Przed sezonem 2017/2018 Trefl Gdańsk został opuszczony przez sponsora tytularnego – firmę Lotos. Nie było wiadomo, czy zespół przystąpi do rozgrywek, i czy uda mu się utrzymać skład, w którym wysokie kontrakty mieli między innymi trener Andrea Anastasi, środkowy Piotr Nowakowski czy przyjmujący Mateusz Mika. Wszystko skończyło się jednak szczęśliwie i władzom klubu praktycznie udało się załatać budżet.
Kiedy sytuacja się już uspokoiła porozmawialiśmy z Andreą Anastasim o obecnej formie drużyny, emocjach, które mu towarzyszyły podczas najgorszego okresu klubu oraz o tym, czy zamierza jeszcze raz stanąć do wyścigu o miejsce w sztabie szkoleniowym reprezentacji Polski.
Andrea Anastasi: Oczywiście, że pojawiły się wątpliwości! Dokładnie pamiętam moment, w którym przekazano mi tę informację. Na kolejnym treningu, w piątek lub sobotę, musiałem porozmawiać z chłopakami o przyszłości. Powiedziałem, że to ja stworzyłem tę drużynę, chcę nadal pracować z wszystkimi zawodnikami i wierzę, że nadchodzący sezon uda nam się spędzić razem.
To, co powiedzieli siatkarze było dla mnie niesamowite. Poprosili, bym nie odchodził, i że są gotowi na poświęcenie. Kiedy to usłyszałem, nie miałem już słów. Poczułem emocje, które płynęły z tego, że wiedzieliśmy, że mimo wszystko chcemy grać razem.
Czuję to nadal mimo że teraz ze słów przeszliśmy do czynów. Wygraliśmy kilka ważnych spotkań, między innymi w Jastrzębiu-Zdroju, i widzę, że wszystko powoli układa się właściwie. Jestem bardzo pozytywnie nastawiony do naszej przyszłości.
- Wydaje mi się, że w takiej sytuacji samemu klubowi byłoby trudno podpisać ze mną kontrakt. Nie zmienia to faktu, że ważnym czynnikiem jest to, że więź łącząca mnie i Trefl Gdańsk jest bardzo duża. To nie jest zwyczajna relacja trener-klub. Jesteśmy bardzo blisko, wiemy, co wspólnie tworzymy i chcemy to robić na jak najlepszej płaszczyźnie. Wiem, że to dopiero początek wzrastania. Cieszę się, że nasz postęp mimo kłopotów mogą śledzić również kibice.
- Przez moment prawie pakowałem rzeczy i zbierałem się do Włoch. Całe szczęście nie byłem zmuszony, żeby faktycznie to zrobić i cała sytuacja rozstrzygnęła się bardzo pozytywnie. W tym wszystkim mamy szczęście – Trefl to naprawdę silny sponsor, który bardzo nam pomaga. Jeśli jednak myślimy o przyszłości, musimy znaleźć kolejnego.
- Nie i to jest najbardziej wspaniała rzecz ze wszystkich. Cała drużyna świetnie przepracowała sezon przygotowawczy i dobrze zaprezentowała się w kilku pierwszych spotkaniach w PlusLidze. Cieszę się, że to wszystko ich nie złamało.
- W siatkówce czasami wiele zależy od przeciwnika, bo gra on świetnie. W meczu z nami GKS popełnił literalnie 12 błędów własnych. Kiedy coś takiego się ostatnio zdarzyło?
- Jeśli Piotr Gruszka zostanie trenerem kadry, będę jego pierwszym kibicem. Jest to niesamowicie miły człowiek, który wiele razy uczył się ode mnie, przyjeżdżał, sprawdzał, porównywał...
Wracając do tematu meczu z GKS-em, nie byliśmy wtedy w idealnej formie i można było to zobaczyć gołym okiem. Od jakiegoś czasu mamy również problem z Damianem Schulzem, który nie może na razie znaleźć odpowiedniego „czucia” z nowym rozgrywającym, TJ-em Sandersem, który dotarł do nas 10 dni temu. Nasz atakujący jest bardzo techniczny – nie ma specyfiki Maćka Muzaja, który po prostu wali całą siłą w piłkę. Potrzebuje więc trochę czasu.
- Mateusz potrzebuje czasu, by całkowicie dojść do siebie, miewa problemy z atakiem, ale niesamowicie pracuje dla teamu. Jest jednym z najinteligentniejszych zawodników jakich znam, ale jego optymalna dyspozycja pojawi się za miesiąc, może dwa.
Uwielbiam natomiast nastawienie Artura, naprawdę! Jest absolutnym MVP w tym momencie i jestem bardzo szczęśliwy, że gra jak gra. Ma niesamowity potencjał. Zauważyłem go już wcześniej i dwa lata temu chciałem go w swojej drużynie, ale on powiedział mi, że woli Skrę. Odparłem, że to błąd i lepiej będzie mu u mnie! Nie posłuchał, ale wrócił.
Potrzebujemy jeszcze trochę czasu, by zgrać się z TJ-em. Jest świetnym rozgrywającym, ale na razie nie znajduje sportowej więzi z pozostałymi. W środę było już dużo lepiej.
- Może myślałbym o tym przed „wielkim konkursem” na trenera Polaków. Teraz wydaje mi się, że władze po prostu muszą wybrać tego, za kim optują najbardziej. Nie poszedłem do PZPS-u i nie zgłosiłem się. Wiem, że wśród niektórych członków Związku bardzo popularna jest opcja polska i może być tak, że jest na nią najwłaściwszy czas. Jeśli wybiorą Piotra, to zawodnicy będą pracować z wyjątkowym profesjonalistą.
- Nie boję się niczego, bo w tej dyscyplinie nie można sobie na to pozwolić. Nie jestem oficjalnym kandydatem na selekcjonera i muszę szczerze przyznać, że przez ostatnie dwa miesiące byłem tak zajęty sytuacją w klubie, że nawet nie rozglądałem się po rynku reprezentacyjnym. Całą energię zamierzam dawać mojemu klubowi.
- Nie jest miło pracować dla federacji, która wiele i często zmienia. Poza tym jeśli mam być szczery, to wielki projekt siatkówki, który opierać się będzie w dużej mierze na młodych graczach, brzmi dobrze, ale nie zadziała.
Rolą selekcjonera jest stworzenie najlepszej drużyny, jaka jest możliwa. Zawodnicy umiejętności zdobywają przez 10 miesięcy gry w klubie, bo wtedy jest na to czas, i pozostałe 2 miesiące mogą je szlifować.
Jaki jest w tej chwili polski zespół? Szczerze przyznam, że nie wiem. Macie jednak szczęście – jest mnóstwo zdolnych zawodników. Sam w drużynie mam co najmniej trzech stuprocentowych kadrowiczów, lecz wierzę, że po tym sezonie będzie ich jeszcze więcej.