Sam Deroo to 26-letni przyjmujący, który od 2015 roku gra w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. Razem z klubem sięgnął po dwa złote medale i jeden srebrny mistrzostw Polski; zwyciężał również w krajowym Pucharze. To niewątpliwie filar zespołu prowadzonego obecnie przez Andreę Gardiniego, od którego Włoch rozpoczynał budowanie składu na poszczególne mecze.
Pod koniec stycznia w czasie rozgrywek Pucharu Polski belgijskiemu przyjmującemu przytrafiła się kontuzja łydki, która wyeliminowała go z gry na kilka tygodni. W tym czasie ZAKSA m.in. straciła szansę na awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, przegrywając z Cucine Lube Civitanova. Dopiero w minioną sobotę siatkarz wrócił do gry w pełnym wymiarze, występując w katowickiej hali Szopienice przeciwko miejscowemu GKS-owi. Zdobył 16 punktów przy 56 procentach skuteczności ataku i 48 przyjęcia.
W Sport.pl mówi o powrocie na boisko i odnosi się do ostatniej afery związanej z byłym managerem klubu [więcej informacji]
Sam Deroo: - Zmagałem się z urazem łydki. Był on dość poważny, więc minęło trochę czasu zanim doszedłem do siebie i mogłem wrócić na boisko. Przez ostatnie tygodnie pracowałem bardzo ciężko, by pomóc drużynie. Kilka ostatnich spotkań spędziłem na ławce rezerwowych i mecz z GKS-em Katowice był pierwszym, który rozpocząłem w podstawowym składzie po kontuzji. Bardzo ważne było dla mnie to, żeby wejść we właściwy rytm meczowy i dlatego cieszę się, że trener dał mi na to szansę mimo że na początku spotkania moja dyspozycja nie wyglądała najlepiej [w drugim secie przyjmujący osiągnął 29 procent skuteczności w ataku; w czwartym już 88 - przyp. red.].
Ważne jest dla mnie to, że w końcu czuję się dobrze fizycznie i nic mi nie dolega. Ciągle jednak muszę pracować, ponieważ wciąż nie wykorzystuję swojego maksymalnego potencjału. Potrzebowałem również nabrać nieco pewności siebie, bo przerwa od gry była długa. Nie liczyłem na to, że w spotkaniu z katowiczanami zagram idealnie - po prostu chciałem być z chłopakami na boisku. Nie martwię się już i uważam, że w fazie play-off będziemy prezentować nasz maksymalny poziom.
- Wiem, że drużyna mogła mnie „użyć”, jednak zmiana ta byłaby raczej słaba. Nie uważam jednak, że to był fatalny okres gry ZAKSY, bowiem wygrała ona Puchar Polski i była bardzo bliska uzyskania awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Mam swój udział w tych porażkach, bo wiem, że nie było łatwo zmienić ustawienie na boisku i zacząć grać inaczej bez wcześniej podstawowego przyjmującego. Bardzo szanuję jednak to, że w mojej opinii zespół mimo wszystko sobie poradził. Ostatnie tygodnie były trudne i poziom energii w drużynie nieco spadł, co przełożyło się również na to, że zaczęliśmy popełniać błędy w elementach, w których do tej pory ich nie było. Chcę je jak najszybciej wyeliminować, dlatego na treningu staram się zrobić więcej ponad limity, by jak najszybciej powrócić do zadowalającej dyspozycji.
- To mój cel i nic tego nie zmieni, jednak mam świadomość, że w tej chwili w Europie jest kilka mocnych drużyn, które również mogą sięgnąć po medale Ligi Mistrzów. Mają one wielkie budżety i znanych graczy. Zwyczajnie mogło być tak, że szczytem naszych możliwości w tym sezonie była gra maksymalnie o półfinał europejskich pucharów. Nie możemy też udawać, że każdy uważa, że ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w tej chwili to podium Europy. Za dużo przegraliśmy w tej edycji Ligi Mistrzów i trzeba się z tym pogodzić. Miło byłoby grać dalej, ale nie czuję irytacji z powodu braku awansu. Chłopaki zrobili wszystko, by tego dokonać, wygrali z Azimut Modeną, mieli piłki meczowe z jednymi z faworytów rozgrywek, czyli Lube, więc nie ma powodów, by czuć złość.
- Prawda jest taka, że staramy się wyłącznie skupiać na aspektach sportowych, czyli tym, na co mamy w tej chwili wpływ. Niech w tej sprawie wypowiada się klub. Wolałbym o tym nie rozmawiać.
- Oczywiście, trener, który prowadzi zespół, to niezwykle ważny czynnik, ale najważniejszym jest drużyna. W niej atmosfera jest świetna, bardzo siebie wspieramy, jesteśmy zgrani i w większości znamy się już długo. W Europie nie ma zbyt wielu możliwości, by grać na naprawdę wysokim poziomie, a jedyną alternatywą poza tym są rozgrywki azjatyckie, w których można dużo zarobić. To była i będzie jedna z opcji, którą mam, i z którą będę się liczył, ponieważ muszę dbać o dobrobyt mojej rodziny. W tym momencie kariery dostałem jednak bardzo dobrą ofertę z ZAKSY. To naprawdę świetny klub i dobra liga. Jako zespół zawsze walczymy o medale, mam przy sobie ludzi, których uwielbiam, i z którymi się mocno związałem, a poza tym wiem, że nie zawsze warto myśleć, że trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu.
Zgadzam się z tym, co pani powiedziała - w klubie nie wszystko było w ostatnim czasie idealne. Ta trudna sytuacja nie zmieniła jednak mojej opinii w stosunku do osób, które w klubie zostały. Mam też świadomość, że nie ma rodziny, w której wszystko układa się perfekcyjnie, a przecież ZAKSA jest dla mnie rodziną.