Teraz Bułgaria, jak na mundialu

Najpierw nasi siatkarze rozbili Grecję 3:0, potem zaczęły się emocje, czyli losowanie półfinałów. Polacy zmierzą się w sobotę z Bułgarią, po nich Rosja zagra z Francją

Kulkę, wewnątrz której zwinięta była kartka ze słowem "Polska", wyciągnął po wieczornej konferencji prasowej w izmirskiej hali Halkapinar menedżer naszej kadry Witold Roman. Po chwili ruszyły negocjacje, by ustalić, w jakiej kolejności ustawić półfinały. Polacy zagrają wcześniej, o godz. 16.30, bo - jak argumentowała przedstawicielka kontynentalnych władz siatkarskich (CEV) - tego zażyczył sobie Polsat, "będący ważnym partnerem całej europejskiej siatkówki".

Losowanie stało się dla reprezentacji Daniela Castellaniego, która awans zagwarantowała sobie już w środę, głównym wydarzeniem dnia. Na turnieju tradycyjnym, rozgrywanych według zdrowych sportowych zasad, lider grupy izmirskiej zmierzyłby się w półfinale z wiceliderem grupy stambulskiej, a lider stambulskiej z wiceliderem izmirskiej. Siatkarscy działacze lubią jednak rozwiązania oryginalne. Ich wymysł kapitan Bułgarów Władimir Nikołow uznał "szaleństwo" i "grę nie fair", a jako specjalnie uprzywilejowanych wskazał właśnie Polaków, którzy dzięki regulaminowemu dziwolągowi mogli uniknąć starcia z głównymi faworytami turnieju aż do finału. Oburzył się, że przy szczęśliwym trafie biało-czerwoni mogli w sobotę znów zagrać z Francją, pokonaną na inaugurację ME.

- Nie rozumiem jego pretensji - komentował trener Castellani. - Od 30 lat robię w siatkówce i odkąd pamiętam, gospodarze wszelkich turniejów, łącznie z olimpijskimi, byli uprzywilejowani. To logiczne, coś im się należy za organizację.

Nikołow w sobotę będzie miał okazję sprawdzić własnymi rękami, czy biało-czerwoni rzeczywiście są słabi i bez regulaminowego wsparcia by nie przetrwali. Mecz będzie rewanżem za półfinał ostatniego mundialu, w którym kadra Raula Lozano zwyciężyła 3:1. Bułgarzy oba turnieje - tamten sprzed trzech lat oraz obecny - rozpoczęli rewelacyjnie, by z upływem czasu gasnąć. Wczoraj nie urwali Rosjanom nawet seta, choć wcześniej byli niepokonani.

Polacy nie wyhamowują. Mecz z Grecją miał charakter niemal towarzyski, więc Castellani wystawił stojących dotąd głównie w rezerwie Jakuba Jarosza i Michała Ruciaka, dając odpocząć Piotrowi Gruszce oraz Michałowi Bąkiewiczowi. Trener rywali też musiał pomanipulować składem, bo podstawowi albo mu się potruli (i wylądowali w szpitalu), albo nabawili się urazów. I nasi siatkarze wrócili - po dwóch pięciosetowych tasiemcach z Hiszpanią i Słowacją, w których bronili piłek meczowych - do zwyciężania pewnego i bezbolesnego. Nie oddali nawet seta.

Znów też, co może być zbieżnością nieprzypadkową, ostre strzelanie urządził sobie Bartosz Kurek. Grecy czuli chyba ulgę za każdym razem, gdy trafiał w boisko, bo gdyby celował w nich, komuś mogła stać się krzywda. Zbijał potężnie, aż jęczała piłka. W ogóle wiódł tego popołudnia słodkie życie, bo przeciwnik serwował delikatnie, dzięki czemu Piotr Gacek i Ruciak mogli w duecie zająć się przyjmowaniem, chroniąc kolegę, który bardziej od pracy przy podłodze lubi fruwanie nad siatką. Kurek musiał odebrać grecką zagrywkę tylko raz, w przedostatniej akcji meczu. Całą energię wkładał w ofensywę.

Tak łatwo Polacy nie wygrali jeszcze w Izmirze z nikim, zwycięską passę wydłużyli do 17 meczów. Na samym jej początku, jeszcze w lipcu, pokonali m.in. Bułgarię. Dwukrotnie, w sparingach. - W ogóle w ostatnich latach przegraliśmy z nimi najwyżej jeden raz - przypomina Daniel Pliński.

Polska - Grecja 3:0 - relacja z meczu  ?

Copyright © Agora SA