W takiej formie Złotka do Pekinu nie pojadą

Po każdej porażce w obozie polskich siatkarek słychać, że do sukcesu zabrakło szczęścia i szuka się regulaminowych wybiegów, które pozwolą awansować na igrzyska olimpijskie. Ale prawda jest taka, że reprezentacja nie gra dobrze. W takiej formie, w takim składzie, choćby Polki dostały i dziesięć szans, do Pekinu nie pojadą.

To zły rok dla polskiej siatkówki. By znaleźć równie nieudany, trzeba cofnąć się do mrocznych czasów Janusza Biesiady, kiedy praca z reprezentacjami do komfortowych nie należała, federacja żebrała u sponsorów o każdą złotówkę, a wszystkie informacje wypływające z Polskiego Związku Piłki Siatkowej nosiły znamiona skandalu.

Dziś, przy wielkim wsparciu inwestujących firm, siatkarze - aktualni wicemistrzowie świata - zajmują w Europie 11. miejsce. W kobiecej reprezentacji za triumf uznaje się czwartą pozycję na kontynencie czy miejsce w połowie stawki Pucharu Świata, na którym Złotka zagrały dzięki załatwionej przez telewizję dzikiej karcie.

Szóste miejsce w Japonii to nie jest sukces. Co prawda daje nadzieję na grę w interkontynentalnym turnieju kwalifikacyjnym (patrz ramka niżej), ale w obecnej formie, w obecnym składzie, nawet kolejne wybiegi regulaminowe działaczy PZPS oraz FIVB i "załatwianie" kolejnych szans kwalifikacji awansu naszej drużynie nie dadzą.

Złotka, kim jesteście?

Puchar Świata był czwartą imprezą pod wodzą Marco Bonitty, ale wciąż nie wiadomo, jakie jest oblicze reprezentacji. Czy to z turniejów Grand Prix, kiedy łupem Polek padły wygrane z Chinkami, Włoszkami i Rosjankami, czy może to z Pucharu Świata, w którym kadra nie wygrała z żadnym ze znaczących rywali. Podpowiedzią, a nie odpowiedzią, mogą być mistrzostwa Europy, stojące - o czym przekonujemy się teraz - na słabym poziomie. Włoszki, które z łatwością ograły w Belgii i Luksemburgu wszystkie ekipy, nie były tam w najwyższej formie. Ich szczyt, a właściwie doskonałość, do której przez lata bezskutecznie dąży wiele drużyn, przypadł na Japonię. Serbki, które boleśnie wybiły Polkom z głowy trzecie kolejne złoto ME, pokazały, że są drużyną młodą i chimeryczną. Że europejski turniej to ich druga kolejna impreza po ubiegłorocznych mistrzostwach świata, na której zdobyły medal głównie dzięki słabości przeciwniczek.

Puchar Świata, choć to najtrudniejszy w siatkówce turniej (11 meczów w dwa tygodnie), był paradoksalnie najłatwiejszą drogą Polek do Pekinu. Oczywiście gładkie przegrane z Brazylią czy Włochami nie zostawiały wątpliwości, ale z USA, Kubą czy Japonią Polki powinny wygrać. Polki dobrze przygotowane i w optymalnym zestawieniu.

Skąd ta kadra?

Japońska impreza nie była miejscem na eksperymenty, a jednak Bonitta i jego sztab uczynili z kadry poligon. Nie da się przyjąć argumentów, że Izabela Bełcik nie pojechała do Japonii z powodów zdrowotnych, skoro sama zawodniczka i jej klubowy trener zapewniają, że jest absolutnie w pełni sił. Jeśli Bonitta zrezygnował z niej z powodów dyscyplinarnych za spóźnienie na zbiórkę przed powrotem do Polski z mistrzostw Europy, należało o tym powiedzieć wprost.

Kilka siatkarek pojechało do Japonii na wycieczkę. Nie mam zamiaru zabijać zapału do siatkówki Agnieszki Bednarek czy Klaudii Kaczorowskiej, ale one same dobrze wiedzą, że umiejętności i niewielkie doświadczenie nie pozwalają o nich mówić: pełnoprawne, wartościowe kadrowiczki.

Osobny jest przypadek Magdaleny Śliwy, która z asystenta trenera stała się podstawową rozgrywającą na kluczowy, otwierający turniej mecz z Brazylią. Tym wyborem Bonitta strzelił sobie w stopę, bo ze Śliwy - co pokazał Puchar Świata - nie zrobi na powrót pierwszej rozgrywającej, a przy okazji podważył znacząco jej autorytet w oczach młodszych koleżanek.

Więcej ciepła

Jeden z włoskich dziennikarzy obsługujących Puchar Świata powiedział wprost: "Bonitta to doskonały fachowiec, ale nie nadaje się do pracy z kobietami". Mówił też o rachunku, jaki wystawiły trenerowi Elisa Togut, Francesca Piccinini i Simona Rinieri. Doprowadził je do mistrzostwa świata, ale potem zbuntowały się przeciwko Bonitcie.

Szef Polskiego Związku Piłki Siatkowej Mirosław Przedpełski też zauważył, że "Bonitta nie dociera do dziewczyn", a Małgorzata Glinka w rozmowie z "Gazetą" powiedziała: "On stoi za nami, my za nim, ale nie można powiedzieć, że ufamy sobie bezgranicznie. Do tego potrzeba czasu, tak jak w życiu, gdzie można być z kimś dziesięć lat i wciąż mieć wątpliwości".

Gdy Bonitta bierze czas, ogranicza się do chłodnej wymiany zdań i rozrysowania na tablicy kierunków ataku. Zupełnym przeciwieństwem Bonitty jest choćby jego następca w reprezentacji Włoch Massimo Barbolini, który na taktykę też zwraca uwagę, ale interesuje go przede wszystkim kontakt z zawodniczkami.

Glinka, opowiadając o trenerze, wskazała też na inny problem. "Wokół Bonitty jest w reprezentacji bardzo wiele osób, ale i tak ma problem z komunikacją. Nie zna polskiego i nim jego myśl trafi do zawodniczek, jest tłumaczony kilkakrotnie. Znam włoski i słyszę, że nie wszystko, co mówi, trafia w odpowiednim kontekście".

Sam selekcjoner co prawda uczy się polskiego, ale niewiele robi, by chłodną aurę ocieplić. Stosowane przez niego klasztorne metody, zakaz opuszczania hotelu (zawodniczki pozostałych reprezentacji mogły wychodzić) i inne wymogi surowego regulaminu powodowały, że siatkarki wyglądały w Japonii na zastraszone. Polscy dziennikarze, którzy pojechali za drużyną na PŚ, opowiadają, że właściwie trudno było z którąkolwiek z zawodniczek przeprowadzić swobodną rozmowę.

Polskie siatkarki, przyzwyczajone w klubach do w miarę jasnych zasad (tak przynajmniej zapewniają klubowi szkoleniowcy), w kadrze tracą głowę, zastanawiając się, czy aby nikt nimi nie manipuluje. List napisany przez nie po kompromitującym występie z Włoszkami, w którym siatkarki obiecują, że następny mecz już na pewno wygrają, był wydarzeniem bez precedensu. Nie dlatego, że sportowiec nie powinien niczego obiecywać. Dlatego, że oświadczenie było ponoć odgórnie narzucone (żadna zawodniczek nie chce potwierdzić tego pod nazwiskiem), by kibice nie wieszali psów na kadrze, na działaczach i trenerach przede wszystkim.

Tu też trzeba wspomnieć o samym Bonitcie, który - o tym wiadomo, odkąd prowadził reprezentację Włoch - przegrywać nie lubi i nie umie. Trudno mu również wziąć na siebie odpowiedzialność za klęskę, dlatego po przegranych spotkaniach z łatwością wskazywał, na szczęście nie publicznie, na zawodniczki, które jego zdaniem zawaliły.

Pekin czeka

Polska ma siatkarki, które są w stanie wywalczyć igrzyska, i to w dobrym stylu, nie oglądając się na rywali. Oprócz tych, które były na ME i PŚ, są przecież jeszcze i Anna Barańska, i Natalia Bamber, i Kamila Frątczak. A może Bonitta, oglądając mecze rozpoczynającej się za tydzień Ligi Siatkówki Kobiet, wychwyci jakąś perełkę, zdając się na własną intuicję, a nie opinię obecnych w kadrze polskich podpowiadaczy, którzy znają włoski.

Problem w tym, że Bonitta, jeśli wróci do Polski - wyjechał z Pucharu Świata do operowanej żony - nie ma już czasu. To dla niego ostatnia chwila, by zbudować normalną reprezentację. Normalną, czyli wolną od koterii i intryg, w której grają najlepsze siatkarki. Silną na tyle, by już w styczniowym turnieju kontynentalnym w Halle zapewnić sobie olimpijską nominację. To także ostatni dzwonek dla większości siatkarek. Dla nich - m.in. Glinki, Liktoras, Świeniewicz, Dziękiewicz - mogą to być jedyne igrzyska w karierze.

Droga na igrzyska w Pekinie

W turnieju siatkarek w Pekinie zagra 12 zespołów. Obok Chinek, które wystąpią jako gospodarze, przez Puchar Świata awansowały Włoszki, Brazylijki i Amerykanki. Polska może mieć jeszcze dwie szanse na olimpijską kwalifikację:

1. Turniej kontynentalny w Halle (15-20 stycznia). Zagrają w nim także drużyny Niemiec, Rosji, Serbii, Holandii, Rumunii, Turcji i Chorwacji. Do Pekinu awansuje zwycięzca.

2. Turniej interkontynentalny w Japonii (17-25 maja). Zagrają w nim m.in. dwie najlepsze drużyny z Europy w rankingu FIVB, które nie wywalczyły jeszcze awansu. Polki wystąpią w nim pod warunkiem, że w turnieju w Halle zwycięży Rosja lub Serbia. Do Pekinu z Japonii awansują cztery drużyny (trzy z podium plus najlepszy azjatycki zespół).

Copyright © Agora SA