owoce na kolejne lata. Jeśli nie wyjdzie, to wszyscy nas zjedzą, bo nie stworzyliśmy mocnego składu, w którym każdy znałby swoje miejsce.

W mojej ocenie każdy z naszej grupy potrafi wnieść do zespołu bardzo dużo – przyjęcie, zagrywkę, atak czy blok. Może i nie mamy brzydko mówiąc „materiału ludzkiego” na oszałamiającą szóstkę, ale za to posiadamy czternastu wyjątkowych graczy, czego brakuje Włochom czy Serbom.

Cztery lata temu w zdobycie mistrzostwa uwierzyliśmy dopiero wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego. Po półfinale z Niemcami z mojego serca spadł straszny kamień. Byliśmy faworytami, graliśmy z teoretycznie słabszą drużyną, a sam mecz był bardzo „brudny” i trudny pod względem psychicznym. Nie mogłem po nim dojść do siebie.

Czym będzie ewentualne kolejne złoto? Potwierdzeniem?

- Dlaczego miałoby nim być? Nie jestem jeszcze zawodnikiem spełnionym, ponieważ moja kariera wciąż trwa, ale uważam, że to co zrobiliśmy cztery lata temu, to był wielki sukces. To był mój pierwszy turniej, podczas którego coś faktycznie wnosiłem do drużyny. Nie potrzebuję więcej potwierdzeń i nie sądzę, by którykolwiek z chłopaków z tamtego składu ich potrzebował.

To może polska siatkówka potrzebuje potwierdzenia, że jest w dobrym miejscu po zatrudnieniu trzeciego trenera od 2014 roku?

- Według mnie brak stabilności i zmiany trenerów nie świadczą o nas dobrze. Zmieniamy szkoleniowców, potencjał ludzki mamy, jaki mamy, a siatkówka potrzebuje spokoju. Mamy za dużo chaosu w rzeczach dotyczących dyscypliny, które grą nie są. Zaufajmy czemuś, spróbujmy dać szansę na dłużej. Wtedy jeśli nie wyjdzie, dajmy sobie spokój i poszukajmy nowych rozwiązań. Robienie czegoś na gorąco po dwóch, trzech miesiącach nie świadczy o nas dobrze.

Szukamy na siłę usprawiedliwień, kiedy mówi się, że polska kadra straciła Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego czy Pawła Zagumnego? Włochom i Brazylii w ostatnich trzech dekadach udawało się zdobyć trzy tytuły mistrza świata z rzędu – w momencie, gdy przeżyli 12 lat rotacji pokoleniowych.

- Zawsze szukamy usprawiedliwień i tego, kto powinien ponieść karę, unikając stawiania sobie trudnych pytań. Pamiętam, jak po ubiegłorocznych mistrzostwach Europy wszyscy zaczęli nas linczować. Strasznie mi się to nie podobało. Nagle mnie, Michałowi Kubiakowi, Dawidowi Konarskiemu czy Bartoszowi Kurkowi zaczęto kończyć kariery. Takich rzeczy się nie robi. Zawodnikom zależy na wyniku zapewne jeszcze bardziej niż mediom czy ekspertom, więc należy im się szacunek, a w tym przypadku całkowicie go zabrakło. To, co się wydarzyło po ME było karygodne. Nigdy nie słyszałem, by ktoś wziął na siebie odpowiedzialność za tamten wynik. Grając turniej byłem odpowiedzialny za rozegranie, ale ktoś mnie do tego najpierw przygotował – nie tylko trener.

Mówienie, że nie ma Mariusza, Michała i Pawła jest bez sensu. To nudne! Winiar zajął się trenerką, Guma pozostał przy siatkówce, a Szampon nadal gra. Mają na swoich szyjach medale mistrzostw świata, teraz są w innym miejscu niż cztery lata temu, ale my nie zabierajmy tego mistrzostwa Zatorskiemu, Drzyzdze, Nowakowskiemu, Konarskiemu, Kubiakowi i innym. Kiedy ktoś podaje argument o tym, że bez tamtej trójki nie odnosimy sukcesów, to czuję, jakby ktoś chciał odebrać reszcie złoty medal mundialu. To nie jest fair, bo każdy dał wtedy tej drużynie coś cennego. Szanujmy wszystkich mistrzów świata, a nie tylko tych, którzy zakończyli swoją współpracę z kadrą.

Teraz idziesz po złoto?

- Na razie idę na mecz z Finlandią. Zobaczymy, co się później wydarzy.

MŚ siatkówka 2018. Bartosz Kwolek: Jestem zawzięty. Mogę być libero do końca

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.