Liga Narodów. Bartosz Kwolek: Trzeba być wybitnym juniorem, żeby od razu zaistnieć w seniorach

- Ciężko powiedzieć, jak taki mecz by się skończył, ale my byliśmy w wielkim gazie, wygrywaliśmy wszystko jak leci. A seniorzy faktycznie mieli dołek - mówi Bartosz Kwolek, gdy pytamy czy rok temu polska kadra juniorów pokonałaby pierwszą reprezentację. Kwolek jest drugim obok Jakuba Kochanowskiego przedstawicielem złotego pokolenia, który z przytupem wchodzi do kadry. - Nasze mamy urodziły nas nie tylko tego samego dnia, ale też niemal o tej samej godzinie. Fajnie, że idziemy razem - mówi przyjmujący
Bartosz Kwolek (nr 18) w meczu Polski z Chinami Bartosz Kwolek (nr 18) w meczu Polski z Chinami fivb.org

Łukasz Jachimiak: Gratuluję reprezentacyjnego debiutu w meczu o stawkę i od razu pytam czy pozazdrościłeś Mateuszowi Bieńkowi tego, co wyczyniał na zagrywce w meczu z Francją.

Bartosz Kwolek: Wiem, że zagrywka jest moim dobrym elementem, więc się na niej mocno skupiłem. Cieszę się, że tym elementem pomogłem drużynie. Zawsze dobrze jest zdobyć parę punktów na zagrywce, bo to utwierdza cię w przekonaniu, że jest dobrze, dodaje pewności.

Na zagrywce byłeś najlepszy, zaserwowałeś trzy asy i wiele takich piłek, które pozwoliły nam zablokować rywali albo wyprowadzić kontry. Do tego byłeś bezbłędny w przyjęciu, a w ataku skończyłeś osiem z 19 piłek. Ogólnie jesteś zadowolony ze swojego występu?

- Myślę, że w ataku mogłem zrobić dużo, dużo więcej. Poza tym miałem trochę za dużo prostych, głupich błędów. Takich jak złe ustawienia w przyjęciu. Za dużo było też błędów na zagrywce.

Naprawdę wyrzucasz sobie coś, jeśli chodzi o zagrywkę?

- Tak, bo choćby ostatni serwis zepsułem, źle sobie podrzuciłem piłkę, a jeszcze i tak próbowałem zagrać mocno, zamiast po prostu przebić. To są takie rzeczy, na które zwracam uwagę.

Stresowałeś się, wychodząc w "szóstce"? W pierwszych akcjach trochę drżały Ci ręce?

- W katowickim Spodku w maju, kiedy grałem swój pierwszy mecz w kadrze, to stres miałem naprawdę spory. Mimo że to było tylko towarzyskie spotkanie z Kanadą, to nogi się trochę pode mną uginały. Teraz już obyło się bez wielkich stresów, od razu wyszedłem w pełni skoncentrowany.

Na razie Wy, młodzi, macie o tyle dobrze, że w polskich turniejach gracie w otoczeniu doświadczonych kolegów jak Michał Kubiak, Bartosz Kurek czy Dawid Konarski, ale za chwilę w Japonii, USA i Australii tych graczy zabraknie i będzie Wam trudniej. Zwłaszcza że pewnie w końcu przyjdą przegrane mecze.

- Zobaczymy jak to będzie. Ja wierzę, że nasza zwycięska seria będzie trwać jeszcze przez miesiąc, że wygramy wszystko jak leci. Nie no, oczywiście może nam się noga powinąć, ale mam nadzieję, że jak najdłużej wytrwamy bez porażki.

Lecisz na wszystkie trzy turnieje?

- Jeszcze nie wiem. Niektórzy koledzy już się dowiedzieli, ale o wszystkich trener wypowie się dopiero w najbliższych dniach. Czekam w gotowości.

Tę gotowość do gry w kadrze czułeś już rok temu, kiedy wygrywałeś m.in. razem z Kubą Kochanowskim mistrzostwa świata do lat 21?

- Nie, w ogóle o tym wtedy nie myślałem. Dopiero teraz jak miałem całkiem niezły rok w PlusLidze, to pomyślałem o szansie grania w kadrze. I ją dostałem.

Na początku Waszego zgrupowania w Spale rozmawiałem z Kubą i on powiedział, że po tamtych mistrzostwach przyszło mu do głowy hasło "Zmieniamy szyld i jedziemy dalej". Ale czas pokazał, że tylko Was dwóch jedzie dalej w seniorskiej kadrze.

- Niby tak, ale jeszcze kilku chłopaków też dostało na początku tego sezonu powołanie do seniorskiej kadry. Prawie cała nasza złota "szóstka" je dostała. Koledzy z czasem też będą grali.

Trudny jest ten przeskok do seniorskiej kadry, mimo że w juniorskiej wygrało się wszystko, że miało się serię aż 48 wygranych meczów z rzędu?

- Tak, jest trudny, to jednak zupełnie inne granie. W juniorach mieliśmy świetną, zgraną ekipę. Ale trzeba być naprawdę wybitnym juniorem, żeby od razu zaistnieć w seniorach. Bo brakuje ogrania, doświadczenia, a i rzeczy czysto techniczne są na zupełnie innym poziomie.

Rok temu naszej seniorskiej kadrze nie szło, więc kiedy Wy zdobyliście mistrzostwo, dużo było takich głosów, że trzeba odważnie na Was postawić, a nawet pojawiły się pomysły, że fajnie byłoby zorganizować sparing, w którym Wasza mistrzowska drużyna zmierzyłaby się z kadrą prowadzoną wtedy przez Ferdinando De Giorgiego. Myślisz, że mielibyście szanse postawić się seniorom? Rozumiem brak doświadczenia, mniejsze umiejętności techniczne, ale z drugiej strony sam mówisz, że byliście świetnie zgrani, czego o naszych seniorach nie dało się powiedzieć.

- Teraz ciężko powiedzieć, jak taki mecz by się skończył, ale my byliśmy w wielkim gazie, wygrywaliśmy wszystko jak leci. A seniorzy faktycznie mieli dołek. Trudno mi ocenić, jaki byłby wynik takiego meczu. Ale wydaje mi się, że jednak różnica poziomu mogłaby być widoczna, pewnie ogranie by zwyciężyło.

Powiedziałeś, że tylko wybitny junior od razu odnajdzie się w seniorskiej kadrze, czyli skomplementowałeś Kochanowskiego. Zgodzisz się, że błyskawicznie wprowadził się do kadry i stał się jednym z liderów? Moim zdaniem w Lidze Narodów jest naszym drugim najlepszym zawodnikiem po Michale Kubiaku.

- Tak, dokładnie. Kuba się świetnie wprowadził do zespołu, a ja się z tego cieszę razem z nim, bo to jest mój dobry kolega. On jest lepszy z treningu na trening i z meczu na mecz.

On był MVP MŚ juniorów, Ty byłeś najlepszym przyjmującym, urodziliście się tego samego dnia (17 lipca 1997 roku) - macie ciekawą historię.

- Śmiesznie było, kiedy pierwszy raz przyjechaliśmy na kadetów i mieliśmy podawać swoje PESEL-e. Coś nam się nie zgadzało, obaj się zastanawialiśmy, gdzie jest pomyłka, że mamy identyczne początki. Jak pogadaliśmy, to się okazało, że nasze mamy urodziły nas też niemal o tej samej godzinie. Jesteśmy dokładnie w tym samym wieku, fajnie, że razem idziemy też w siatkówce.

Copyright © Agora SA